– Dziwka!
Zanim James Leslie, Kieran, czy dwóch młodszych Lesliech, zareagowali, Fortune zerwała się na nogi i ruszyła od stołu. Zatrzymała się przed Williamem Deversem i uderzyła go z całej siły w twarz.
– Jak śmiesz mnie obrażać? – zawołała. – Za kogo siebie uważasz, Williamie Deversie, żeby przychodzić do domu mojej matki i mnie znieważać? Nie masz do mnie żadnego prawa!
– Miałaś wyjść za mnie! – krzyknął, zaskoczony jej wściekłością. Jego matka i żona cały poprzedni wieczór spędziły na opowiadaniu mu, jakim straszliwym afrontem było małżeństwo Fortune Lindley z Kieranem. Cholera, słuszność była po jego stronie!
– Nie zawarto żadnego kontraktu małżeńskiego pomiędzy nami i naszymi rodzinami, panie Devers. Przybyłam do Irlandii w poszukiwaniu męża, a ty byłeś pierwszym kandydatem, którego mi przedstawiono. Odmówiłam ci.
– Żeby móc się łajdaczyć z moim bratem z nieprawego łoża! Przez cały czas, gdy z takim oddaniem zabiegałem o twoje względy, ty myślałaś tylko o nim! Ku jego zaskoczeniu Fortune wymierzyła mu kolejny policzek.
– Jeśli nie przestaniesz mnie wyzywać i mówić złych rzeczy o moim mężu, panie Devers, udam się do lokalnego magistratu i złożę oficjalną skargę. I niech ci się nie wydaje, że zostanę zignorowana, bo Kieran jest katolikiem. Nie zlekceważą mnie. Jestem protestantką, a mój brat jest ukochanym bratankiem króla. Co do króla zaś, to jego żona jest katoliczką. Jak więc sądzisz, panie Devers, czyją stronę zajmie w tej sytuacji król? Stronę syna drobnego irlandzkiego właściciela ziemskiego czy moją?
– Kochałem cię, Fortune – powiedział cicho Will.
– Byłeś mną zafascynowany. Tym co naprawdę kochałeś, Willu, świadomie, czy też nie, był Maguire's Ford i ten zamek. Tak cię wychowała matka – stwierdziła cierpko Fortune.
– Kieran ich nie dostanie – powiedział William Devers ostrym głosem, a w jego oczach pojawiła się złość i nienawiść. – Mój przyrodni brat nie będzie miał Maguire's Ford ani Erne Rock. Nie pozwolę, żeby katolik był ważniejszy ode mnie, madam!
– Wiesz, jakie jest przeznaczenie tej posiadłości, Willu – powiedziała Fortune. – Ma być podzielona równo pomiędzy moich braci, którzy teraz siedzą przy stole ze sztyletami, gotowi poderżnąć ci gardło – zakpiła. – A teraz przeproś mnie i swojego brata, który jest moim mężem. Nie ma powodu, żebyśmy żyli w konflikcie.
– Niech cię piekło pochłonie, ty suko! – warknął i odwrócił się, żeby odejść. W tym momencie Kieran Devers poderwał się od stołu i rzucił się w stronę młodszego brata. Złapał go za kamizelkę i rzekł z ogniem:
– Nie zabiję cię, żeby nie mieć na sobie znamienia Kaina, no i dlatego, że obiecałem to mojej żonie, Will. Ale jeśli jeszcze kiedykolwiek znieważysz któreś z nas, zapomnę o danym słowie, braciszku, i niech szlag trafi konsekwencje. Małżeństwo ojca z moją matką było zgodne z prawem, tak samo jak małżeństwo z twoją matką. Gdybym był takim bigotem jak ty, upierałbym się, że ten ostatni związek jest nieważny, bo czyż święty Kościół katolicki nie jest jedynym prawdziwym Kościołem? Niektórzy tak twierdzą, Willu, chociaż protestanci by się z tym nie zgodzili. Nie pragnę pomiędzy nami wojny, ale przysięgam na Boga, że stłukę cię do nieprzytomności, jeśli jeszcze kiedykolwiek przybędziesz nieproszony do Erne Rock wywoływać kłopoty! – Puścił brata. – A teraz wynoś się do diabła! – Okręcił Williama Deversa dookoła osi, przyłożył but do siedzenia spodni swojego przeciwnika i dał mu kopniaka.
Potykając się, William Devers niemal wybiegł z jadalni, ale gdy dotarł do drzwi, odwrócił się i pogroził im pięścią.
– Pożałujesz tego, co mi zrobiłeś, Kieranie! Będę się przyglądać, jak umierasz, ty i ta twoja wiedźma, którą poślubiłeś i która nawiedza mnie we snach! – I wyszedł.
