Выбрать главу

– Pozostaje jeszcze Ramirez.

– Który wcale nie musi być bardzo chętny do składania zeznań.

– Sądzę, że przesadzasz. Mogę zaświadczyć, że jedynie Ramirez był w stanie popełnić tu dwa zabójstwa, w dodatku udało nam się odkryć ślady przemytniczej działalności całej grupy.

– Ale to jedynie wyjaśnia, czym tak naprawdę zajmował się Ziggy Kulesza, natomiast w niczym nie zmienia faktu, że z pozoru zastrzeliłem bezbronnego człowieka.

– „Leśnik” by ci wytłumaczył, że powinieneś pokładać większe zaufanie w nasz wymiar sprawiedliwości.

– Przecież on sam go całkowicie lekceważy.

Nie chciałam pakować Joego do więzienia za przestępstwo, którego nie popełnił, ale nie zamierzałam też pozwolić mu nadal bawić się w „Ściganego”. W gruncie rzeczy nie był złym chłopakiem i choć może nie odważyłabym się przed nikim do tego przyznać, to jednak myślałam o nim z pewną dumą. Przyszło mi na myśl, że gdy cała ta sprawa się wyjaśni, będzie mi brakowało jego nadskakiwania czy choćby towarzystwa w pustym mieszkaniu. To prawda, że czasami działał mi jeszcze na nerwy, lecz jednocześnie przy nim odczuwałam niezwykłą więź partnerstwa, która w znacznym stopniu tłumiła moją wcześniejszą złość na niego. Niemniej trudno mi było uwierzyć, że wobec nowych, odkrytych przez nas dowodów, nadal grozi mu pobyt w więzieniu. Najwyżej mógł utracić posadę w policji. W mojej ocenie było to znacznie łatwiejsze do zniesienia, niż długotrwałe ukrywanie się przed wymiarem sprawiedliwości.

– Sądzę, że jednak powinniśmy zawiadomić policję i zostawić to wszystko w ich rękach – powiedziałam. – Przecież nie możesz się tak ukrywać do końca życia. Co z twoją matką? Jak chociażby zamierzasz uregulować rachunek za telefon?

– Telefon? Niech cię diabli wezmą, Stephanie. Chyba nie nabiłaś zbytnio tego rachunku? Prosiłem cię o to.

– Zawarliśmy porozumienie. Miałeś się dać odstawić do aresztu, kiedy odnajdziemy owego tajemniczego świadka.

– Nie sądziłem jednak, że odnajdziemy jego zwłoki.

– To niczego nie zmienia.

– Posłuchaj, Stephanie. Myślisz, że tak dobrze jest mi z tobą w twoim mieszkaniu? Poza tym to zwykła strata czasu. Oboje dobrze wiemy, iż nie dam ci się wziąć siłą. Możesz zapracować na swoje honorarium tylko i wyłącznie za moim przyzwoleniem. Więc nie odgrywaj ważniaka i bądź cicho.

– Nie podoba mi się takie postawienie sprawy, Morelli.

Promień latarki zatańczył po ścianach i Joe odwrócił się w stronę drzwi.

– Nic mnie to nie obchodzi, czy ci się podoba, czy nie. Jestem w paskudnym nastroju. Mój świadek nie żyje, a ja nigdzie nie mogę znaleźć tego cholernego pistoletu. Prawdopodobnie Ramirez znowu zdoła się wykręcić sianem i wszystko spadnie na mnie, ale do tego czasu zamierzam jednak pozostać w ukryciu.

– I naprawdę uważasz, że takie postępowanie leży w twoim interesie? A jeśli jakiś gliniarz rozpozna cię na mieście i zastrzeli? Ponadto zapominasz, że ja podjęłam się wykonać to zlecenie i ani myślę z niego rezygnować. W ogóle nie powinnam była zawierać z tobą żadnych układów.

– Teraz już nie ma czego żałować – odparł.

– A jak ty byś postąpił na moim miejscu?

– Nie zgodziłbym się na żaden układ, ale ty to nie ja. Możesz jedynie pomarzyć, że jesteś kimś podobnym do mnie. Nigdy się nie zdobędziesz na taką stanowczość, jaka jest nieodzowna do tej roboty.

– Chyba mnie nie doceniasz. Potrafię jednak działać szybko i sprawnie.

Morelli parsknął pogardliwie.

– Jesteś miękka jak z plasteliny, urocza i słodziutka, a kiedy cię choć trochę rozgrzać, dopiero stajesz się wyśmienitym kąskiem!

Mowę mi odjęło, wprost nie mogłam uwierzyć własnym uszom. A ja tu przed chwilą myślałam o nim z uczuciem, szukałam jakiegoś bezpiecznego wyjścia z zagmatwanej sytuacji.

– Szybko się uczę, Morelli. Faktycznie na początku popełniłam kilka błędów, ale teraz jestem już gotowa zaciągnąć cię siłą na policję.

– Już to widzę! Co masz zamiar zrobić? Postrzelić mnie?

Sarkazm w jego głosie był całkowicie nie na miejscu.

– Nie powiem, żeby ta perspektywa wcale mnie nie kusiła, ale nie muszę sięgać po broń. Wystarczy, że zamknę cię w tej chłodni, ty arogancki palancie!

