Выбрать главу

Zrzuciłam buty i przysiadłam na brzegu łóżka, gdyż nagle ogarnęło mnie przemożne zmęczenie. Jednocześnie coś nie dawało mi spokoju, chociaż nie potrafiłam określić, co to może być. Przypomniałam sobie nagle, że zostawiłam torebkę na blacie kuchennym i serce zabiło mi mocniej. Przestań się wygłupiać, zganiłam siebie w myślach; jesteś sama w zamkniętym mieszkaniu, a jeśli ktoś będzie próbował się tu dostać po drabince pożarowej, co wydaje się bardzo mało prawdopodobne, i tak zdążysz pobiec do kuchni i chwycić broń.

Ale ów dziwny niepokój nadal mnie nie opuszczał.

Zerknęłam jeszcze raz w stronę okna, poruszających się z lekka na wietrze zasłon, i nagle strach ścisnął mnie za gardło. Kiedy wychodziłam z domu, zostawiłam okna zamknięte, a teraz do sypialni wpadało świeże powietrze. Okno było otwarte! Jezu, ktoś się tu włamał! – przemknęło mi przez myśl i serce we mnie zamarło. Nie byłam zdolna nawet się poruszyć.

Ktoś był w moim mieszkaniu… A może tylko czekał na zewnątrz, na drabince pożarowej? Przygryzłam wargi, żeby powstrzymać okrzyk przerażenia. Dobry Boże, oby to tylko nie był Ramirez! Ktokolwiek, byle nie Ramirez! Serce łomotało mi jak oszalałe, żołądek podchodził do gardła.

Miałam dwa wyjścia: rzucić się natychmiast do wyjścia albo spróbować ucieczki po drabince pożarowej. Oczywiście zakładałam, że zdołam nakłonić swe mięśnie do wysiłku. Doszłam szybko do wniosku, że Ramirez przyczaił się zapewne gdzieś w mieszkaniu, wstałam więc i powoli podeszłam do okna. Wstrzymując oddech, błyskawicznie rozsunęłam zasłonki. Okno było zamknięte. Tylko w górnej części szyby widniała idealnie okrągła dziura, wystarczająco duża, by włamywacz mógł wsunąć przez nią rękę i otworzyć sobie zamek. Właśnie przez ten otwór wpadały do środka podmuchy chłodnego powietrza.

Robota zawodowca, pomyślałam. Więc może to wcale nie Ramirez? Może włamania dokonał ten zwariowany staruszek z drugiego piętra? Wcześniej onieśmieliła go moja bezwzględność, to też postanowił wziąć teraz odwet, zakradł się do mieszkania i zamknął za sobą okno. Wyjrzałam na zewnątrz. Nikt się nie czaił na drabince pożarowej, mogłam więc tędy uciec.

Trzeba zadzwonić na policję i złożyć raport o włamaniu, pomyślałam. Cofnęłam się do nocnego stolika i podniosłam słuchawkę telefonu, lecz panowała w niej głucha cisza. Cholera! Widocznie ktoś wyciągnął wtyczkę z gniazdka w kuchni. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że muszę jak najszybciej stąd uciekać. I to po drabince pożarowej. Już! Teraz!

Wróciłam do okna i sięgnęłam do klamki. Nagle usłyszałam za plecami jakiś szelest, przez skórę poczułam bliską obecność włamywacza. Dostrzegłam też odbitą w szybie jego sylwetkę, kiedy stanął w przejściu, w smudze światła wpadającego z przedpokoju.

– Stephanie! – usłyszałam wypowiadane szeptem swoje imię i włosy stanęły mi dęba, poczułam się jak bohater kreskówek porażony prądem elektrycznym. – Zaciągnij zasłony i odwróć się do mnie, tylko powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów.

Posłusznie wykonałam polecenie i zamrugałam szybko, usiłując przebić wzrokiem półmrok. Wydawało mi się, że rozpoznaję głos mężczyzny, nie mogłam jednak zrozumieć, czego on chce ode mnie.

– Co ty tutaj robisz? – spytałam niepewnym głosem.

– Dobre pytanie.

Zapalił światło. Nie pomyliłam się, był to Jimmy Alpha. Mierzył do mnie z rewolweru.

– Sam je sobie zadaję od pewnego czasu – rzekł. – Jak mogło do tego dojść? Przecież jestem uczciwym obywatelem, zawsze starałem się robić tylko to, co dobre.

– Czynienie dobra jest nadzwyczaj chwalebne.

– Co się stało z twoimi meblami?

– Przeżywam trudny okres.

Współczująco pokiwał głową.

– Więc pewnie mnie zrozumiesz. – Uśmiechnął się blado. – Iz tego powodu zaczęłaś pracować dla Vinniego?

– Tak.

– Zawsze uważałem, że ja i Vinnie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Obaj robimy wszystko, co tylko możliwe, żeby utrzymać się na fali. Podejrzewam, że ty również masz coś podobnego w naturze.

Nie miałam zbytniej ochoty rozmawiać na temat Vinniego, wolałam jednak nie dyskutować z facetem, który trzyma mnie na muszce.

– Tak. Chyba tak.

– Lubisz boks?

– Nie.

We stchnął głośno.

– Każdy menadżer przez całe życie marzy o wylansowaniu jakiejś wielkiej gwiazdy. Większości nigdy się to nie udaje.

– Ale ty masz swego mistrza, Benito Ramireza.

– Zaopiekowałem się nim, gdy był jeszcze chłopcem, miał zaledwie czternaście lat. Przeczucie mi podpowiadało, że on jest inny niż cała reszta. Odznaczał się wielkim talentem. Był ambitny, miał atomowe uderzenie.

