Выбрать главу

– Chyba mogę to zrobić, prawda? – zapytała spłonionego mężczyznę. Potem poklepała go po ręce. – Do zobaczenia, Rory, jeszcze się spotkamy.

– Jesteś czerwony jak burak, Rory Maguire – powiedziała ze śmiechem Fortune, obejmując go ramionami, przytulając się i całując z całego serca w drugi policzek. – Mama cię zaskoczyła, prawda? Ale ja nie. Powinieneś już wiedzieć, że cię kocham i uwielbiam, ojcze chrzestny. Będę za tobą tęskniła.

Na pewno nie chcesz jechać z nami do Nowego Świata? Jakie wspaniałe rumaki wyhodujemy z koni, które nam przyślesz. Ulster jest takim smutnym miejscem i boję się, że staje się coraz smutniejszy.

Rory przez chwilę mocno przytrzymał Fortune w objęciach, rozkoszując się słodyczą swojej córki. Potem rzekł:

– Nie porzuciłem mieszkańców Maguire's Ford, gdy wiele lat temu moja rodzina wyruszała z hrabiami, dziewczyno. Nie wyjadę i teraz, ale dziękuję za propozycję. – Pocałował ją w policzek. – Wyjeżdżasz ze wspaniałym mężem, Fortune Mary, a przecież po to właśnie przybyłaś do Ulsteru, prawda? – Odsunął ją od siebie i uśmiechnął się do jej prześlicznej twarzy. – Jedźcie z Bogiem, bezpiecznie i w pokoju. Nie będę miał nic przeciwko temu, jeśli od czasu do czasu prześlecie mi jakąś wiadomość. Może nawet odpowiem. – Złapał ją za ramiona i po raz ostatni pocałował ją w czoło.

Fortune poczuła, że ogarnia ją niewypowiedziany smutek, a oczy wypełniają się łzami. Spostrzegła, że i jego oczy są wilgotne.

– Och, Rory, będzie mi ciebie brakowało! Obiecuję, że napiszę – niemal załkała.

– Zabierz swoją żonę, Kieranie, bo gotowa mi zmoczyć kamizelkę – ochrypłym głosem rzekł Rory, przekazując Fortune jej mężowi. Kieran Devers otoczył Fortune ramieniem, a drugą rękę wyciągnął do Maguire'a.

– Żegnaj, Rory. Wiesz, o co chciałbym cię prosić, prawda?

Maguire skinął głową.

– Tak, chłopcze, będę dbał o groby, obiecuję ci to – odpowiedział, potrząsając ręką młodszego mężczyzny. Potem podszedł James Leslie.

– Miej na oku moich chłopców – powiedział. – Wiem, że dobrze wyedukujesz Adama, Maguire.

– Oczywiście, milordzie – padła odpowiedź. Bride Duffy, pochlipując bez przerwy, też wszystkich pożegnała. Fergus Duffy miał ich odwieźć na wybrzeże, gdzie czekał już na nich statek.

Jasmine wymieniała ostatnie zdania ze swoim kuzynem, Cullenem Butlerem.

– Postępuj ostrożnie, Cullenie. Nie chcę mieć na sumieniu żadnych męczenników. To mój czuły punkt i nie chcę odwiedzin ducha mamy, który będzie mnie łajał – ostrzegła go.

– Czy przez te wszystkie lata nie sprawiałem się dobrze, kuzynko? – zapytał Cullen.

– Czasy się zmieniły, nawet teraz, podczas tego roku, który tu spędziliśmy, Cullenie – przypomniała mu Jasmine. – Wojujący protestanci z każdym dniem stają się coraz głośniejsi. Anglicy rządzą w Irlandii, a w Anglii sam król walczy z purytanami, żeby zachować porządek w kraju. Musi być bardzo ostrożny, żeby go nie oskarżono o nadmierne wpływy jego żony, francuskiej katoliczki. To niełatwy okres i nie wygląda na to, żeby szybko miało się coś poprawić. Przezorność nie jest złą cechą, nawet u księdza.

– Bóg będzie czuwał nade mną – odpowiedział spokojnie.

– Bóg pomaga tym, którzy sami o siebie dbają – rzekła z lekkim uśmiechem. – Opiekuj się moimi chłopcami, ale gdyby ktoś chciał cię do czegoś zmusić, pamiętaj, że ostatnie słowo w sprawach dotyczących obu naszych synów należy do księcia Glenkirk. Ksiądz ucałował jej dłoń.

