Выбрать главу

Wilga gwałtownie odsunęła się na bok.

– Rzuć to, nie chcę tego nawet oglądać.

– To jakiś absurdalny żart – powiedział Stern dziwnie zmienionym głosem, odkładając halkęna miejsce. – Niepotrzebnie pan nas tu fatygował.

– Żart? Owszem, bo nie jest to z pewnością dzieło Styki. O ile wiem, Kossak też tego niezaaranżował.

– Czy to możliwe, żeby ktoś przyczepił tę kartkę i podrzucił rekwizyt w ciągu dnia, w czasiezwiedzania? – dopytywał się Jakub.

Przewodnik spojrzał z wyrzutem.

– Wykluczone. Przewodników jest dwóch, ja i pan Cezary, który zmienia mnie dziś po obiedzie.

Obaj z takich dowcipów dawno już wyrośliśmy.

– A po zamknięciu rotundy?

– Tym bardziej! Nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł tu wejść niezauważony. Na koniec każdegodnia, po zakończeniu pokazów, światła są gaszone, a budynek plombowany i zamykany. To przecież bezcenny obraz. Wejścia pilnuje uzbrojony strażnik. No, chyba że ktoś by się schował, przemknął między wycieczkami, ale to wymagałoby wyjątkowego sprytu i odwagi.

– A więc jest takie miejsce, w którym można by się ukryć i niepostrzeżenie zrobić taki kawał?

– Obok korytarza jest pokój przewodników. Ja pewnie bym się tam schował, ale ten ktośmusiałby mieć stalowe nerwy.

– A wczoraj? Może zdarzyło się coś szczególnego?

– Wczoraj był wyjątkowy dzień – powiedział pan Edward rozanielonym głosem. – Mieliśmy tupewną doniosłą uroczystość. Zaszczyciła nas delegacja z uniwersytetu: sam pan dziekan z wydziału prawa, naukowcy, harcerze i sportowcy. Sponsorzy wmurowali trzy cegiełki! To dla nas ogromny honor! Potem w holu odbył się kameralny koncert, a po nim był skromny bankiet. Oczywiście już po wyjściu młodzieży. Za porządek odpowiadał pan Cezary, ale nie przypuszczają państwo chyba, że...

– To oczywiste, że w obecności pana Cezarego tacy szacowni goście nie pozwoliliby sobiena ekscesy – powiedział rzeczowo Stern. – Przepraszamy pana, ale spieszymy się do redakcji.

– To dla nas ważna wiadomość – dodała Wilga, starając się ukryć zmieszanie. – Niech tarozmowa, panie Edwardzie, zostanie między nami.

– Ma się rozumieć, pani Wilgo. Tylko ja, pani, no i ten pan!

Na dziesiątą Manio zwołał kolegium i nikt z zespołu nie śmiał pytać, z jakiej okazji. Wszyscy dobrze wiedzieli, że cały piątkowy numer będzie „skrojony” dla Marszałka, z okazji trzeciej rocznicy jego śmierci.

Siedzieli więc w sali konferencyjnej, przeglądając wybrane przez naczelnego artykuły i zdjęcia. Manio, niczym sam car i Bóg w jednym, odrzucał, tasował i dzielił. Pochwalił Piotra Leyę, nowego księgowego, który przejął gospodarstwo po panu Witku i energicznie zabiegał o korzystne finansowo reklamy, upomniał – tak na wszelki wypadek – korektorkę Stopkę, wreszcie grzecznie zaprosił pozostałych do dyskusji.

Okularnik Długolato zwany Długim poczuł się wyrwany do odpowiedzi. Podniósł zdjęcie przedstawiające angielskich dragonów skaczących nad strzelającym karabinem maszynowym i zapytał nieśmiało:

– Przepraszam, ale co to ma wspólnego z rocznicą śmierci Marszałka?

– Jeśli twoim zdaniem nie ma, możesz zaproponować zdjęcie pijanego kozaka z rohatyną –odpowiedział ostro Manio.

– Właśnie, to musi być coś podniosłego – powiedziała słodkim głosikiem Andrea, wydymającpełne, wilgotne wargi.

– Na przykład, że „Marlena Dietrich przybyła dziś do Paryża”? – rzuciła Halinka.

– To zbyt banalne! – zgasił ją Manio.

– Wiem – wdzięczyła się Andrea, wysuwając czubek języka jak kotka. – Minuta ciszy. Niewszyscy czytelnicy zdają sobie sprawę z tego, że serce wielkiego Marszałka przestało bić kwadrans przed dwudziestą pierwszą.

– Fantastyczne! – zawyrokował naczelny. – Trzeba o tym napisać.

– Przyznam się bez bicia – powiedział Długi z prostoduszną miną – że w swej ignorancji jatakże o tym nie wiedziałem.

– Właśnie. O tej godzinie zostanie wstrzymany ruch na ulicach. – Andrea spojrzała na Mania,szukając jego aprobaty. – Zagrają werble i wojsko odda dwadzieścia jeden wystrzałów.

