Выбрать главу

– Szukałeś mnie?

– Czy naprawdę nie jesteś w stanie przychodzić do biura trochę wcześniej?

– Przepraszam cię, ale prawdę mówiąc, pracowałem do piątej rano, potem wróciłem do domu, położyłem się i dobranoc.

– Pracowałeś, ale z jakąś kurwą, z tych, które tak cię rajcują… Co najmniej sto dwadzieścia kilo żywej wagi…

– Więc Catarella nic ci nie powiedział?

– Powiedział, że się spóźnisz.

– Dziś w nocy, około drugiej, doszło do śmiertelnego wypadku. Pojechałem tam i pomyślałem, że pozwolę ci pospać, jako że dla nas ta sprawa nie ma wielkiej wagi.

– Przecież są ofiary śmiertelne, więc może jednak ma.

– Ofiara, tylko jedna. Wiesz, gdzie jest Catena – facet zjechał na złamanie karku, ewidentnie nawaliły mu hamulce, i wpadł pod ciężarówkę, która wjeżdżała pod górę z przeciwnego kierunku. Biedak, zginął na miejscu.

– Znałeś go?

– Pewnie, że znałem. Ty też. Nazywał się Misuraca.

– Montalbano? Właśnie otrzymałem telefon z Palermo. Nie tylko trzeba zwołać konferencję prasową, lecz również musimy jej nadać spory rozgłos. Potrzebują tego do swojej strategii. Przyjadą dziennikarze z innych miast, będą krajowe stacje telewizyjne. Krótko mówiąc, duża rzecz.

– Chcą pokazać, że nowy rząd nie tylko nie popuszcza mafii, ale wręcz przypierają do muru, bez szans na zawieszenie broni.

– Co pana opętało, Montalbano?

– Nic, wyobrażam sobie tytuły, które ukażą się pojutrze.

– Konferencja jest wyznaczona na jutro, na dwunastą. Chciałem pana uprzedzić.

– Dziękuję, panie kwestorze, ale mnie to chyba nie dotyczy?

– Montalbano, ja jestem uprzejmy i miły, lecz tylko do pewnego momentu. Dotyczy to pana, i to jeszcze jak! Jest pan jak dziecko!

– A co mam mówić?

– Na Boga Ojca! Proszę powiedzieć to, co pan napisał w raporcie.

– W którym?

– Nie dosłyszałem. Co pan powiedział?

– Nic.

– Niech pan próbuje mówić jasno, nie półsłówkami, z podniesioną głową. Aha, i ręce. Niech pan ustali raz na zawsze, gdzie mają się znaleźć, i niech pan je tam trzyma. Żeby nie było tak jak ostatnio, kiedy dziennikarz „Corriere” zasugerował głośno, żeby je poucinać, to panu ulży.

– A jeśli mnie wezmą na spytki?

– Pewnie, że wezmą. Przecież to dziennikarze, nie? „Na spytki” – kto pana uczył mówić? Do widzenia.

Za bardzo denerwował się tym, co się działo, i tym, co miało się stać nazajutrz, żeby wysiedzieć w biurze. Wyszedł, zajrzał do ulubionego sklepiku, kupił sporą torebkę orzechów i ziaren, po czym udał się w stronę mola. Kiedy doszedł do podnóża latarni morskiej i odwrócił się, żeby znów pójść do biura, stanął twarzą w twarz z Ernestem Bonfiglio, właścicielem agencji turystycznej i wielkim przyjacielem zmarłego Misuraki.

– Czy nic się nie da zrobić? – Bonfiglio prawie napadł na niego.

Montalbano, który próbował wydłubać sobie spomiędzy zębów kawałek orzeszka, spojrzał na niego osłupiały.

– Pytam, czy da się coś zrobić – powtórzył groźnie Bonfiglio, patrząc spode łba.

– W jakiej sprawie?

– W sprawie mojego zmarłego przyjaciela.

– Poczęstuje się pan? – Komisarz podsunął mu torebkę.

– Owszem, dziękuję – odparł Bonfiglio, nabierając całą garść orzechów i nasion.

Krótka przerwa pozwoliła komisarzowi lepiej przyjrzeć się rozmówcy: poza tym, że serdecznie przyjaźnił się z dziarskim staruszkiem, wiadomo było, iż wyznawał idee skrajnie prawicowe i miał nie do końca po kolei w głowie.

– Mówi pan o Misurace?

– Nie, o moim dziadku.

– A co miałbym zrobić?

– Aresztować morderców. To pański obowiązek.

