Выбрать главу

– A od kiedy to interesujesz się sportem? – spytał zdziwiony Zito.

– Czasami mnie nachodzi.

Choć byli na dworze, to żeby nawzajem się słyszeć, musieli podnosić głos. Otaczał ich taki zgiełk, że kiedy nad skałą pojawił się mały samolot turystyczny i rozwinął transparent, niewielu go zauważyło, a warkot, który zazwyczaj sprawia, że wszyscy instynktownie podnoszą oczy ku niebu, nie docierał do uszu zgromadzonych. Być może pilot zrozumiał, że w ten sposób nigdy nie ściągnie na siebie uwagi, ponieważ po kilku małych okrążeniach skierował się ku równinie, prosto na tłum, zaczął wytwornie pikować, a następnie przeleciał nisko ponad głowami gapiów. Praktycznie zmusił obecnych do przeczytania transparentu, a potem do śledzenia wzrokiem samolotu, który lekko wzbił się w powietrze, jeszcze trzykrotnie przeleciał nad szczytem, zniżył lot, niemal muskając ziemię przed szeroko otwartym wejściem do jaskini, i sypnął deszczem różanych płatków. Tłum zamilkł, wszyscy pomyśleli o dwojgu zmarłych z groty, a tymczasem samolot zakręcił, zawrócił i znów przeleciał tuż nad ziemią, wypuszczając tym razem miriady karteczek, po czym skierował się ku horyzontowi i zniknął. Jeżeli napis na transparencie wzbudził wielkie zainteresowanie, ponieważ nie reklamował ani napoju, ani fabryki mebli, a tylko zawierał dwa imiona, Lisetta i Mario, jeżeli deszcz płatków przyprawił publiczność o coś w rodzaju zbiorowego dreszczu, to lektura ulotek, które wszystkie były tej samej treści, wywołała ożywiony łańcuch przypuszczeń i hipotez, histeryczną serię zgadywanek. Co to miało znaczyć: LISETTA I MARIO ZAPOWIADAJĄ SWOJE PRZEBUDZENIE? Nie było to zaproszenie na ślub ani na chrzciny. A więc? W gąszczu pytań ludzie byli przekonani o jednym: że samolot, płatki, bileciki i transparent miały coś wspólnego ze zmarłymi z jaskini.

Następnie rozpoczęły się zawody i ludzie, już nieco rozprężeni, poświęcili uwagę motokrosowi. Kiedy samolot zrzucił płatki, Nicoló Zito powiedział do Montalbana, żeby nie ruszał się z miejsca, i zniknął w tłumie.

Wrócił po upływie kwadransa w towarzystwie operatora Retelibery.

– Udzielisz mi wywiadu?

– Chętnie.

Właśnie ta nieoczekiwana gotowość komisarza utwierdziła dziennikarza w przekonaniu, że w całej tej historii z samolotem Montalbano tkwi aż po uszy.

– W trakcie przygotowań do zawodów motokrosowych w Vigacie wydarzyła się przed chwilą rzecz niezwykła. Mała awionetka reklamowa…

I tu dał opis tego, co się wydarzyło.

– Jako że szczęśliwym zbiegiem okoliczności jest tu komisarz Salvo Montalbano, chcemy zadać mu kilka pytań. Kim według pana są Lisetta i Mario?

– Mógłbym udzielić wykrętnej odpowiedzi – zaczął mówić bez ociągania komisarz – na przykład takiej, że nic o tym nie wiem, że być może jakaś para nowożeńców pragnie uczcić swój ślub w oryginalny sposób. Ale moim słowom przeczyłaby wówczas treść bileciku, który nie mówi o ślubie, lecz o przebudzeniu. A więc odpowiem uczciwie na pańskie pytanie: Lisetta i Mario to imiona ofiar morderstwa, znalezionych w grocie skały, przed którą właśnie się znajdujemy.

– Ale co to wszystko znaczy?

– Tego nie umiem powiedzieć. Trzeba by zapytać osoby, która zorganizowała cały ten pokaz.

– Jak się panu udało dokonać identyfikacji?

– Przypadkiem.

– Czy może pan podać nazwiska?

– Nie. Znam je, ale ich nie ujawnię. Mogę tylko powiedzieć, że dziewczyna pochodziła stąd, a on był marynarzem z Północy. Dodam, że osoba, która chciała w tak widowiskowy sposób upamiętnić odnalezienie ich ciał, określone jako przebudzenie, zapomniała o psie, który również, biedaczek, miał swoje imię: nazywał się Kitmir i był psem arabskim.

