Выбрать главу

To rzeczywiście było zadziwiające. Bardziej niż powinno. Wciąż miał wrażenie, że piramida sama…

Otrząsnął się. Powinien się wstydzić takich myśli. W tej pracy, jeśli człowiek nie uważał, łatwo mógł się stać zabobonny.

Jest rzeczą naturalną, że rzeczy układają się w piramidę… No, w każdym razie w stożek. Dziś rano przeprowadził doświadczenia. Ziarno, piasek, sól… Ale nie woda, to była pomyłka. A piramida to przecież równy stożek, stożek, który postanowił wyglądać trochę lepiej.

Może trochę przesadził, troszeczkę tylko, w parakosmicznych wymiarach?

Ojciec klepnął go w ramię.

— Dobra robota — powtórzył. — Wiesz, to wygląda prawie tak, jakby sama się budowała.

IIb jęknął i ugryzł się w nadgarstek — dziecięca reakcja, która zawsze powracała, kiedy się zdenerwował. Ptaclusp tego nie zauważył, ponieważ w tej właśnie chwili jeden z majstrów podbiegł do stóp wieży, wymachując swoim ceremonialnym prętem mierniczym.

Ptaclusp wychylił się.

— Co? — zapytał.

— Mówiłem: przyjdź zaraz, proszę, o mistrzu.

Widziana z poziomu roboczego, mniej więcej w połowie wysokości, gdzie wykonywano precyzyjne prace w wewnętrznych komorach, piramida nie wyglądała już imponująco. To słowo przestało ją opisywać. Słowo „przerażająca” pasowało o wiele lepiej.

Bloki kamienia unosiły się wysoko, mijały się i okrążały, kornacy wrzeszczeli na siebie i na pechowych kontrolerów, którzy z dołu, ze szczytu piramidy, próbowali przekrzyczeć hałas.

Ptaclusp wszedł między robotników zebranych pośrodku. Przynajmniej tutaj panowała cisza. Martwa cisza.

— No dobrze, jestem — zawołał. — Co się… Oj.

Ptaclusp IIb zerknął ponad ramieniem ojca i podniósł dłoń do ust.

Przedmiot był pomarszczony. Starożytny. Kiedyś był chyba czymś żyjącym. Leżał na płycie jak obsceniczna suszona śliwka.

— To moje drugie śniadanie — wyjaśnił główny tynkarz. — Moje przeklęte drugie śniadanie. Naprawdę miałem apetyt na jabłko.

— Przecież jeszcze nie mogło się zacząć — wyszeptał IIb. — Ona wciąż nie potrafi formować ognisk temporalnych. Znaczy, skąd ona wie, że będzie piramidą?

— Sięgnąłem po nie i poczułem… poczułem coś bardzo nieprzyjemnego — tłumaczył tynkarz.

— W dodatku ognisko ujemne — dodał IIb. — Takie w ogóle nie powinny się zdarzać.

— Ciągle tam jest? — spytał Ptaclusp. — Powiedz, że tak.

— Zniknie, kiedy więcej bloków trafi na miejsca — wyjaśnił syn i rozejrzał się nerwowo. — Ogniska się przesuwają przy zmianie środka ciężkości.

Ptaclusp odciągnął go na bok.

— Teraz mi to mówisz? — zapytał jawnym szeptem[14].

— Trzeba założyć wierzchołek — wymamrotał IIb. — Wypalić uwięziony czas. Wtedy nie będzie problemów…

— Jak możemy ją nakryć? Przecież nie jest skończona. Czego się uczyłeś? Piramidy nie akumulują, póki nie są gotowe. Póki nie są piramidami, to chyba jasne. Energia piramid, jasne? Nazwana tak od piramid. Dlatego właśnie nazywa się energią piramid.

— To musi być związane z masą albo czymś innym — zaryzykował architekt. — I tempem budowy. Czas jest chwytany w osnowę. To znaczy, owszem, w teorii można już podczas budowy uzyskać niewielkie ogniska, ale są tak małe, że niezauważalne. Gdyby ktoś stanął w takim, może odmłodniałby albo postarzał o kilka godzin, albo… — Zaczynał bełkotać.

— Pamiętam, że kiedy robiliśmy grobowiec Khenetha XIV, malarz fresków twierdził, że przez dwie godziny wymalował komnatę królowej, a my stwierdziliśmy, że to trzy dni, i musiał zapłacić karę — powiedział wolno Ptaclusp. — Było sporo Hałasu w gildii, pamiętam.

— Już to mówiłeś — zauważył IIb.

— Co mówiłem?

— O malarzu fresków. Przed chwilą.

— Nie, nie mówiłem. Nie mogłeś tego słyszeć.

