To już stary wól, myślał. Pora, żeby go zarżnąć. Nawet jeśli należy do niego, to przez tyle lat pasł się na ziemi sąsiada. Po połowie dla każdego, tak będzie w porządku. Zapamiętają ten wyrok.
Uniósł Sierp Sprawiedliwości.
— Jego Wielkość Król Teppicymon XXVIII, Pan Niebios, Woźnica Rydwanu Słońca, Sternik Barki Słońca, Strażnik Wiedzy Tajemnej, Władca Horyzontu, Wskazujący Drogę, Bicz Łaski, Wysoko Urodzony, Nieśmiertelny Król, wyda sąd! Ukorzcie się przed sprawiedliwością króla Teppi…
Teppic przerwał Diosowi wpół słowa.
— Wysłuchawszy obu stron tego sporu — oznajmił stanowczo, z powodu maski nieco głuchym głosem — i rozważywszy wszelkie argumenty i kontrargumenty, uważamy, że sprawiedliwie będzie, aby sporne zwierzę zarżnąć bez zwłoki i podzielić po równo między pozwanego i powoda.
Odetchnął. Nazwą mnie Teppikiem Mądrym, pomyślał. Prosty lud uwielbia takie rzeczy.
Rolnicy popatrzeli na niego tępo. Potem, jakby obaj stali na obrotowej podłodze, równocześnie odwrócili się w stronę, gdzie na stopniach tronu, w otoczeniu niższych kapłanów siedział Dios.
Najwyższy kapłan wstał, wygładził szatę i stuknął laską.
— Wysłuchajcie interpretacji mądrości Jego Wielkości Króla Teppicymona XXVIII, Pana Niebios, Woźnicy Rydwanu Słońca, Sternika Barki Słońca, Strażnika Wiedzy Tajemnej, Władcy Horyzontu, Wskazującego Drogę, Bicza Łaski, Wysoko Urodzonego, Nieśmiertelnego Króla — zawołał. — Wedle naszego boskiego wyroku, sporne zwierzę jest własnością Rhumushputa. Wedle naszego boskiego wyroku, sporne zwierzę ma być złożone w ofierze na ołtarzu Zgromadzenia Bogów w podzięce za poświęcenie Naszej boskiej uwagi. Dalej nakazujemy, by zarówno Rhumushput, jak i Ktoffle wspólnie przepracowali dodatkowe trzy dni na polach Króla, by zapłacić za ten wyrok.
Dios uniósł głowę, aż spojrzał wzdłuż swego przerażającego nosa wprost na maskę Teppica. Wzniósł ręce.
— Wielka jest mądrość Jego Wielkości Króla Teppicymona XXVIII, Pana Niebios, Woźnicy Rydwanu Słońca, Sternika Barki Słońca, Strażnika Wiedzy Tajemnej, Władcy Horyzontu, Wskazującego Drogę, Bicza Łaski, Wysoko Urodzonego, Nieśmiertelnego Króla!
Rolnicy aż podskoczyli z wdzięczności i lękliwie, otoczeni przez strażników, wycofali się sprzed oczu władcy.
— Dios — rzucił chłodno Teppic.
— Sire?
— Zbliż się tu na chwilę, proszę.
— Sire? — powtórzył Dios, materializując się obok tronu.
— Trudno nie zauważyć, Dios… wybacz, jeśli się mylę… pewnej kwiecistości tłumaczenia. Kapłan zdziwił się wyraźnie.
— Ależ skąd, sire. Z absolutną dokładnością przekazałem twoją decyzję, dopracowując jedynie szczegóły w zgodzie z precedensami i tradycją.
— Jak to? Przecież to nieszczęsne stworzenie naprawdę należało do nich obu!
— Ale Rhumushput znany jest ze swej pobożności, sire, i przy każdej okazji sławi i wynosi bogów. Tymczasem Ktoffle miewa nierozsądne myśli.
— Co to ma wspólnego ze sprawiedliwością?
— Wszystko, sire — odparł gładko Dios.
— Przecież teraz żaden nie ma tego wołu!
— W istocie, sire. Ale Ktoffle go nie ma, ponieważ na to nie zasługuje, Rhumushput zaś, dzięki swej ofierze, zapewnił sobie wyższą pozycję w świecie zmarłych.
— A wy wszyscy będziecie pewnie jeść na kolację wołowinę — mruknął Teppic.
To było jak cios. Równie dobrze Teppic mógłby podnieść tron i uderzyć nim kapłana. Dios cofnął się o krok, wzburzony; oczy zmieniły mu się w dwa jeziorka cierpienia. Kiedy przemówił, w jego głosie brzmiał ból.
— Nie jadam mięsa, sire — oznajmił. — Osłabia i kala duszę. Czy mogę rozpocząć następną sprawę, sire?