– Ale w jakim celu morderca zorganizował to całe przedstawienie?

– Chwileczkę… Kto panu powiedział, że morderca i organizator tego przedstawienia to ta sama osoba? Ja na przykład tak nie uważam.

– Pędzę zmontować reportaż – oznajmił Nicoló Zito, rzucając mu dziwne spojrzenie.

Po chwili nadbiegli ludzie z Televigaty, z regionalnej redakcji telewizji państwowej, z telewizji prywatnych. Na wszystkie pytania Montalbano odpowiadał uprzejmie i z nienaturalną w jego przypadku swobodą.

Poczuł potężny głód. W gospodzie „San Calogero” zafundował sobie prawdziwą ucztę, zamawiając mnóstwo rybnych przekąsek. Następnie pobiegł do domu, włączył telewizor i nastawił na Reteliberę. Podając wiadomość o tajemniczym locie, Nicoló Zito odpowiednio ją wyeksponował, rozdymając na wszystkie możliwe sposoby. Najbardziej jednak zainteresował komisarza nie tyle wywiad z nim samym, ile rozmowa, jaką nieoczekiwanie dla niego Zito przeprowadził z dyrektorem agencji Publiduemila z Palermo. Prawdę mówiąc, łatwo go było namierzyć, ponieważ agencja ta, jako jedyna w zachodniej części Sycylii, dysponowała samolotem reklamowym.

Dyrektor, wyraźnie rozemocjonowany, powiedział, że młoda i piękna kobieta, Jezu, co za kobieta!, jak malowana, coś jakby modelka, taka sama jak te, które ogląda się w kolorowych pismach, Jezu, jaka piękna!, cudzoziemka, ponieważ mówiła źle po włosku („Powiedziałem, że źle? Pomyliłem się, z jej warg nasz język spływał jak miód!”), nie, nie mógł być pewny co do narodowości, Niemka albo Angielka, cztery dni temu przyszła do agencji („Boże! Zjawisko!”) i spytała o samolot. Wyjaśniła dokładnie, co miało być napisane na transparencie i na ulotkach. Tak, to ona chciała tych płatków róży. Ach, co do miejsca, to była dokładna, że nie wiem! Precyzyjna. Pilot ze swej strony, powiedział dyrektor, sam podjął inicjatywę: zamiast rozrzucić ulotki na chybił trafił nad plażą, wybrał tłum ludzi, którzy oglądali wyścig. Kobieta („Matko Przenajświętsza, lepiej, żebym przestał o niej mówić, bo mnie żona zabije!”) zapłaciła już przy zamówieniu, i to gotówką, kazała sobie wystawić fakturę na nazwisko Rosemarie Antwerpen, na jakiś brukselski adres. I o nic już nie pytał nieznajomej („Boże!”), a poza tym dlaczego miałby pytać? Nie prosiła przecież, żeby zrzucił bombę! Była taka piękna! I delikatna! I uprzejma! A jak się uśmiechała! Jak ze snu.

Montalbano słuchał tego z przyjemnością. Kiedy prosił Ingrid o przysługę, powiedział:

– Musisz wyglądać jak najładniej. Tak, żeby ten, kto z tobą będzie rozmawiał, zupełnie zgłupiał.

Na tajemniczą piękność rzuciła się Televigata, nazywając ją „zmartwychwstałą Nefretete” i wymyślając fantastyczną historię, łączącą piramidy z grotami, ale od razu było widać, że podczepiła się pod informacje podane przez Nicoló Zito w konkurencyjnej stacji. Nawet regionalne wydanie telewizji publicznej poświęciło sprawie wiele miejsca.

Montalbano chciał wywołać hałas, szum, rozgłos i właśnie osiągnął swój cel. Pomysł, który mu przyszedł do głowy, okazał się skuteczny.

– Montalbano? Mówi kwestor. Teraz rozumiem całą tę historię z samolotem. Gratuluję, genialny pomysł.

– To pańska zasługa, to pan kazał mi w dalszym ciągu prowadzić śledztwo, pamięta pan? Próbuję zwabić naszego człowieka. Jeśli nie da o sobie znać w rozsądnym czasie, to będzie znaczyło, że nie ma go już pośród żywych.

– Powodzenia. Proszę mnie informować. Aha, oczywiście to pan zapłacił za samolot?

– Oczywiście. Mam nadzieję na obiecaną nagrodę.

– Komisarz? Mówi Burgio. Jesteśmy z żoną zachwyceni pańskim pomysłem.

– Oby przyniósł skutek.