Выбрать главу

— Rada bym nieba przychylić waćpani i waćpannom! Okrutniem wam rada! Dobrze, że jakowa przygoda nie spotkała was w drodze, bo o to w naszej pustyni nietrudno, ale właśnie dziś do szczętuśmy grasantów wygnietli.

Widząc zaś, że pani Boska spogląda na nią ze wzrastającym zdumieniem, uderzyła się po szabelce i dodała z wielką chełpliwością:

— I ja byłam w bitwie! A jakże! Tak to u nas! Dla Boga, pozwólże mi waćpani odejść, szatki przystojniejsze dla mojej płci wdziać i trochę ręce ze krwi obmyć, bo z okrutnej bitwy wracamy. Oho! Żeby Azba nie był zniesion, może byś waćpani nie dotarła szczęśliwie do Chreptiowa. W mig wracam, a Michał będzie przez ten czas służył waćpani.

To rzekłszy znikła za drzwiami, a mały rycerz, który już był powitał pana Bogusza i pana Nowowiejskiego, przysunął się do pani Boskiej.

— Bóg mi takową niewiastę dał — rzekł jej — która nie tylko w domu słodką towarzyszką, ale i w polu mężnym towarzyszem być umie. Teraz zaś z jej rozkazu służby moje waćpani dobrodziejce polecam.

Na to pani Boska:

— Niechże jej Bóg błogosławi we wszystkim, jako na urodzie jej pobłogosławił. Jestem Antoniowa Boska; nie po to ja tu przyjechałam, żeby służb od waszej mości wymagać, jeno żeby go o pomoc i ratunek w nieszczęściu moim na kolanach prosić. Zośka! Klęknij i ty przed tym rycerzem, bo jeśli on nie poradzi, nikt nie poradzi!

To rzekłszy pani Boska rzuciła się istotnie na kolana, a urodziwa Zosia poszła za jej przykładem i obie zalawszy się rzewnymi łzami, poczęły wołać:

— Ratuj, rycerzu! Miej litość nad sierotami!

Hurma oficerów zbliżyła się zaciekawiona, widząc klęczące niewiasty, a zwłaszcza że ich widok urodziwej Zosi pociągnął, mały rycerz zaś, zmieszany wielce, począł panią Boską podnosić i usadzać na ławie.

— Na Boga — mówił — co waćpani czynisz? Jam to prędzej klęknąć powinien, jako przed białogłową stateczną. Mówże waćpani, w czym mogę pomoc swoją okazać, a jako Bóg na niebie, nie omieszkam!

— Uczyni on to; i ja się z mojej strony dołożę! Zagłoba sum! Dość waćpani wiedzieć! — zawołał, wzruszony łzami niewiast, stary wojownik.

Wówczas pani Boska skinęła na Zosię, ta zaś wydobyła prędko zza stanika list i podała go małemu rycerzowi.

Ów spojrzał na pismo i rzekł:

— Od pana hetmana!

Po czym rozerwał pieczęć i czytać począł:

„Mnie wielcy miły i kochany Wołodyjowski! Przez pana Bogusza z drogi posyłam ci mój szczery afekt i instrukcje, które pan Bogusz personaliter[384] ci oznajmi. Teraz, ledwo po fatygach w Jaworowie stanąłem, zaraz się druga sprawa nadarza. Wielce mi zaś ona na sercu leży, a to z życzliwości, jaką mam dla żołnierzów, o których gdybym zapominał, to by Pan Bóg o mnie zapomniał. Pana Boskiego, kawalera wielkiej zacności i najmilszego towarzysza, orda ogarnęła temu kilka lat pod Kamieńcem. Żonę jego i córkę w Jaworowie przytuliłem, ale im serca płaczą, tej za mężem, a tej za ojcem. Pisałem przez Piotrowicza do pana Złotnickiego, naszego rezydenta w Krymie, aby tam Boskiego wszędy szukali. Podobno, że i znaleźli, ale go schowano, więc wydany z innymi jeńcami być nie mógł i pewnie dotychczas na galerach wiosłuje. Niewiasty w desperacji całkiem utraciwszy nadzieję już mnie i molestować przestały, ale ja, świeżo wróciwszy i widząc ten ich żal nieutulony, przenieść tego na sobie nie mogę[385], aby przecie jakowegoś ratunku nie przedsięwziąć. Ty tam blisko jesteś i z wieloma murzami, jako wiem, pobratymstwo zawarłeś. Posyłam ci tedy niewiasty, a ty pomoc im daj. Piotrowicz będzie wkrótce jechał. Dajże mu listy do pobratymców. Jać do wezyra ni do chana pisać nie mogę, bo mi nieżyczliwi, a przy tym boję się o to, żeby z uwagi na moje listy za jakąś zbyt znamienitą osobę Boskiego nie poczytali i wykupu nad miarę nie podnieśli. Piotrowiczowi pilno tę sprawę poleć i przykaż, żeby bez Boskiego nie wracał, a pobratymców wszystkich porusz. Zawsze oni, choć poganie, wiary poprzysiężonej dotrzymują, a dla ciebie respekt wielki mieć muszą. Czyń wreszcie, co chcesz; jedź choćby do Raszkowa, obiecnij[386] trzech znaczniejszych na wymianę, byle Boski koniecznie, jeśli żyw, wrócił. Nikt lepiej nad ciebie wszystkich sposobów nie zna, bo jako słyszę, krewnych jużeś wykupywał. Bóg cię pobłogosławi, a jać jeszcze lepiej pokocham, bo mi się serce krajać przestanie. O twoim gospodarstwie chreptiowskim słyszałem, że tam już spokojnie. Tegom się spodziewał. Na Azbę jeno baczenie dawaj. De publicis pan Bogusz wszystko ci opowie. Na Boga, od Wołoszy pilno nasłuchujcie, bo ponoś[387] wielka nawała nas nie minie. Polecając twojemu sercu i usilności panią Boską, piszę się etc.[388]