– A kim mieliby być ci mordercy?

– Nie mieliby być, tylko są. Mam na myśli kierownictwo partii, które nie było godne mieć go w swoich szeregach. To oni go zabili.

– Przepraszam, ale to był chyba wypadek.

– Ach, bo pan myśli, że wypadki to takie gorsze przypadki?

– Chyba tak.

– To się pan myli. Nazywa się je wypadkami, lecz zawsze ktoś się do nich przyczynia. Dla wyjaśnienia podam przykład. Mimi Crapanzano utopił się w lutym tego roku podczas kąpieli w morzu. Nieszczęśliwy wypadek. Ale oto się pytam: ile lat miał Mimi w chwili śmierci? Pięćdziesiąt pięć. Dlaczego w tym wieku naszła go chęć, żeby popływać w lodowatej wodzie, co mu się zdarzało, kiedy był nastolatkiem? Oto odpowiedź: bo niecałe cztery miesiące wcześniej ożenił się z dwudziestoczteroletnią mediolanką i kiedy spacerowali brzegiem morza, dziewczyna zapytała: „Czy to prawda, że w lutym kąpałeś się w morzu?” „Pewnie”, odpowiedział Crapanzano. Młódka, która widocznie miała już dość starego, westchnęła. „Co ci jest?”, spytał Mimi jak ostatni kutas. „Przykro mi, że tego nie zobaczę”, powiedziała ta kurwa. Crapanzano ani be, ani me, tylko rozebrał się i wskoczył do wody. Czy jasno się wyraziłem?

– Jak najbardziej.

– No to przejdźmy do panów z kierownictwa komórki partyjnej w Montelusie. Po pierwszym zebraniu, które skończyło się pyskówką, wczoraj wieczorem odbyło się następne. Misuraca i jeszcze kilku chciało, żeby władze wydały oświadczenie prasowe, sprzeciwiające się dekretowi rządowemu, który chroni złodziei przed więzieniem. Jednak ci z kierownictwa byli odmiennego zdania. W pewnej chwili taki jeden powiedział Misurace, że się nadaje na złom, inny stwierdził, że przypomina mu postać z teatru marionetek, trzeci nazwał go starym głupcem. Tego wszystkiego dowiedziałem się od przyjaciela, który był przy tym obecny. Na koniec sekretarz, facet, który nawet nie jest Sycylijczykiem i nazywa się Biraghin, powiedział Misurace, żeby opuścił salę, ponieważ nie ma prawa uczestniczyć w zebraniu. To prawda, ale nikt przedtem nie pozwolił sobie na tego typu uwagę. Przyjaciel wsiadł do swojego cinquecenta i odjechał w kierunku Vigaty. Z pewnością krew w nim wrzała, ale tamci celowo chcieli, żeby stracił głowę. A pan mi mówi, że to był wypadek?

Żeby rozmawiać z Bonfiglio, trzeba było dostosować się do jego poziomu, o czym komisarz wiedział z poprzednich doświadczeń.

– Czy jest taka postać w telewizji, której pan szczególnie nie lubi?

– Sto tysięcy, ale Mike Bongiorno jest najgorszy ze wszystkich. Na jego widok flaki mi się przewracają, mam ochotę rozwalić telewizor.

– Dobrze. Więc jeśli po występie tego prezentera wsiądzie pan do samochodu, uderzy w słup i się zabije, to co według pana powinienem zrobić?

– Aresztować Mike’a Bongiorno – odpowiedział Bonfiglio bez wahania.

Wrócił do biura uspokojony. Kontakt z logiką Ernesta Bonfiglio rozbawił go i odprężył.

– Jakieś nowości? – spytał, otwierając drzwi.

– Jest dla pana list do rąk własnych, który właśnie nadszedł pocztą – powiedział Catarella i powtórzył, sylabizując: – Do-rąk-włas-nych.

Na biurku komisarz znalazł pocztówkę od ojca i kilka pism służbowych.

– Catarella, gdzie położyłeś ten list?

– Przecież mówiłem, że jest do rąk własnych! – odpowiedział urażony policjant.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że skoro był do rąk własnych, to należało go odesłać do rąk własnych.

– No dobrze, ręce są tutaj, przede mną, a list gdzie?

– Tam gdzie powinien. Tam gdzie na ogół są ręce adresata. Powiedziałem listonoszowi, żeby go zawiózł do pańskiego domu, panie komisarzu, do Marinelli.

Przed zajazdem „San Calogero” siedział w cieniu kucharz, który był właścicielem lokalu.