Mimo ciemności dostrzegłam, iż oczy mu się rozszerzyły ze zdumienia. Nie zdążył jednak zareagować, nim z hukiem zatrzasnęłam ciężkie drzwi ciężarówki. Dopiero po chwili rozległo się łomotanie pięściami i jakieś stłumione, dzikie wrzaski, ale było już za późno. Zdążyłam porządnie zamknąć drzwi i zabezpieczyć je ciężką sztabą.

Ustawiłam temperaturę chłodni na minus dziesięć stopni. Pomyślałam, że warto zabezpieczyć trupy przed szybkim rozkładem, a taki chłód powinien jedynie ostudzić Joego, nie zmieniając go jeszcze w sopel lodu w czasie drogi powrotnej do Trenton. Wdrapałam się do wysokiej szoferki i uruchomiłam silnik. Bez większego kłopotu wyprowadziłam ciężarówkę z placu i skręciłam w kierunku autostrady.

Pokonawszy mniej więcej połowę trasy, zatrzymałam się przy budce i powiadomiłam Dorseya, że wiozę poszukiwanego Morelliego, wolałam jednak nie podawać przez telefon żadnych szczegółów. Oświadczyłam jedynie, że powinnam zajechać przed tylne wejście komendy najpóźniej za trzy kwadranse i że byłoby mi nadzwyczaj przyjemnie, gdyby czekał tam na mnie.

Skręciłam z autostrady i pojechałam ulicą North Clinton. Dotarłam pod komendę dokładnie w wyznaczonym czasie i odetchnęłam z ulgą, kiedy snopy świateł z reflektorów ciężarówki wyłowiły z półmroku sylwetki Dorseya oraz dwóch umundurowanych policjantów. Wyłączyłam silnik, kilkakrotnie zaczerpnęłam głęboko powietrza, żeby opanować rozdygotane nerwy, i wysiadłam z kabiny ciężarówki.

– Nie wiem, czy wystarczy dwóch ludzi – oznajmiłam. – Obawiam się, że Morelli może dostać ataku szału.

Inspektor spoglądał na mnie z tak zmarszczonym czołem, że brwi nieomal zlewały mu się z linią włosów.

– Przywiozła go pani w chłodni?!

– Owszem. Zresztą nie jest sam.

Jeden z policjantów nieostrożnie zdjął sztabę i odryglował drzwi, toteż Morelli wyskoczył ze środka jak z katapulty i rzucił się na mnie. Złapał mnie wpół, powalił na ziemię i oboje potoczyliśmy się po asfalcie, wrzeszcząc na siebie wniebogłosy.

W końcu policjantom jakoś udało się go odciągnąć, lecz Joe nadal przeklinał i ciskał wyzwiskami, szeroko wymachując rękoma.

– Dostanę cię! Zobaczysz! – wrzeszczał. – Kiedy tylko stąd wyjdę, dobiorę ci się do dupy! Jesteś nawiedzoną wariatką! Stanowisz zagrożenie dla normalnych ludzi!

Z budynku wybiegli dwaj następni gliniarze i dopiero we czterech zdołali wciągnąć Morelliego do środka. Dorsey wziął mnie pod rękę i mruknął:

– Może niech pani lepiej tu zaczeka, aż trochę mu przejdzie ta furia.

Jakby od niechcenia otrzepałam sobie kolana.

– Boję się, że to potrwa zbyt długo.

Przekazałam Dorseyowi kluczyki od ciężarówki i udzieliłam obszernych wyjaśnień dotyczących przemytu narkotyków oraz Ramireza. Zanim skończyłam, Joego szczęśliwie odnotowano do aresztu, mogłam więc wejść do dyżurki i odebrać od pełniącego służbę oficera zaświadczenie o odstawieniu poszukiwanego.

Dochodziła już północ, gdy wreszcie dotarłam do swego mieszkania. Jedyna rzecz, jakiej mogłam żałować, to butelka daiquiri, która została razem z przecenionym mikserem w novej. Cholernie przydałby mi się łyk czegoś mocniejszego. Zamknęłam drzwi i cisnęłam ciężką torebkę na blat kuchenny.

Wciąż walczyłam ze sprzecznymi uczuciami w sprawie Morelliego. Wcale nie byłam pewna, czy postąpiłam słusznie. W końcu liczyły się dla mnie nie tylko pieniądze, jakie miałam za niego otrzymać. Kierowała mną dość dziwna mieszanina pragnienia zemsty za liczne zniewagi z głębokim przekonaniem, iż Joe zdoła się sam wybronić.

W mieszkaniu panowała cisza i spokój, wszędzie zalegały głębokie cienie. Przejście do saloniku oświetlała jedynie wąska smuga światła wpadającego z przedpokoju. Ale teraz ciemność nie wzbudzała już we mnie lęku. Wypełniłam swoje zadanie.

Moje myśli powędrowały ku przyszłości. Rola łowcy nagród okazała się trochę bardziej skomplikowana, niż początkowo przypuszczałam. Miałam jednak na swoim koncie pewne sukcesy, a w ciągu minionych dwóch tygodni wiele się nauczyłam.

Po południu upał zelżał i temperatura spadła do dwudziestu dwóch stopni, wreszcie było czym oddychać. W sypialni zasłony były zaciągnięte, lecz poruszały nimi delikatne podmuchy wiaterku. Aż uśmiechnęłam się na myśl, że wreszcie będzie przyjemnie tu spać.