Pani Boska płakała ciągle w czasie czytania listu, a Zosia wtórowała jej wznosząc swoje modre oczka ku niebu.

Tymczasem, nim pan Michał skończył, wbiegła Basia, już przybrana w szatki niewieście, i widząc łzy w oczach kobiet, poczęła troskliwie dopytywać, o co chodzi. Więc pan Michał przeczytał jej raz jeszcze list hetmański, ona zaś, wysłuchawszy go uważnie, z zapałem natychmiast poparła hetmańskie i pani Boskiej prośby.

— Złote serce pana hetmana! — zawołała ściskając męża. — Ale i my nie okażem gorszego, Michałku! Pani Boska zabawi tu u nas do czasu powrotu męża, a ty onego we trzy miesiące z Krymu sprowadzisz. We trzy albo we dwa, co, prawda?

— Albo jutro, albo za godzinę! — odrzekł przekomarzając się pan Michał.

Tu zwrócił się do pani Boskiej:

— Prędka, jako waćpani widzisz, u mojej żony rezolucja.

— Niechże ją za to Bóg błogosławi! — powtórzyła pani Boska. — Zosiu, ucałuj ręce pani komendantowej.

Ale pani komendantowa ani myślała dawać rąk do całowania, natomiast uściskały się z Zosią raz jeszcze, bo jakoś od razu przypadły sobie do serca.

Po czym Basia zwróciła się do męża, do pana Zagłoby i innych oficerów.

— Do rady, mości panowie! Do rady, do rady, a żywo!

— Żywo, bo głowa gore! — mruknął pan Zagłoba.

A Basia potrząsnęła płową czupryną:

— Nie mnie głowa, ale tym paniom serca z żalu gorą!

— Nikt się twojej poczciwej intencji nie przeciwi — rzekł Wołodyjowski — trzeba tylko naprzód szczegółowie[389] relacji pani Boskiej wysłuchać.

— Zosiu, powiadaj wszystko, jak było, bo ja od łez nie mogę — rzekła matrona.

Zosia spuściła oczy w ziemię, zakrywszy je całkiem powiekami, po czym zarumieniła się jak wiśnia, nie wiedząc, od czego począć, i zawstydzona bardzo, że jej w tak licznym gronie przychodzi głos zabrać.

Lecz pani Wołodyjowska przyszła jej z pomocą.

— Zośka, a kiedy pana Boskiego w jasyr wzięto?

— Pięć lat temu, w sześćdziesiątym siódmym — odrzekła cienkim głosikiem Zosia nie podnosząc swych długich rzęs z oczu.

I następnie zaczęła już jednym tchem recytować:

— Nie było wtedy słychu o zagonach, a chorągiew tatusiowa stała pod Paniowcami. Tatuś z panem Bułajowskim mieli nadzór nad czeladzią, co w łąkach stad pilnowała, a tymczasem przyszli Tatarzy z wołoskiego szlaku i ogarnęli tatusia razem z panem Bułajowskim, ale pan Bułajowski już dwa lata temu powrócił, a tatuś nie powrócił.

Tu dwie drobniutkie łezki poczęły płynąć po Zosinych jagodach, aż rozczulił się tym widokiem pan Zagłoba i rzekł:

вернуться

personaliter (łac.) — osobiście.

вернуться

nie móc przenieść czego na sobie (przestarz.) — nie móc czego znieść.

вернуться

obiecnij — obiecaj.

вернуться

ponoś — ponoć, podobno.

вернуться

etc. (łac.) — i tak dalej (skrót od et cetera).

вернуться

szczegółowie — szczegółowo