— Proszę. — Teppic skinął głową.
Następna sprawa okazała się sporem o czynsz dzierżawny z trzydziestu sążni kwadratowych ziemi nad rzeką. Żyzna ziemia była w Djelibeybi cenna, ponieważ tak wiele jej zajmowały piramidy. Problem nabierał wagi.
Wagi tym większej, że dzierżawca gruntu był najwyraźniej człowiekiem uczciwym i ciężko pracującym, gdy tymczasem właściciel ewidentnie bogatym i budzącym niechęć[17]. Niestety, jakkolwiek by zestawiać fakty, miał także rację.
Teppic zamyślił się głęboko. Po chwili zerknął na Diosa. Kapłan skinął mu głową.
— Wydaje mi się… — zaczął Teppic, jak najszybciej potrafił, ale nie dość szybko.
— Wysłuchajcie sądu Jego Wielkości Króla Teppicymona XXVIII, Pana Niebios, Woźnicy Rydwanu Słońca, Sternika Barki Słońca, Strażnika Wiedzy Tajemnej, Władcy Horyzontu, Wskazującego Drogę, Bicza Łaski, Wysoko Urodzonego, Nieśmiertelnego Króla!
— Wydaje mi się… — powtórzył Teppic — …to znaczy nam, że po uwzględnieniu wszelkich argumentów, także tych przekraczających ludzkie jedynie rozumienie, słuszna i sprawiedliwa decyzja w tej sprawie…
Przerwał. Król tak nie przemawia, pomyślał.
— Racje właściciela zważone zostały i za niedostateczne uznane — zahuczał przez szczelinę ust maski. — Rozstrzygamy na korzyść dzierżawcy.
Jak jeden mąż, cały dwór zwrócił się ku Diosowi, który szeptem przeprowadził krótką naradę z innymi kapłanami, po czym wstał.
— Wysłuchajcie teraz interpretacji słów Jego Wielkości Króla Teppicymona XXVIII, Pana Niebios, Woźnicy Rydwanu Słońca, Sternika Barki Słońca, Strażnika Wiedzy Tajemnej, Władcy Horyzontu, Wskazującego Drogę, Bicza Łaski, Wysoko Urodzonego, Nieśmiertelnego Króla! Rolnik Ptorne natychmiast zapłaci księciu Imtebosowi osiemnaście toonów! Książę Imtebos natychmiast wpłaci dwanaście toonów jako dar dla świątyni bóstw rzeki! Niech żyje król! Przystąpmy do kolejnej sprawy! Teppic znowu przywołał Diosa.
— Czyja w ogóle jestem tu potrzebny? — zapytał gorączkowym szeptem.
— Proszę, uspokój się, sire. Gdyby cię nie było, skąd ludzie mieliby wiedzieć, że dokonała się sprawiedliwość?
— Ale przekręcasz wszystko, co powiem!
— Nie, sire. Sire wydaje osąd człowieka. Ja interpretuję wyrok króla.
— Rozumiem — mruknął ponuro Teppic. — Zatem od tej chwili…
Przed salą nastąpiło jakieś zamieszanie. Najwyraźniej któryś z więźniów nie ufał w pełni królewskiej sprawiedliwości. Król wcale mu się nie dziwił. Jemu też się nie podobała.
Więźniem okazała się ciemnowłosa dziewczyna; wyrywała się dwóm strażnikom, zadając im rękami i piętami takie ciosy, przy których mężczyzna musiałby się zarumienić. Nie miała też na sobie odpowiedniego kostiumu. Jej ubranie ledwie wystarczało, by w nim leżeć i obierać winogrona.
Dostrzegła Teppica i — ku jego tajemnej radości — posłała mu spojrzenie pełne czystej nienawiści. Po całym dniu traktowania jak ograniczony umysłowo posąg, przyjemnie mu było, że ktoś się nim zainteresował.
Nie wiedział, co takiego zrobiła, ale sądząc po ciosach wymierzanych strażnikom, można było przypuszczać, że zrobiła to do granic swych możliwości.
Dios pochylił się do poziomu szczelin usznych maski.
— Ma na imię Ptraci — wyjaśnił. — Podręczna twojego ojca. Odmówiła przyjęcia napoju.
— Jakiego napoju? — zdziwił się Teppic.
— Tradycja nakazuje zmarłemu królowi do świata umarłych zabierać ze sobą służbę, sire.
17
Młodsi skrytobójcy, zwykle ubodzy, mają bardzo zdecydowane poglądy na temat moralności bogactwa — do czasu kiedy staną się starszymi skrytobójcami, zwykle bardzo bogatymi. Wtedy zaczynają nabierać przekonania, że niesprawiedliwość ma jednak swoje zalety.