– Oszalał – stwierdziła Fortune. – Nigdy nic między nami nie było. Teraz on jest żonaty, ja jestem mężatką, a on nadal nie może przestać.
– Byłaś jego pierwszą miłością, kochanie – powiedział Kieran. – Z pewnego punktu widzenia trudno mi go winić. Jak mężczyzna może cię kochać, a potem ożenić się z inną, Fortune? Na te słowa Fortune uśmiechnęła się do męża.
– Tak bardzo cię kocham – rzekła cicho. Siedzący przy stole James i Jasmine Leslie uśmiechnęli się czule do młodej pary, ale Adam Leslie i jego brat Duncan spojrzeli na siebie porozumiewawczo i parsknęli szyderczym śmiechem. Usłyszawszy ich, siostra odwróciła się.
– Pewnego dnia wy też będziecie tacy beznadziejni, chłopcy – oświadczyła.
– Nigdy! – zawołał Adam. – Nie lubimy dziewczyn.
– Ale polubicie – zaśmiał się ich ojciec. – I obawiam się, że nastąpi to szybciej, niż myślimy.
– I będziemy robić z siebie takich głupków, jak William Devers? Nie wydaje mi się – rzekł zjadliwie Adam. I szybko przeprosił swojego szwagra: – Wybacz, Kieranie. Wiem, że to twój brat, ale…
– Nie gniewam się. Podejrzewam, że jesteś rozsądniejszy niż Will. – Kieran uśmiechnął się do chłopca.
– Biedny William – odezwała się ze współczuciem Jasmine.
Ale William Devers nie potrzebował współczucia księżnej Glenkirk. Przepełniony gniewem powrócił do Mallow Court zdecydowany przypilnować, żeby brat i Fortune zostali ukarani za to, co uznał za obrazę wobec siebie. Podtrzymywały go w tym postanowieniu matka i żona, bowiem Emily Annę Devers, podobnie jak jej teściowa, nie wykazywała zbytniej tolerancji wobec katolików.
– Muszą być całkowicie usunięci z Lisnaskea, i to na dobre. Z pewnością uda się sprawić, żeby twój ojciec to zrozumiał, Williamie. Ci ludzie nas nienawidzą, więc są dla nas niebezpieczni – powiedziała swojemu mężowi.
– Porozmawiam z nim – odpowiedział William. Ale kiedy przywołał ten temat, Shane Devers okazał zaskoczenie.
– Co masz na myśli mówiąc, że musimy wyrzucić katolików z Lisnaskea? – zapytał syna. – Oszalałeś? I bez tego pokój pomiędzy protestantami i katolikami jest niezwykle kruchy. A poza tym, gdzie niby mają pójść ci ludzie, którzy mieszkają na tej ziemi od setek lat?
– Katolicy stanowią dla nas zagrożenie, tato. Ich papistowskie poglądy mogą skazić nasze dzieci – odparł William. Jego ojciec parsknął szyderczo. Miał już dosyć swojej żony, syna, synowej i ich bigoterii. Został protestantem, żeby zdobyć rękę i majątek Jane, ale nigdy nie dyskryminował swoich katolickich sąsiadów.
Przechodzący służący słyszał dyskusję pomiędzy ojcem i synem. Opowiedział o niej innemu służącemu, którego narzeczona, pokojówka, również podsłuchała podobną rozmowę lady Devers z młodą panią. Plotki zaczęły przeciekać z Mallow Court do Lisnaskea. Sąsiedzi, którzy jeszcze wczoraj byli przyjaciółmi, zaczęli spoglądać na siebie podejrzliwie.
Ksiądz z Lisnaskea, ojciec Brendan, począł głosić kazania, krytykując tych, którzy przybyli do Ulsteru przekonani o własnej wyższości, gardząc tradycją tych ziem, ich cudownymi legendami i mitami, nazywając Irlandczyków barbarzyńcami i papistami, wymagającymi edukacji. Protestancki pastor, wielebny pan Dundas zaczął nauczać, że tylko wiara protestancka jest słuszna i że każdy, kto się z nią nie zgadza, powinien być siłą nawrócony lub zniszczony. Czczenie Boga zgodnie z inną wiarą było jawną zdradą.
Pewnego wieczoru, gdy Shane Devers spokojnie siedział ze swoją kochanką w jej domu, popijając whisky, dobiegły do nich jakieś krzyki. Podniósł się ze swojego miejsca przy kominku, podszedł do drzwi, otworzył je i wyjrzał na zewnątrz. Ku swojemu przerażeniu ujrzał ogień palący się w wielu miejscach wsi i usłyszał krzyki i płacz.
– Muszę iść sprawdzić, co się dzieje, Molly. Zarygluj drzwi i nie otwieraj nikomu, poza mną. Zaraz wracam. – I pospiesznie wyszedł.