Выбрать главу

Alec jechał przez Tarrytown, a ona wyglądała przez okno na mijane eleganckie domy i wypielęgnowane trawniki.

– Nie było tak źle – powiedziała, gdy wjechali na autostradę. – Robbie i Natalie polubili cię. Tacie zawsze potrzeba czasu, żeby się do kogoś przekonać, więc fakt, że dziś wieczór był taki sztywny, jeszcze nic nie znaczy. A mama… Może przywyknie do myśli, że ty planujesz ślub. Jeśli nie, zostawimy to jej. Żyje takimi rzeczami i jest naprawdę niezła w organizowaniu przyjęć. Wszystko będzie dobrze.

Alec nic nie odpowiedział.

– Samo wesele nie jest istotne – stwierdziła, jeszcze bardziej się denerwując. – Liczy się to, że się pobierzemy. Więc skoro marzy jej się coś wystawnego i eleganckiego, to nic nie szkodzi, prawda?

Po stronie Aleca nadal panowała cisza.

Christine patrzyła przez kilka minut na widoki przesuwające się za szybą, a potem zaczęła litanię od początku, powtarzając ją w różnych wersjach przez całą drogę do mieszkania. Nic nie pomogło. Robiło jej się niedobrze. Rodzice nie mogli wyraźniej okazać, że nie pochwalają jej wyboru. Ale na pewno to się zmieni. Na pewno. Z czasem.

Kiedy dojechali na miejsce, Buddy przywitał ich w drzwiach. Zaskomlał zaskoczony, gdy Alec minął go, raptem poklepawszy po łbie. Cienie wypełniały pokój, chociaż Christine zostawiła zapaloną lampkę przy sofie. Nie kłopocząc się, żeby zapalić więcej światła, Alec stanął przy suwanych drzwiach i zagapił się na panoramę Austin. Christine stała przy drzwiach wejściowych i patrzyła, jak jej narzeczony zdejmuje krawat.

Dlaczego nic nie mówił?

– Przepraszam za rodziców. – Położyła torebkę na stoliku przy drzwiach. – Ale oni tacy właśnie są. Będzie dobrze.

Odwrócił się do niej.

– Wręcz przeciwnie. Nie będzie dobrze.

– Będzie.

Przeglądała na oślep stos korespondencji, a potem zacisnęła dłonie w pięści, gdy nie przestały jej drżeć.

– Po prostu potrzebują czasu, żeby cię poznać.

– Nie. – Powiedział to tak obojętnym głosem, że spojrzała na niego znowu, ale w ciemnościach nie potrafiła niczego wyczytać z jego twarzy. – Nie będzie dobrze, bo ani razu przez całą drogę do domu nie powiedziałaś: „Pieprzyć ich. Mam gdzieś to, co sobie myślą”.

Podskoczyła, słysząc takie słowa w ustach Aleca.

– To moi rodzice. Oczywiście, że obchodzi mnie, co myślą.

– Trochę za bardzo. Czy chociaż raz powiedziałaś im: „Pieprzę to, zrobię to, czego ja chcę”?

– Nie wygłupiaj się. Nie przeklinam przy rodzicach. Zdenerwowanie zamieniło się w gniew. Ruszyła do sypialni, zdejmując po drodze kolczyki.

– Oczywiście, że nie.

Poszedł za nią, ale zatrzymał się w progu.

– Gdybyś zaklęła przy nich albo, niech cię Bóg broni, była przy nich sobą, nie byłabyś już idealną córką i mogliby cię nigdy nie pokochać tak, jak tego pragniesz.

– Powiedziałam ci, czemu mnie nie kochają. To nie ich wina.

– Chrzanisz. Po pierwsze dzieci nie powinny zaskarbiać sobie miłości rodziców. To, co dzisiaj widziałem, jest odpowiednikiem twojej matki mówiącej: „Siedź prosto, jedz warzywa, uważaj, jak się zachowujesz, a jakoś będziemy cię tolerować”. Podczas gdy twój ojciec ignorował cię na rzecz tego dupka, twojego brata.

Obróciła się gwałtownie, żeby spojrzeć mu w twarz.

– Robbie nie jest dupkiem!

– Tak? – Zdjął gwałtownie marynarkę i rzucił ją na krzesło przy oknie. – A jak byś skwitowała jego propozycję, żebym „którejś soboty wpadł do klubu na tenisa, to przedstawi mnie wszystkim”?

– Starał się być przyjacielski. – Zdjęła buty i rozpięła sukienkę.

– Rzucił mi prosto w twarz, że nie pasuję do waszego towarzystwa i nigdy nie będę. – Alec usiadł na łóżku i zzuł buty. – Jemu przynajmniej mogę wybaczyć, bo myślę, że starał się ciebie chronić. Ale twoi rodzice… Jezu!