– Niech Bóg ci błogosławi, kuzynko – powiedział. – A teraz ruszajcie wreszcie.

Rodziny Lesliech i Deversów wyruszyły w stronę wybrzeża. Ogromny tabor wozów z bagażami, który jeszcze się powiększył od czasu, kiedy tu przyjechali, został wyprawiony dzień wcześniej. Towarzyszył im tylko jeden powóz, w którym jechały wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy oraz Rohana i Adali. Pozostała dwójka służących, podobnie jak ich państwo, wolała podróżować konno. Ominęli posiadłość Appletonów i nadłożyli trochę drogi, żeby zatrzymać się na noc w gospodzie „Pod Złotym Lwem” pani Tully.

Gdy dotarli do wybrzeża, wozy bagażowe były już w porcie i trwał załadunek na statek, mający ich zawieźć z powrotem do Szkocji. Powozy powoli zostały opróżnione, a walizki i pudla wniesiono po trapie do ładowni statku.

– Szczęście, że ostrzegłaś nas, milady, byśmy przypłynęli bez ładunku – z uśmiechem rzekł kapitan statku. – Mam nadzieję, że młoda panienka znalazła to, po co przyjechała do Ulsteru. – Roześmiał się.

– Owszem – odpowiedziała księżna. – Fortune dostała więcej, niż oczekiwała, kapitanie. Podróż była krótka. Widząc znikający brzeg rodzinnej ziemi, Kieran Devers poczuł ukłucie w piersiach. Ale nie żałował. Dobrze zrobili, wyjeżdżając. Z nadzieją myślał o czekającej ich przygodzie. Nigdy w życiu nie opuścił Irlandii, w przeciwieństwie do jego młodej żony, dla której podróże były na porządku dziennym. Ciekaw był, co ich czeka. Zastanawiał się, co zrobią, jeśli lord Baltimore nie będzie chciał zabrać ich ze sobą. Miał nadzieję, że pomogą im wpływy teścia. I jaki wówczas okaże się Nowy Świat?

Kieran Devers wpatrywał się w wybrzeże Szkocji, które po dwóch dniach podróży morskiej ukazało się ich oczom. Delikatnie obejmował szczupłe ramiona Fortune. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.

– Wszystko będzie dobrze, Kieranie, mój ukochany. Czuję to w głębi serca.

Oboje pasujemy do Nowego Świata. Tam wykujemy wspaniałą przyszłość dla siebie i dla naszych dzieci. Lord Baltimore przyjmie nas. Jak mógłby nam odmówić?

Nigdy jeszcze nie czułem takiej odpowiedzialności jak teraz, Fortune. Przez całe życie odpowiadałem tylko za siebie. Mieszkałem w domu ojca, bezpiecznie i bez zmartwień. Teraz wszystko się zmieniło. Kocham cię, ale nie mamy swojego miejsca na ziemi, gdzie moglibyśmy razem żyć. Nie boję się, ale się przejmuję, kochanie – wyznał Kieran.

Nie musisz, Kieranie. Powiedziałam ci, że w głębi serca jestem pewna, że robimy właściwą rzecz. Świat należy do nas! – I jej ufny uśmiech przekonał go, że naprawdę wszystko będzie dobrze.

ROZDZIAŁ 14

George Calvert przyszedł na świat w tysiąc pięćset osiemdziesiątym roku w Yorkshire, jako syn Leonarda Calverta, zamożnego właściciela ziemskiego, i jego żony Alicji. Został wychowany jako protestant, tak jak ojciec, ale jego matka była katoliczką spokojnie praktykującą swoją religię. Calvert odebrał wykształcenie w Trinity College w Oksfordzie. Po zakończeniu studiów wyruszył w podróż na kontynent, jak czyniła większość młodych dżentelmenów o zbliżonym do niego statusie. W ambasadzie angielskiej w Paryżu miał szczęście poznać sir Roberta Cecila, królewskiego sekretarza stanu. Cechowi spodobał się rozważny młodzieniec i zaoferował mu posadę.

Po śmierci Elżbiety Tudor królem został Jakub Stuart. Cech pozostał na swoim stanowisku i mianował George'a Calverta swoim osobistym sekretarzem. W tym czasie Calvert zawarł związek małżeński z Annę Mynne, młodą kobietą z dobrej rodziny z Hertfordshire. Na cześć opiekuna George'a, Calvertowie nadali swojemu pierwszemu dziecku, synowi, imię Cech. Potem pojawiły się kolejne dzieci, trzech synów i dwie córki.