Выбрать главу

Na trawniku zebrały się dziesiątki naszych przyjaciół i kolegów Matta z pracy. Kiedy wysiedliśmy z samochodu, przywitali nas burzliwymi oklaskami.

– Suzanne! Matt! – wykrzykiwali.

Po prostu mowę mi odebrało. Przez te trzy dni współpracownicy i koledzy Matta musieli się uwijać dzień i noc, żeby dokonać czegoś takiego.

– Jeszcze została mi elektryczność i hydraulika – wyjaśnił przepraszająco Matt.

– Och, tak mnie rozpieszczasz – powiedziałam zawstydzona, tuląc go mocno.

– O nie – szepnął. – To nawet nie dosyć, Suzanne. Tak się cieszę, że mam cię z powrotem.

Nickolasku, mój kochany Nickolasku.

Wszystko znów najwyraźniej zmierza w dobrym kierunku. Czas pędzi jak szalony. Jutro skończysz roczek! Sporo, prawda?

Co tu dodać poza tym, że uważam to za dar od Boga? Mogę patrzeć, jak rośniesz, jak wyrasta ci pierwszy ząbek, jak stawiasz pierwszy krok, wypowiadasz pierwsze zdanie, rozwijasz dzień po dniu.

Dziś rano bawiłeś się wielkimi gumiakami taty, które trzyma na dnie szafy. Wyszedłeś w nich. Zacząłeś się śmiać. Wtedy ja też się roześmiałam, wszedł tata, on również zaczął się śmiać.

Nickolas, Suzanne i Matt! Co za trio.

Jutro będziemy obchodzić twoje pierwsze urodziny. Wszystkie prezenty już dla ciebie wybrałam. Jednym z nich są nasze zdjęcia z wakacji. Wybrałam najlepsze i dałam do oprawienia. Nie powiem, które najbardziej mi się podobają, to niespodzianka.

Ale wyjawię ci, że będą w srebrnych ramkach z wygrawerowanymi księżycami, gwiazdkami i aniołkami. Żeby ci się spodobały.

Och, Nickolas.

Jest już późno, tata i ja dostaliśmy małpiego rozumu. Minęła północ, czyli właściwie już są twoje urodziny.

Nie mogliśmy się powstrzymać, dlatego zakradliśmy się do twojego pokoju i przyglądaliśmy ci się chwilę. Trzymaliśmy się za ręce i przesyłaliśmy całuski. Ty też tak umiesz, bo jesteś bystry.

Tata przyniósł jeden z twoich prezentów, jaskrawoczerwony kabriolet corvette. Położył ci go ostrożnie w nogach łóżka. Ależ ty i twój tata macie bzika na punkcie samochodów. Faceci chyba żyją dla aut, tak fascynuje ich pęd.

Matthew i ja przytuliliśmy się do siebie, patrząc, jak śpisz. To dla mnie jeden z najcudowniejszych widoków na świecie. Sam też tego nie przegap! Przyglądaj się, jak śpi twoje dziecko.

Potem w tym wesołym nastroju pociągnęłam za sznurek twojej pozytywki. Zagrała pięknie „Zagwiżdż wesołą melodyjkę”.

Matt i ja kołysaliśmy się w takt muzyki. Najchętniej spędzilibyśmy tak przy tobie całą noc. Obejmując, się, przyglądając ci się pogrążonemu we śnie, tańcząc w takt dźwięków twojej pozytywki.

– Ależ mamy szczęście – szepnęłam do Matta. – Prawda, że nie istnieje w życiu nic lepszego?

– Prawda, Suzanne. To takie proste, ale masz rację.

Wreszcie poszliśmy do łóżka i tam przeżyliśmy drugie w kolejności szczęście. Kiedy Matt już zasnął, wstałam i napisałam ci króciutki liścik: „Kocham Cię, maleńki. Do zobaczenia rano. Nie mogę się doczekać.”

Matthew

Witaj, najdroższy Nickolasie, tu Tata.

Pisałem ci, jak bardzo cię kocham? Jakim jesteś dla mnie bezcennym skarbem? No to piszę. Jesteś najlepszym, najcudowniejszym synkiem, jakiego można sobie wyobrazić. Tak bardzo cię kocham.

Wczoraj rano coś się stało. Dlatego piszę do ciebie zamiast mamusi. Muszę to napisać. Jeszcze nie wiem jak, wiem jedno, że muszę to z siebie wyrzucić. Muszę z tobą porozmawiać.

Ojcowie powinni więcej rozmawiać z synami. Wielu z nas boi się okazywać uczucia, ale chciałbym, żeby między nami było inaczej. Żebym zawsze mógł ci powiedzieć, co czuję.

Choćby tak jak teraz.

Tyle że to takie trudne, Nick.