– Nie waż się ich obrażać. – Weszła do łazienki w samej bieliźnie i rozpuściła włosy.

– Christine… – Stanął w progu, rozpinając koszulę. – Jak możesz w takim stopniu przejmować się nimi, skoro ty ich w ogóle nie obchodzisz? Oni martwią się tylko tym, jak będą wyglądać, kiedy ich córka wyjdzie za prostaka.

– Nie jesteś prostakiem! – krzyknęła ze złością w jego obronie. – Jestem! – wrzasnął. – Widziałaś, skąd pochodzę.

– I widziałam, gdzie doszedłeś. Co zrobiłeś. – Wzięła szczotkę i szarpiąc włosy, zaczęła je rozczesywać. Bała się, że w każdej chwili wszystkie emocje tego wieczoru zamienią się w gwałtowny strumień łez. – Jestem dumna z tego, kim jesteś i kim się stałeś.

W lustrze zobaczyła, że stanął za nią.

– Dla nich to się nie liczy. – Położył ręce na jej ramionach i odwrócił ją twarzą do siebie. – Myślałem, że mogę z tym żyć, ale…

– Ale co? – Poczuła strach. – Chcesz powiedzieć, że nie dasz rady?

– Nie. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Chcę powiedzieć, że ty chyba nie dasz rady.

– Alec… – Minęła go i weszła do sypialni. – Dlaczego mówisz takie rzeczy? Jakbyś chciał, żebyśmy się rozstali.

Kiedy nic nie odrzekł, zwróciła się twarzą ku niemu. Patrzył na nią przez dłuższy czas. Stał w rozpiętej koszuli.

– Może powinniśmy.

– Co? – Podłoga zachwiała się jej pod stopami. – Co masz na myśli? To ty mówiłeś, że idealnie do siebie pasujemy, a teraz odwracasz kota ogonem?

– Dopiero dziś zdałem sobie sprawę, jak dużo byś dla mnie poświęciła. Byłem zbyt skupiony na tym, co sam poświęcam, porzucając góry i pracę, która, nim cię poznałem, znaczyła dla mnie wszystko. Porzucając własnego psa!

– A teraz zmieniłeś zdanie? – Wyjęła z szafy jedwabną koszulę nocną, ale tylko ją trzymała w ręce. Wzrok jej się zamglił. – Och, cudownie. Po prostu cudownie!

– Nie. – Stanął obok niej i powiedział ciszej: – Teraz zadaję ci to samo pytanie, które ty zadałaś mnie. Jeśli wyjdziesz za mnie, Chris, stracisz aprobatę ojca i nigdy jej nie odzyskasz. De potrzeba czasu, abyś mnie za to znienawidziła?

Gardło tak jej się zacisnęło, że nie mogła wykrztusić słowa. Założył pasemko włosów za jej ucho i odezwał się łagodnym głosem, jakby mówił do dziecka.

– Smutne jest to, że odrzucasz nas w imię czegoś, czego nie powinno się zaskarbiać. Rodzice powinni po prostu kochać bez stawiania warunków.

– Nie odrzucam nas. – Spojrzała na niego. – To ty nagle nabrałeś wątpliwości.

– Po prostu patrzę prawdzie w oczy. Dopóki bardziej zależy ci na zaimponowaniu ojcu niż na nas, nie mamy szansy.

– Więc mówisz mi, żebym mu się postawiła? Mam zniszczyć wszystkie więzy między nami? Nie przejmować się nim?

– Christine, posłuchaj mnie. – Wziął ją za ręce. – Niszczysz własne życie, aby zdobyć coś, czego nigdy nie będziesz miała, i prosisz, żebym to samo zrobił ze swoim życiem. I po co? Dla małżeństwa, które, jak zaczynam widzieć, nie ma szansy przetrwać? Nie dopasuję się do świata twojej rodziny, tak jak ty do mojej. Ale oboje pasujemy do Silver Mountain. Wracajmy tam.

– Nie mogę. – Zamknęła oczy, gdy jego słowa rozdzierały ją. – Jeśli zerwę kontrakt ze szpitalem, zniszczę swoją karierę i postawię ojca w kłopotliwej sytuacji. Nie mogę! Cholera! Nie mogę!

– Możesz! I możesz pogodzić się z rzeczywistością. Christine… Poczuła, że ujął jej twarz. Otworzyła oczy i zobaczyła, że wpatruje się w nią, jakby chciał ją siłą woli zmusić do zgodzenia się z nim.

– Ojciec nigdy nie pokocha cię jak twojego brata. Nigdy. Nic, co zrobisz, tego nie zmieni. Mogłabyś polecieć na Księżyc i z powrotem, a ojciec i tak by uważał, że Robbie jest lepszy. Tego się właśnie boisz. Nie masz lęku wysokości. Boisz się prawdy.