Nie zapomnij dodać, że ma też nie po kolei w głowie, pomyślałam.

– Przekazałem mu wszystko, co wiedziałem o boksie. Poświęciłem cały swój czas. Dbałem, żeby prawidłowo się odżywiał i kupowałem mu ubrania, kiedy nie miał grosza przy duszy. Pozwalałem mu nawet nocować w swoim biurze, gdy jego matka zaczęła robić dzikie awantury.

– Aż wyrósł na prawdziwego mistrza – wtrąciłam.

Uśmiechnął się, ale wciąż niezbyt pewnie.

– Ziściły się moje marzenia. Zaowocował wysiłek, jaki włożyłem w jego wyszkolenie.

Zaczynałam pojmować, do czego on zmierza.

– Tyle tylko, że Benito wymknął ci się spod kontroli.

Jimmy oparł się ciężko ramieniem o futrynę.

– Właśnie, wymknął mi się spod kontroli. Jakby specjalnie chciał wszystko zniweczyć… zaprzepaścić swoje osiągnięcia, roztrwonić pieniądze… Teraz już w ogóle mnie nie słucha, nie mam na niego wpływu.

– I co zamierzasz z tym począć?

Alpha ponownie westchnął ciężko.

– To mój podstawowy problem. Jedynym rozwiązaniem było dokonanie radykalnej zmiany. Nie miałem innego wyjścia, jak zgarnąć cały możliwy szmal i się wycofać. Już rozumiesz, co chcę powiedzieć? W moim pojęciu radykalna zmiana oznaczała zainwestowanie wszystkich dochodów, jakie przynosił mi Ramirez. Musiałem jedynie wybrać, w co najlepiej zainwestować. Brałem pod uwagę hodowlę kurcząt, sieć pralni samoobsługowych, a nawet sklep mięsny. Zresztą nadarzyła się okazja odkupić taki sklep naprawdę tanio, ponieważ obecny właściciel popadł w tarapaty, narobił długów.

– Mówisz o Salu?

– Zgadza, się. Sal ostatnio miał coraz większe kłopoty. W dodatku jeszcze ty pojawiłaś się na scenie i odkryłaś powiązania Sala z Louisem. Mimo wszystko sądzę, że da się jeszcze z tego wybrnąć.

– Nie wiedziałam, że Sal mnie zna.

– Myślisz, złotko, że tak trudno cię rozpoznać? Przecież masz całkiem spalone brwi.

– A zatem Sal się przejął tym, że zauważyłam Louisa w jego sklepie?

– Owszem. Zadzwonił do mnie, ja zaś kazałem mu pojechać razem z Louisem na przystań i tam zaczekać. Jutro ma nastąpić duży przerzut, postanowiłem więc wrobić Louisa w przemyt narkotyków, gdyż przysparzał mi samych kłopotów. Niczego nie umiał zrobić porządnie. Najpierw dopuścił do tego, żeby ludzie zauważyli go w mieszkaniu Carmen, musiał więc się pozbyć niewygodnych świadków. Ale zdążył usunąć tylko dwóch, w dodatku ciągle nie mógł odnaleźć Morelliego. Kiedy zaś rozpoznał jeepa Morelliego na parkingu przed twoim domem, nawet do łba mu nie przyszło, że ktoś inny może nim jeździć. No i skończyło się na tym, że usmażył Morty’ego Beyersa. Tego było już dla mnie za wiele, postanowiłem go usunąć ze sceny.

– Dlatego też pożyczyłem wóz od Ramireza i pojechałem na przystań, ale gdy spostrzegłem twój samochód na stacji benzynowej, zaświtał mi genialny pomysł. Odkryłem bowiem sposób na bezpieczne wycofanie się z interesu.

Nie nadążałam za tokiem jego myśli, wciąż nie mogłam zrozumieć, co go łączyło z tą szajką.

– Z jakiego interesu? – zapytałam.

– Z całego tego cholernego szamba. Widzę, że nie wszystko jeszcze o mnie wiesz. Cały swój czas poświęciłem boksowi, nie myślałem nawet o tym, żeby się ożenić, założyć rodzinę. W moim życiu nie liczyło się nic oprócz boksu. Kiedy człowiek jest młody, to wszystko gra, powtarza sobie, że ma jeszcze mnóstwo czasu na inne rzeczy. Dopiero później uprzytamnia sobie nagle, że jest już za późno. Szokiem dla mnie było odkrycie prawdy, że mój najlepszy zawodnik jest sadystą. Okazał się szaleńcem. Ma coś poprzestawiane w głowie i ja już nic nie mogę na to poradzić. Kiedy więc zrozumiałem, że jego kariera wisi na włosku, zebrałem wszystkie zarobione pieniądze i zacząłem je pakować w nieruchomości. Wtedy właśnie odwiedził mnie pewien facet z Jamajki i przekonał, że zna lepszy i wydajniejszy sposób inwestowania pieniędzy. Narkotyki. Musiałem tylko wyłożyć forsę, jego ludzie zajęli się dystrybucją towaru, a ja mogłem prać nielegalne dochody poprzez organizację walk Ramireza. Po krótkich targach doszliśmy do porozumienia. Moim najważniejszym zadaniem było za wszelką cenę uchronić Benito przed więzieniem, aby cały ten interes kręcił się jak najdłużej. Teraz zaś wyniknął inny problem. Zgromadziłem kupę forsy, ale nie mogłem się wycofać z tej umowy. Jamajczycy powiesiliby mnie za jaja, rozumiesz?