W październiku pod frontowe drzwi Queen's Malvern podjechał jakiś dżentelmen. Przedstawił się jako sir Christian Denby i powiedział im, że właśnie odziedziczył w pobliżu małą posiadłość.
– Nie wiedziałam, że sir Morton Denby miał syna – zauważyła księżna, lustrując wzrokiem stojącego przed nią młodzieńca. Ubrany był skromnie w czarne ubranie i usztywniony biały kołnierzyk.
– Nie miał, pani. Jestem synem jego młodszego brata. Wuj był tak wspaniałomyślny, że zostawił mi Oakley, podczas gdy mój starszy brat pewnego dnia obejmie w spadku włości po naszym ojcu. Przyjechałem obejrzeć moje ziemie i pomyślałem, że poznam sąsiadów.
– Przykro mi, chłopcze, ale książę Lundy jest nieobecny i nie może cię powitać. Jego królewski wuj potrzebuje go na dworze przez większą część roku. Jestem księżną Glenkirk, a to moja córka, lady Lindley – powiedziała Jasmine. Sir Christian ukłonił się, a następnie przyjął kieliszek wina, podany przez Adalego.
– Mieszka pani tutaj, madam? – Pytanie było zuchwałe, ale Jasmine doszła do wniosku, że raczej ją to bawi, niż obraża. Najwyraźniej ten młody człowiek usiłował poznać okolicę i sąsiadów. Mógł to zrobić, jedynie zadając pytania wprost.
– Tylko latem, sir. Mój dom znajduje się w Szkocji, ale jestem tu teraz z moją córką, której mąż popłynął do Nowego Świata. Ponieważ może do niego dołączyć dopiero w przyszłym roku, postanowiłam pozostać z nią i jej dzieckiem. Mam przy sobie swoje najmłodsze dziecko, bo jest za małe, żeby oddzielać je od matki. A pańska żona? Czy jest z panem?
– Nie zaznałem jeszcze przyjemności małżeństwa, madam – odpowiedział, a Fortune stłumiła chichot. – W dzisiejszych czasach znalezienie żony jest niełatwym zadaniem. Szukam kobiety, która chciałaby mieszkać na wsi. Musi być pobożna, skromna w mowie i stroju, posłuszna mojej woli, musi umieć prowadzić dom, dać mi dobrze wychowanych synów i córki i mieć przyzwoity posag. Uważam, że wiele kobiet w dzisiejszych czasach jest zbyt płochych i zuchwałych.
– Jest więc pan purytaninem – miłym głosem stwierdziła Jasmine.
– Owszem – odparł na wpół obronnie, jakby oczekiwał krytyki.
– My jesteśmy anglikanami – zauważyła Jasmine.
– Pani mąż jest w Wirginii? – sir Christian zwrócił się do Fortune, która trzymała na kolanach Aine.
– W Mary's Land, sir – wyjaśniła Fortune.
– W tej katolickiej kolonii? Król nigdy nie powinien był na to pozwolić i nie zrobiłby tego, gdyby nie podstępne intrygi królowej i jej przyjaciół! Twój mąż jest więc katolikiem.
– Mój mąż jest katolikiem, ale Mary's Land jest miejscem, gdzie każdy mężczyzna i każda kobieta dobrej woli może żyć w pokoju. Większość tamtejszych kolonistów to protestanci, sir – odparła Fortune.
– Chcą, żeby w to wierzyć, madam, ale my znamy prawdę. Lord Baltimore ma nadzieję, że uda mu się najechać na Wirginię i zdobyć ją dla swoich hiszpańskich przyjaciół – rzekł jadowicie sir Christian. Fortune roześmiała się głośno.
– To najzabawniejsza rzecz, jaką słyszałam, sir. Głupotą jest słuchać takich pogłosek. Nie wolno też powtarzać takich kłamliwych plotek.
– Czemu więc, jeśli mogę tak śmiało zapytać, nie jesteś pani ze swoim mężem? – Ciemne oczy jej przeciwnika studiowały ją zuchwale.
