– Kiedy dziewczyna wyjeżdża? – zapytał ojca.
– Planują pozostanie tutaj przez lato – padła zaskakująca odpowiedź – co stanowi dodatkowy powód, dla którego należy jak najszybciej wywieźć Williama do Anglii. Jedziesz z nami? Kieran potrząsnął głową.
– Nie mam ochoty. Jedź z Williamem i lady Jane. Dopilnuję tu wszystkiego, tato. To żaden problem. Zboża są zasiane, owce pasą się na łąkach. Nie ma wiele do roboty, ale wiem, jak wielką wagę przywiązujesz do rachunków, a te mogę poprowadzić dla ciebie. Do komnaty wszedł William Devers.
– Wzywałeś mnie, tato?
– Lady Fortune odtrąciła twoją propozycję – otwarcie powiedział ojciec.
– Oczywiście, że zrobiła to za pierwszym razem – spokojnie stwierdził William. – Jest damą i nie wypada jej uczynić inaczej.
– Na miły Bóg, Willy – niecierpliwie parsknął jego brat. – Możesz się oświadczać setki razy, a dziewczyna i tak cię odtrąci! Nie chce cię. Jej rodzice przybyli tu, żeby osobiście powiedzieć to naszemu ojcu i twojej matce, chłopcze. Daj spokój i ożeń się ze swoją kuzynką Emily.
– Nie wierzę ci.
– To błąd. Ty mu powiedz, madam. Powiedz swojemu synowi, że dostał kosza od pogardzającej nim, aroganckiej angielskiej pannicy – ze złością rzuci! Kieran.
– To prawda, Williamie – rzekła lady Jane.
– Pojadę do niej! – zawołał William.
– Nie pojedziesz! – ostro powiedział sir Shane. – Chcesz sprowadzić hańbę na naszą rodzinę swoim zaślepieniem?
– Zrób tylko jeden krok za drzwi tego pokoju, a przysięgam, chłopcze, że stłukę cię do nieprzytomności! – ostrzegł go brat. Williama Deversa opuściła odwaga. Odtrąciła go. Jak mogła? Była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Rozmawiała o sprawach, których nigdy nie poruszała żadna kobieta. Uwielbiał ją. Jak mogła nie rozumieć, że ją kochał?
– Zawsze planowałaś, że poślubię Emily Annę – powiedział groźnie, zwracając się do matki. – Wybij to sobie z głowy, mamo. Nie chcę tej głupawo uśmiechniętej, przesłodzonej dziwki, nawet gdyby była jedyną dziewczyną na powierzchni ziemi!
Lady Devers wyprostowała się i gniewnie popatrzyła na syna.
– Nie odzywaj się tak do mnie, Williamie. Nie musisz się żenić ze swoją kuzynką, jeśli nie chcesz, ale lady Fortune Lindley też cię nie poślubi. Jutro wyjeżdżamy do Anglii, odwiedzić twoje siostry. Może kilka miesięcy poza domem uwolni cię od złych wpływów, którym uległeś w ciągu paru ostatnich dni. Nie! – Podniosła do góry rękę. – Nie próbuj ze mną dyskutować na ten temat! – I wyszła z sali, wyprostowana, z wysoko uniesioną głową. Kieran otoczył ramieniem brata, ale William strząsnął jego rękę.
– Nie możesz powiedzieć nic, co mogłoby mnie pocieszyć – warknął.
– Proponuję, tato, żebyś zamknął go w pokoju do czasu wyjazdu – szyderczo rzekł Kieran. – Jeśli tego nie zrobisz, ten głupiec może uciec do Erne Rock i dać się wyrzucić stamtąd na zbity pysk przez księcia.
– Pewnego dnia zabiję cię, Kieranie – gniewnie rzucił William.
– Po co miałbyś się wysilać? – ostro odparował Kieran. – Masz już wszystko, co należało się mnie. Nie zależy mi na tym, Williamie, ale twojej mamie może zależeć. Weź się w garść, człowieku, i zachowuj się jak Devers. – Powiedziawszy to, również wyszedł z komnaty.
– Boję się, że nie mogę ci ufać, Williamie – zmęczonym głosem odezwał się jego ojciec i posłuchał wskazówek starszego syna.
Następnego ranka powóz Deversów opuścił Mallow Court. W powozie, z kamienną twarzą, siedział William z matką. Ojciec towarzyszył im konno wraz ze swoim starszym synem, który postanowił odprowadzić rodzinę aż do drogi do Dundalk. Tam Kieran Devers pożegnał się z nimi i skierował się na skróty w stronę domu.
