Выбрать главу

— Skąd wiedzieliście, że żyję?

— Z tego samego źródła, z którego dowiedzieliśmy się, że ci, którzy weszli za nami do tunelu, nie byli naszą tylnią strażą. Podsłuch. Wszystko, co zrobiłaś i co tobie zrobiono, wszystko, co powiedziałaś i co powiedziano tobie, było podsłuchiwane i nagrywane. Zajęty przygotowywaniem akcji, nie mogłem kontrolować tego osobiście, ale w wolnych chwilach odtwarzano mi najważniejsze fragmenty. Jestem z ciebie naprawdę dumny, dziewczyno. Na podstawie rozmieszczenia urządzeń podsłuchowych ustaliliśmy, gdzie cię przetrzymują i ilu cię pilnuje. Wiedzieliśmy, że jesteś skatowana, i orientowaliśmy się, jak bardzo. Przez przekaźnik w energobilu śledziliśmy sytuację aż do momentu, gdy uderzyliśmy — to znaczy nasi ludzie uderzyli — na dom. Ja dowodziłem z pojazdu. Czterej spośród nich — w tym jeden uzbrojony tylko w nożyce do cięcia stali — odszukali i zabrali ciebie. Cała akcja trwała trzy minuty i jedenaście sekund. Potem podłożyliśmy ogień i wynieśliśmy się stamtąd.

— Szefie! Podpalił pan swoją ukochaną farmę?

— Gdy okręt tonie, nikt nie martwi się o los mesy oficerskiej. I tak nie moglibyśmy już z niej korzystać. Podpalając farmę, zniszczyłem wiele kompromitujących dokumentów oraz tajnych i quasi-tajnych urządzeń. Przede wszystkim jednak chodziło o to, by dzięki pożarowi domu łatwiej i szybciej sprzątnąć tych, którzy poznali jego sekrety. Budynek został otoczony jeszcze zanim użyliśmy miotaczy. Strzelaliśmy do każdego, kto próbował uciekać przed płomieniami. Był tam między innymi twój znajomy, Jeremy Rockford! Gdy wyszedł bocznymi drzwiami, kurtka na nim już płonęła. Przez chwilę zawahał się i upadł. To go zgubiło. Sądząc z ryku, jaki wydobywał się z jego gardła, nie miał raczej lekkiej śmierci.

— Do diabła, Szefie, mówiąc, że chcę, aby cierpiał, nie miałam na myśli robienia z niego żywej pochodni.

— Gdyby nie zachowywał się jak koń, który nie chce uciekać z płonącej stajni, mógłby zginąć tak, jak inni — szybko i bezboleśnie — od ładunku laserowego. Nie braliśmy jeńców.

— Nie chciał pan nikogo przesłuchać?

— W zasadzie powinienem. Nie wiesz jednak, mój drogi Piętaszku, jaka wtedy panowała atmosfera. Wszyscy znali te taśmy z twoich przesłuchań. Każdy najdrobniejszy szczegół od początku gwałtu aż do końca tortur. Chłopcy nie wzięliby nikogo żywcem, bez względu na rozkazy. Dlatego nawet nie próbowałem ich wydawać. Stałaś się dla swoich kolegów niemalże przedmiotem uwielbienia. Nawet nie masz pojęcia, jak są do ciebie przywiązani. Nawet ci, których nigdy nie spotkałaś i najprawdopodobniej nie spotkasz. — Szef sięgnął po kule i podniósł się z trudem. — Jestem tu już o siedem minut dłużej, niż pozwolił mi twój psycholog. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i poprawi ci łóżko. Śpij i wracaj do zdrowia.

Gdy wyszedł, długo jeszcze myślałam o tym, co powiedział. „Przedmiot uwielbienia”, „przywiązanie”… Nie mogę powiedzieć, żeby te słowa nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Jeśli tak naprawdę do nikogo się nie należy — takie słowa znaczą wszystko. Szczególnie dla kogoś, komu na każdym kroku przypomina się, że nie jest człowiekiem.

Rozdział IV

Nadejdzie taki dzień, kiedy to ja będę górą w dyskusji z Szefem. Nie myślcie jednak, że po raz pierwszy.

Zdarzało się już, że to moje było na wierzchu. Zazwyczaj wtedy, gdy mnie nie odwiedzał.

Zaczęło się od różnicy zdań na temat tego, jak długo miała trwać moja rekonwalescencja. Byłam gotowa jechać do domu lub wrócić do służby już po czterech dniach. Nie zamierzałam co prawda pchać się od razu na pierwszą linię. Mogłam na początek przejąć lżejsze obowiązki albo polecieć na Nową Zelandię i tam leczyć rany.

