Выбрать главу

Candice stanęła w pozie modelki, lekko opierając się palcami rąk o górną część framugi i podnosząc wysoko jedną, zgiętą w kolanie nogę. Obróciła się na pięcie i znikła w ciemności.

Vergil czekał nieruchomo, aż zapali światło.

— Wiedziałam — pisnęła dziewczyna. — Ile tu książek!

Leżąc w ciemnościach Vergil Ulam myślał aż nazbyt jasno o niebezpieczeństwach seksu. Obok niego Candice spała głębokim snem, sprowadzonym przez trzy drinki i cztery stosunki.

Cztery razy!

Nigdy jeszcze nie sprawił się tak dobrze. Już zasypiając dziewczyna wymruczała, że chemicy robią to w probówki, a doktorzy, jakby mieli do czynienia z pacjentkami, lecz tylko technicy potrafią się kochać w postępie geometrycznym.

A jeśli chodzi o niebezpieczeństwa… wielokrotnie, głównie w podręcznikach, Vergil widział rezultaty swobody seksualnej w świecie, w którym podróżuje się tak często. Jeśli Candice wyznawała tę swobodę (a Vergil nie mógł opędzić się przekonaniu, że tylko doświadczona dziewczyna postępowałaby z nim tak otwarcie), nie było sposobu, by przewidzieć, jakie mikroorganizmy mnożą się teraz w jego krwi. A jednak musiała się uśmiechnąć.

Cztery razy.

Candice zamruczała przez sen i Vergil drgnął zaskoczony. Dobrze wiedział, że tej nocy się nie wyśpi. Nie był przyzwyczajony, by ktoś jeszcze leżał w jego łóżku. Cztery razy.

Poplamione na brązowo zęby błysnęły w ciemności.

Rankiem Candice zachowywała się znacznie mniej swobodnie. Bardzo poważnie nalegała na zrobienie śniadania. W swej staroświeckiej lodówce o zaokrąglonych rogach Vergil miał jajka i paski bekonu, z którymi dziewczyna obeszła się bardzo profesjonalnie, jakby kiedyś pracowała jako kucharka — a może po prostu kobietom jakoś to samo wychodzi? On sam nigdy przecież nie potrafił usmażyć przyzwoicie jajek sadzonych, zawsze rozlewał żółtka i przypalał białka.

Patrzyła na niego poprzez stół tymi swoimi wielkimi piwnymi oczami. Vergil był głodny. Jadł szybko. Brak mi delikatności, pomyślał. I manier. No to co? Czego mogła się po nim spodziewać — lub on po niej?

— Na ogół nie zostaję na noc — powiedziała Candice. — Wzywałam już wiele taksówek, rano, o czwartej, kiedy gość mocno spał. Ale ty… Ty mnie zająłeś aż do piątej i… po prostu nie chciałam. Zmęczyłeś mnie.

Skinął głową i ostatnim kawałkiem grzanki zniszczył ostatnie doskonale półtwarde żółtko. Nie bardzo go obchodziło, ilu mężczyzn miała przed nim. Zapewne wielu, sądząc po tym, co mówiła.

Przez całe swe życie Vergil miał tylko trzy dziewczyny i tylko raz sprawiło mu to jakąś przyjemność. Zaczął w wieku siedemnastu lat — prawdziwy łut szczęścia! — a skończył trzy lata temu. To wtedy doznał satysfakcji… i został zraniony. Przy tej właśnie okazji musiał pogodzić się z faktem, że jest wprawdzie wyjątkowo mądry, ale na oko wart niewiele.

— Brzmi to upiornie, prawda? — spytała Candice. — To całe gadanie o taksówkach i w ogóle. Spojrzała mu wprost w oczy. — Miałam sześć orgazmów — dodała.

— To dobrze.

— Ile masz lat? — Trzydzieści dwa.

— A zachowujesz się jak nastolatek. To znaczy, w łóżku. Niezmordowany.

Jako nastolatek nie osiągał nawet w przybliżeniu podobnych wyników.

— Spodobało ci się?

Odłożył widelec, patrząc na dziewczynę w zamyśleniu. Aż za bardzo mu się spodobało. Ciekawe, kiedy spotkają się znowu.

— Tak, spodobało.

— Wiesz, dlaczego wybrałam w tym tłumie właśnie ciebie?

Candice niemal nie tknęła swego jajka, a teraz żuła bez przekonania jedyny kawałek bekonu. Burzliwa noc nie miała wpływu na jej paznokcie. Przynajmniej nie podrapała mu pleców. Czy i to by polubił?

— Nie.

— Bo wiedziałam, że jesteś technikiem. Nigdy się nie pie… to znaczy nie kochałam z technikiem. Jesteś Vergil, tak? Vergil Ian Ulam?

— Tak.