— Mógłbym przysiąc, że to powiedziałeś. Zresztą to jest jeszcze gorsze. I pewnie zdarzy się znowu.

— Spodziewasz się więcej takich ognisk?

— Tak — potwierdził IIb. — Nie powinniśmy uzyskiwać ognisk ujemnych, ale wygląda na to, że ich nie unikniemy. Można przewidzieć, że powstaną szybkie przepływy zwykłe i odwrotne, a nawet krótkie pętle. Obawiam się, że natrafimy na wszystkie możliwe anomalie czasowe. Lepiej ściągnijmy ludzi z budowy.

— Pewnie nie dałbyś rady tak załatwić, żeby posyłać ich do pracy w szybkim czasie, a płacić w wolnym? — zapytał Ptaclusp. — Twój brat na pewno coś takiego zaproponuje.

— Nie! Trzymaj ludzi z daleka. Najpierw podciągniemy resztę bloków i położymy kamień na szczycie.

— Dobrze, dobrze. Tak tylko pomyślałem. Jakbyśmy nie mieli dosyć kłopotów…

Ptaclusp wszedł między robotników zebranych pośrodku. Przynajmniej tutaj panowała cisza. Martwa cisza.

— No dobrze, jestem — zawołał. — Co się… Oj.

Ptaclusp IIb zerknął ponad ramieniem ojca i podniósł dłoń do ust.

Przedmiot był pomarszczony. Starożytny. Kiedyś był chyba czymś żyjącym. Leżał na płycie jak obsceniczna suszona śliwka.

— To moje drugie śniadanie — wyjaśnił główny tynkarz. — Moje przeklęte drugie śniadanie. Naprawdę miałem apetyt na jabłko.

Ptaclusp zawahał się. Wszystko to wydało mu się znajome. Miał już takie uczucie: przytłaczające wrażenie reja vu[15].

Spojrzał w pełne grozy oczy syna. Razem, bojąc się, co mogą zobaczyć, odwrócili się powoli.

Zobaczyli za sobą siebie, kłócących się o coś, co IIb przysięgał, że już słyszał.

I słyszał, uświadomił sobie przerażony Ptaclusp. To ja tam stoję. Z zewnątrz wyglądam całkiem inaczej. A tam to też ja. Także. Również.

To pętla. Jak maleńki wir na rzece, tyle że w nurcie czasu. Właśnie okrążyłem go dwa razy.

Drugi Ptaclusp spojrzał na niego.

Nastąpiła długa, dręcząca chwila temporalnego napięcia, odgłos jakby mysz dmuchała balonik z gumy do żucia, i pętla zerwała się, a postać zniknęła.

— Wiem, skąd się to bierze — wymamrotał IIb niewyraźnie, z powodu nadgarstka w zębach. — Piramida nie jest jeszcze gotowa, ale będzie, więc efekty tak jakby odbijają się wstecz. Tato, powinniśmy przerwać, natychmiast, jest za wielka, nie miałem racji…

— Cicho bądź. Potrafisz wyliczyć, gdzie uformują się ogniska? I chodź tutaj. Chłopcy na ciebie patrzą. Weź się w garść, synu. IIb odruchowo sięgnął do abakusa u pasa.

— No tak, właściwie… — szepnął. — To tylko funkcja rozkładu masy i…

— Dobrze — przerwał mu ojciec. — Bierz się do pracy. A potem zawołaj do mnie majstrów.

Oczy błyszczały mu jak mika. Szczęka przypominała blok granitu. Może to dzięki piramidzie potrafię tak myśleć, uznał. A myślę szybko.

— I sprowadź tu swojego brata — dodał.

To działanie piramidy. Pamiętam pomysł, na który dopiero wpadnę.

Lepiej nie zastanawiać się nad tym za długo. Najważniejsza jest praktyka.

Rozejrzał się po placu budowy. Bogowie wiedzieli, że nie zdążymy w terminie. Teraz już nie musimy. Możemy budować, jak długo chcemy.

— Dobrze się czujesz? — spytał IIb. — Tato, dobrze się czujesz?

— Czy to była ta twoja pętla czasu? — rzucił rozmarzony Ptaclusp.

Co za pomysł. Nikt już nigdy nie odbierze im kontraktu. Będą dostawać premie za dokończenie przed terminem i nieważne, jak długo to potrwa.

— Nie. Tato, trzeba…

— Ale jesteś pewien, że umiesz przewidzieć, gdzie one powstaną?

вернуться

14

Chrapliwy szept podczas pracy jest źle widziany, gdyż na budowie się nie śpi, a tym bardziej nie chrapie.

вернуться

15

Dosl. „Kiedyś znów tu będę”.