Fortune dostrzegła go z daleka. Rozpoznała ogromnego białego ogiera, na którym tamtego dnia przyjechał do Erne Rock. Koń miał charakterystyczną czarną grzywę i czarny ogon. Fortune pomachała ręką. Wiedziała, że postępuje bardzo zuchwałe, ale gdy uświadomiła sobie, że młody William Devers nie był dla niej właściwą partią, jednocześnie zrozumiała, że jego starszy brat to o wiele bardziej interesujący mężczyzna. Teraz szukała potwierdzenia swojego pierwszego wrażenia. Fakt, że nie wychodziła za mąż za jego brata nie musiał oznaczać zerwania ich kontaktów. Przecież jej rodzice wyraźnie podkreślali, żeby nie unikać Deversów i nie wprawiać ich tym w zakłopotanie. A Kieran Devers wcale jej szczególnie nie interesował.
Co knuła ta dziewczyna? Kieran zastanawiał się nad tym, jadąc w jej stronę. Niewątpliwie była dość nieuprzejma podczas ich pierwszego spotkania, a potem udawała, że jest oczarowana jego bratem. Jeśli kogoś można było winić za złamane serce Williama, to z pewnością była to lady Fortune Lindley. Ale i tak go fascynowała. Dziewczyna, która dosiadała ogromnego konia i na dodatek jeździła po męsku. Pomachał w odpowiedzi, podjeżdżając bliżej.
– Dzień dobry, panie Devers – miło zagaiła Fortune.
– Dzień dobry, lady Fortune – odpowiedział.
– Jechał pan drogą z Dundalk?
– Odprowadzałem rodziców i Williama. Wybrali się do Anglii, żeby odwiedzić moje siostry w Londynie – wyjaśnił.
– Biedny Will. Jest takim słodkim chłopcem. Mam nadzieję, że spodoba mu się w Londynie, chociaż większość szlachetnie urodzonych latem wyjeżdża z miasta. Może pańskie siostry mają domy pod miastem?
– Jeśli należy to do dobrego tonu, to z pewnością mają – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Jedno jest pewne: macocha na pewno nauczyła moje siostry, jak nosić się modnie i zachowywać w angielskim stylu.
– Nie lubi pan Anglików? – spytała spokojnie.
– Nie zachwycam się tymi, którzy najeżdżają kraj, odbierają ziemie prawowitym właścicielom i próbują narzucić swoją wiarę i styl życia ludziom, którzy mają już własną religię i żyją zgodnie z własną tradycją – rzekł Kieran Devers.
– Tak się dzieje na tym świecie – powiedziała Fortune, jadąc koło niego. – Nasi nauczyciele uczyli mnie i moje rodzeństwo, że zawsze jedna kultura podbijała drugą. Dzisiejsi mieszkańcy Irlandii pewnego dnia przybyli z innego rejonu świata i podbili Tuatha de Danae, legendarny lud, który podobno kiedyś władał tymi ziemiami. Ponoć teraz żyją pod ziemią, bo nie chcieli się zasymilować z Celtami. Czasami takie zmiany wychodzą na dobre, czasem nie. Nie pochwalam sposobu, w jaki większość Anglików traktuje Irlandczyków, ale czyż Irlandczycy nie zachowywaliby się podobnie, gdyby nadarzyła się im okazja? Gdybyście mogli, palilibyście i łupili tak jak wasi przodkowie i zepchnęli Anglików do morza. Nie okazalibyście łaski, nie bylibyście lepsi od nich.
Roześmiał się, nagle dostrzegając to, co tak bardzo zafascynowało jego młodszego brata.
– Owszem – przytaknął – tak byśmy postąpili, lady Fortune Lindley. Lecz ciebie moglibyśmy zostawić w Irlandii, bo słyszałem, że płynie w tobie irlandzka krew. Czy to prawda?
– Tak. Moją prababką była Skye O'Malley. Wspaniała kobieta z rodu O'Malleyów z Innisfany. Umarła, gdy miałam trzynaście lat, ale znałam ją dobrze i nigdy jej nie zapomnę – powiedziała Fortune, czując łzy cisnące się do oczu. – Zawsze była dla mnie taka dobra. Z zaciągniętego chmurami nieba zaczął padać gęsty kapuśniaczek.