Zresztą, nie było ich znowu tak wiele: kilka oparzeń, cztery połamane palce, proste złamanie prawej kości piszczelowej i strzałki, trochę bardziej skomplikowane zmiażdżenie palców i kości obu stóp oraz niewielkie pęknięcie czaszki. Miałam też odcięty prawy sutek, lecz nie było to groźne, choć wyglądało paskudnie.

Pamiętani tylko miażdżenie stóp. Resztą musieli się zająć, gdy moje zmysły przytępił już ból. Nic więc dziwnego, że tego nie zarejestrowały.

Któregoś dnia Szef powiedział: — Wiesz przecież dobrze, Piętaszku, że sama regeneracja twojej brodawki piersiowej zajmie co najmniej sześć tygodni.

— Przecież to tylko prosty zabieg kosmetyczny. Dobry chirurg plastyczny załatwi to w ciągu tygodnia. Tak mi powiedział dr Krasny.

— Posłuchaj, młoda damo. Po pierwsze, zostałaś pokiereszowana w czasie pełnienia zleconej przeze mnie misji. Po drugie zaś, uważam się za człowieka mającego moralny obowiązek zachowania i chronienia wszystkiego, co piękne. Te dwa powody są w twoim wypadku wystarczające, by trzymać cię tutaj — choćby pod strażą — tak długo, jak będzie tego wymagała sztuka terapii. Posiadasz urzekająco śliczne ciało, lecz obecnie znajduje się ono w żałosnym stanie. Nie zamierzam przejść nad tym do porządku dziennego. Ono musi wrócić do poprzedniego wyglądu.

— Nie mam nic przeciwko zabiegom kosmetycznym, mówiłam już przecież. Nie oczekuję jednak, bym kiedykolwiek miała mleko w tej piersi. To bez znaczenia dla kogoś, z kim pójdę do łóżka.

— Piętaszku, możesz wmawiać sobie, że nigdy nie będziesz chciała mieć dzieci, lecz estetyczna i funkcjonalna pierś to coś zupełnie innego niż chirurgiczna imitacja. Twoi potencjalni kochankowie mogą nie zdawać sobie z tego sprawy, ale ty i ja wiedzielibyśmy. Nie, nie, moja droga. Wszystko ma być tak, jak przedtem.

— Hmm… A kiedy pan zamierza zregenerować swoje oko?

— Nie bądź arogancka, moje dziecko. W moim przypadku czynnik estetyczny nie gra żadnej roli.

Moje cycki stary się więc tak dobre, jak przedtem; może nawet lepsze.

Co do łatwości, z jaką przychodziło mi zabijanie, również nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka. Kiedy ponownie wspomniałam o tej sprawie, Szef skrzywił się, jakby zjadł coś kwaśnego.

— Nie przypominam sobie, Piętaszku, abyś kiedykolwiek zabiła bez wyraźnej potrzeby. Czyżbyś sprzątnęła kogoś, o kim nie wiem?

— Nie, nie — odrzekłam pośpiesznie. — Za każdym razem był pan o tym informowany. Nikt też nie zginął z mojej ręki, zanim nie zaczęłam dla pana pracować.

— A potem zawsze robiłaś to w samoobronie. Gdzież więc jest problem?

— W przypadku Belsena nie można mówić o żadnej samoobronie. Facet nie tknął mnie nawet palcem.

— Beaumont. Najczęściej tego nazwiska używał. Samoobrona czasami opiera się na zasadzie: „Zrób przeciwko komuś to, co on może zrobić przeciwko tobie, ale zrób to pierwszy”. De Camp, o ile dobrze sobie przypominam, albo któryś z pozostałych zwolenników dwudziestowiecznej szkoły filozofii pesymizmu. Poprosiłem o dostarczenie mi dossier pana Beaumonta. Możesz do niego zajrzeć; być może wówczas zmienisz zdanie.

— Sama wiem, że nie był harcerzem i nie szedł za mną po to, aby dać mi buzi; sprawdziłam przecież, co miał w portfelu. Ale wtedy było już po fakcie.

Szef milczał przez chwilę, namyślając się.

— Wiesz, czym różni się kurier od zawodowego zabójcy? — zapytał w końcu chłodnym tonem.

Szczęka opadła mi na dół.

— Podstawowa różnica między nimi polega na tym — ciągnął dalej, najwyraźniej zirytowany — że kurier zabija zawsze w obronie własnej. Często instynktownie, bez namysłu. I zawsze z pewnym prawdopodobieństwem popełnienia błędu. Nie każdy posiada twój talent błyskawicznego kojarzenia faktów i wyciągania właściwych wniosków.