Nigdy w życiu nie miałem trudniejszego zadania.

Mama jechała do sklepu po prezent urodzinowy dla ciebie, piękne zdjęcia w oprawkach. Tak bardzo się cieszyła. Ślicznie wyglądała, opalona po spacerach na plaży. Do tej pory widzę, jak wychodzi i nie mogę usunąć tego obrazu spod powiek.

Pięknie się uśmiechała. Miała na sobie żółty sweterek i białą bluzkę. Jej jasne loki powiewały w rytm kroków. Nuciła pod nosem twoja piosenkę: „Zagwiżdż wesołą melodyjkę”.

Powinienem był ją ucałować, uściskać na pożegnanie. A ja tylko zawołałem za nią: „Kocham cię” – i posłałem jej całusa.

Wciąż widzę, jak odsyła mi całusa samymi wargami. Widzę, jak się ogląda, jak puszcza do mnie oko, słynne perskie oko Suzanne.

Och, Nick, Nick. Jak ci to napisać?

Syneczku, mama dostała zawału serca w drodze do miasta. To jej serce, tak wielkie, tak wyjątkowe, nie wytrzymało dłużej.

Jeszcze nie pogodziłem się z tą wiadomością, jeszcze do mnie nie dotarła. Powiedziano mi, że straciła przytomność, zanim uderzyła w barierkę na Old Pond Bridge Road. Jej dżip wpadł do wody, wylądował na boku.

Doktor Cotter twierdzi, że umarła natychmiast w wyniku rozległego zawału, ale kto może znać przebieg ostatnich sekund? Mam nadzieję, że nie cierpiała. Aż mnie poraża taka myśl.

Kiedy widziałem ją po raz ostatni, była szczęśliwa. Pięknie wyglądała. O Boże. Żeby tak móc ją jeszcze raz zobaczyć. Chyba to nie jest aż tak wygórowane, aż tak niedorzeczne pragnienie?

Bardzo kochałem Suzanne. Była najbardziej szczodrą osobą, jaką znałem, pełną serca i zrozumienia dla innych. Może najbardziej uwielbiałem w niej umiejętność słuchania. I była taka wesoła. Teraz też pewno obróciłaby wszystko w dowcip. Może zresztą to robi. Uśmiechasz się, Suzanne? Chciałbym myśleć, że tak. Tak sobie ciebie wyobrażam.

Dzisiaj pojechałem na cmentarz Abel’s Hill, żeby wybrać specjalne miejsce dla mamy. Miała zaledwie trzydzieści siedem lat. Co za marnotrawstwo. Chwilami ogarnia mnie taki gniew, że najchętniej roztrzaskałbym jakieś szkło.

Teraz jest wieczór. Siedzę w twoim pokoju i patrzę, jak twoja śmieszna lampka z klaunem rzuca w półmroku wesołe cienie na ściany. Dębowy koń na biegunach, którego ci zrobiłem, przypomina mi karuzelę Fruwające Konie. Pamiętasz naszą wspólną eskapadę, kiedy jeździliśmy na tych kolorowych koniach? Nickolas, Suzanne i Matt.

Siedziałeś przede mną i z przejęciem głaskałeś prawdziwą końską grzywę. Widzę mamusię jadącą przed nami na Aksamitce. Odwraca się i puszcza do nas to swoje słynne perskie oko.

Och, Nick, gdybym mógł wrócić w czasie do zeszłego tygodnia, zeszłego miesiąca, zeszłego roku. Nie wyobrażam sobie jutra.

Szkoda, że to nie jest szczęśliwe zakończenie.

Szkoda, że nie mogę powtórzyć bodaj tylko raz – prawda, jakie to szczęście?

Kochany, najdroższy Nicku.

Wciąż jeden obraz Suzanne wraca do mnie w myślach. Pokazuje, co było w niej cudownego i wyjątkowego.

Jest wieczór. Mama klęczy na frontowym ganku. Prosi mnie o wybaczenie, chociaż nie ma czego wybaczać. Tego dnia dostała smutną wiadomość, ale myśli tylko o tym, że mogła mnie skrzywdzić. Zawsze najpierw myślała o innych, ale zwłaszcza o nas dwóch. Rozpuściła nas, Nickolasie.

Dzisiaj z zadumy i melancholii wyrwał mnie nieoczekiwany telefon.

Do mamy.

Po raz pierwszy przeszły mi przez gardło te straszne słowa: „Suzanne odeszła”.

W słuchawce długie milczenie, po czym nerwowe słowa współczucia. Dzwonił właściciel sklepu z ramami Chilmark. Mama nie zdążyła tam dotrzeć, a zdjęcia w ramkach wciąż czekały na odbiór. Powiedziałem właścicielowi, że po nie podjadę.