I w tym właśnie wystrzałowym momencie do sali weszli Stern i Wilga, skupiając na sobie uwagę.

– Czyżby państwo tu do nas zabłądzili? – Manio spiorunował ich wzrokiem. – Rozumiem,że jesteście przygotowani?

– Na wszystko! – rzuciła Wilga, rozweselając odpowiedzią zespół.

Najbardziej śmiała się Halinka, chichotała tak, że aż falował jej ciężki biust. Tylko Długi nie zareagował. Patrząc wymownie na Wilgę, powiedział podniosłym tonem, że z tej okazji daje informację o wyścigach konnych na Persenkówce.

– Za sześć godzin na dystansie dwóch kilometrów startuje Tęsknota.

– Kto? – Andrea spojrzała zdziwiona.

– Klacz Tęsknota ze stajni Ferdynandów. Startuje oczywiście na cześć Marszałka. Czy takawiadomość cię satysfakcjonuje?

– Właśnie takich informacji nam dziś trzeba! Powtarzajcie to sobie jak mantrę! – powiedziałManio, obserwując, jak para „kryminalnych” przeciska się na miejsca po przeciwnej stronie stołu, zmuszając wszystkich do powstania.

Po kolegium, które zakończyło się około południa, naczelny mrugnął znacząco na Sterna, a kiedy pozostali wyszli, zwrócił się do niego z wymówką:

– Kuba, przeciągasz strunę. Bądź choć raz poważny.

Stern podniósł do góry dwa palce, robiąc minę męczennika.

– Przestań błaznować, mnie na swoje sztuczki nie nabierzesz! Teraz mam dla ciebie specjalnezadanie. Jutro rano o dziesiątej pójdziesz do ratusza. W sekretariacie spotkasz się z panem Arkackim. Prezydent prosił o pomoc. Dostał podobno jakieś perfidne zaproszenie. Rzuć na nie okiem. Tylko błagam, bądź punktualny!

Jeszcze tego samego dnia Stern nieoczekiwanie musiał zmienić popołudniowe plany. A wszystko z powodu jednego telefonu. Łącząc go, sekretarka Kazia ostrzegła, że to jakaś interwencja i gość piekli się niemożliwie, dlatego bojowo nastawiony Jakub ostrożnie podniósł słuchawkę.

– Redakcja „Kuriera”, Jakub Stern, czym mogę służyć?

– Bardzo proszę się nie wymigiwać i spotkać ze mną dziś po południu – usłyszał dziwnieznajomy głos.

– Kto mówi?

– Mówię basem, czy to wystarczy?

– Cholera, musisz robić aż takie podchody?

Rozpoznając gardłowy głos szkolnego przyjaciela, obecnie adwokata Samuela Hillela, Jakub nie mógł powstrzymać się od śmiechu. To przez ten głos Hillel, wnuk rabina, przezywany był w szkole „Basem”.

– Skąd dzwonisz?

– Z domu. Przyjechałem w piątek i zaraz pomyślałem o spotkaniu z tobą. Więc jak? Znajdzieszczas?

Ostrzegam, jeśli nawalisz, nasza znajomość definitywnie się kończy. Czekam w „Atlasie” o szóstej.

Po kwadransie Jakub Stern miał już gotowe alibi. Zadzwonił do Anny i poinformował ją, że wróci trochę później.

– Ile później?

– Godzinkę, najwyżej dwie... Oczywiście, że cię kocham... Nie czekaj na mnie... Tak, Aniu,masz rację, Manio jest wielkim cwaniakiem, ale to niczego nie zmienia. Muszę przygotować ten tekst na rano... Naturalnie, że się postaram. – Odłożył słuchawkę, a serce biło mu jak oszalałe.

Kłamał. Przez chwilę miał nawet wyrzuty sumienia, lecz szybko znalazł usprawiedliwienie – Anna nie cierpiała Hillela, uważała bowiem, że sprowadza on męża na złą drogę. Dlatego Jakub postanowił nie przeciągać spotkania. W planach była szybka wódeczka, najwyżej dwie pod śledzika, bo w „Atlasie” marynowany śledzik po żydowsku był najlepszy.

Kiedy jednak o szóstej zasiedli w swojej ulubionej bocznej loży po oknem, niepowtarzalna knajpiana atmosfera zawładnęła nimi niepodzielnie. Przed laty Jakub Stern i Samuel Hillel byli nierozłącznymi przyjaciółmi. Uczyli się w tym samym gimnazjum i mieli podobne zainteresowania. Czytali te same książki wypożyczane w spółce nakładowej „Vita”, mieszczącej się przy pasażu Hausmana. Jeździli na dalekie rowerowe wycieczki, szusowali na nartach z okolicznych wzgórz. Nic dziwnego, że nawet po tylu latach znaleźli szybko wspólny język. Hillel chciał się wygadać, a Stern, słuchając jego opowieści, całkiem stracił poczucie czasu.