— Gdybym wiedziała, jak to jest, zaczęłabym wcześniej — powiedziała i uśmiechnęła się. Zęby miała białe i równe, choć może odrobinę za duże. Ta jej niedoskonałość spowodowała u niego gwałtowny przypływ czułości.

— Dziękuję ci. Oczywiście nie mogę mówić czy co tam jeszcze… za nas wszystkich. Za nich. Za techników. Wszystko jedno.

— Cóż, myślę, że jesteś słodki. — Uśmiech znikł z jej twarzy, zastąpiony poważnym namysłem. — Więcej niż słodki. Uczciwie, Vergil, byłeś najlepszym z facetów, jakich kiedykolwiek miałam. Czy musisz dziś iść do pracy?

— Nie. Pracuję, kiedy chcę.

— To dobrze. Skończyłeś śniadanie?

Trzy razy przed południem. Gdyby mu ktoś o tym opowiedział, nie uwierzyłby. Candice wychodziła obolała.

— Czuję się tak, jakbym przez rok trenowała pięciobój — powiedziała stając w drzwiach z płaszczem przewieszonym przez ramię. — Chcesz, żebym dziś przyszła do ciebie? Dziś wieczorem. Żebym cię po prostu odwiedziła?

Wyglądała na zaniepokojoną.

— Już się nie mogę kochać. Chyba mi przyspieszyłeś okres.

— Proszę — odpowiedział ujmując jej dłoń. — Będzie mi bardzo miło.

Uścisnęli sobie ręce raczej formalnie i Candice znikła w promieniach wiosennego słońca. Vergil stał przez chwilę w otwartych drzwiach, na zmianę to uśmiechając się, to potrząsając głową z niedowierzaniem.

5

Pod koniec pierwszego tygodnia pożycia z Candice Vergil zauważył, że zmieniły mu się gusta kulinarne. Do tej pory żywił się z uporem słodyczami, jadł dużo ziemniaków, tłuste mięsa, chleb i masło. Jego ulubionym daniem była śmieciarska pizza. W pobliżu domu miał barek, w którym beztrosko ładowano ananasy i prosciutto na oliwki i koreczki.

Candice nalegała, by jadał mniej tłuszczów — nazywała je „tłustym gównem” — za to więcej warzyw i produktów zbożowych. Jego ciało najwyraźniej się z nią zgodziło. Jadł mniej. Wcześniej się najadał. Schudł w talii. W mieszkaniu zaczynało mu brakować miejsca.

Wraz z gustami kulinarnymi zmienił się jego stosunek do miłości. To go nie zaskoczyło. Miał wystarczająco wiele zdrowego rozsądku, by zrozumieć z psychologii tyle, że do skorygowania jego nerwowego mizoginizmu potrzeba mu było po prostu pełnego, satysfakcjonującego związku, takiego, jak związek z Candice.

Czasami, po nocach, sprawdzał swe ciało. Stopy bolały go mniej. Wszystko się zmieniło. Świat wypiękniał. Bóle w plecach powoli znikały, nawet z pamięci. Wcale za nimi nie tęsknił.

Większość tych zmian przypisywał dziewczynie, w zgodzie z powszechnym w okresie dojrzewania przesądem głoszącym, że utrata dziewictwa poprawia cerę.

Od czasu do czasu jego stosunkom z Candice towarzyszyły gwałtowne burze. Gdy próbował mówić o pracy, uważała na przykład, że jest nieznośnie zarozumiały. Na ten temat zawsze wypowiadał się ze źle ukrywanym gniewem i rzadko wyjaśniał techniczne szczegóły. Niemal się jej przyznał, że wstrzyknął sobie limfocyty — powstrzymało go tylko to, że wyglądała na śmiertelnie znudzoną. „Daj mi znać,” powiedziała, „kiedy wynajdziesz tanie lekarstwo na liszaje. Moglibyśmy zarobić na Lidze Akcji Chrześcijańskiej, nie wprowadzając go na rynek”.

Kiedy przestał się już martwić chorobami wenerycznymi (Candice była w tej sprawie szczera i bardzo stanowcza, i przekonała go, że jest czysta) pewnego wieczora dostał na brzuchu wysypki w postaci dość szczególnych i bardzo swędzących białych pryszczy. Rano znikły, by się już więcej nie pojawić.

Vergil leżał w łóżku obok delikatnego, przykrytego białym prześcieradłem, spokojnie oddychającego, dziewczęcego ciała. Pośladki Candice przypominały dwa ośnieżone wzgórza, plecy miała nagie, jakby nosiła jedną z tych podniecających, króciuteńkich nocnych koszulek. Trzy godziny temu skończyli się kochać, a on ciągle jeszcze nie zasnął myśląc o tym, że przez dwa ostatnie tygodnie spał z nią częściej niż ze wszystkimi kobietami w swym życiu łącznie.