– Bo nie ma tam na razie przyzwoitego domu dla nas, sir. Wyjeżdżam na wiosnę, gdy sytuacja ulegnie poprawie. Sir Christian spojrzał na Aine. Wyciągnął dłoń i podniósł do góry jej maleńką bródkę.
– Wasza córeczka zostanie wychowana na katoliczkę? Aine zerknęła na mężczyznę i wybuchnęła płaczem.
– Proszę zostawić moją córkę, sir – spokojnie rzekła Fortune, po czym zaczęła pocieszać dziecko łagodnym głosem.
– Miło nam było pana poznać – powiedziała księżna, odprawiając sir Christiana najgrzeczniej, jak umiała. Wstał.
– Jak może pani pozwolić, żeby pani wnuczka została wychowana na katoliczkę? – spytał cicho.
– Obawiam się, sir, że twoje pytania są stanowczo zbyt zuchwałe – oświadczyła księżna Glenkirk. Sir Christian Denby skłonił się i opuścił komnatę. Aine w końcu przestała płakać.
– Co za niemiły człowiek – zauważyła Fortune. – Mam nadzieję, że go więcej nie zobaczymy.
Pod koniec października Autumn Leslie świętowała drugie urodziny. Jasmine i Fortune odbyły dwudniową podróż do Cadby, aby poznać młodą kobietę, którą Henry Lindley planował pojąć za żonę. Nie chciał podać matce jej imienia, przekomarzając się z nią w listach, że to będzie niespodzianka. I rzeczywiście była. Henry Lindley wybrał na żonę Cecily Burkę, córkę lorda Burke'a z Clearfields, wuja matki. Cecily, o trzy lata młodsza od Henry'ego, była śliczną młodą kobietą o ciemnych włosach swojego ojca i typowych w rodzinie, niebiesko – zielonych oczach. Była najmłodszą córką Padraica i Valentiny.
– Ale w jaki sposób?… – dopytywała się autentycznie zaskoczona Jasmine.
– Wiem – odpowiedział Henry. – Nie widzieliśmy się od czasu jakiegoś wielkiego przyjęcia w Queen's Malvern, gdy byliśmy dziećmi. Zeszłej zimy z polecenia Charliego udałem się na dwór królewski, a tam była Cecily, ulubiona dworka królowej, doskonale mówiąca po francusku. Mamo, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Parę razy jeździłem do Clearfields, a Cecily i jej rodzina kilkakrotnie składali wizytę w Cadby.
– I nic mi nie powiedziałeś! – Jasmine nie wiedziała, czy ma się gniewać, czy nie, ale Fortune się roześmiała.
– Nigdy nie podejrzewałabym, że jesteś takim romantykiem, Henry – kpiła ze starszego brata.
– Och, kuzynko, on jest bardzo romantyczny! – wyrwało się Cecily. Wszyscy roześmiali się z tej szczerej uwagi przyszłej panny młodej.
Jasmine zwróciła się do Padraica Burke'a.
– Wuju, nie mogłeś czegoś napisać? Nadal jeszcze potrafisz pisać i nie sprawiasz na mnie wrażenia chorego na umyśle.
– Co miałem napisać? – zapytał lord. – Niczego się nie spodziewałem, dopóki twój syn nie poprosił mnie o wyrażenie zgody. Był bardzo przejęty, bo są przecież kuzynami, na szczęście nie w pierwszej linii, więc uważam, że pokrewieństwo nie ma tu wielkiego znaczenia. Lecz powiedz mi, siostrzenico, jakie jest twoje zdanie w tej sprawie?
– Jestem zadowolona z wyboru syna, chociaż właściwie ja i Cecily należymy do tego samego pokolenia, bo przecież ty, wuju, jesteś starszym bratem mojej matki – zauważyła Jasmine. Cecily Burkę roześmiała się i oczy jej zabłysły.
– A więc dzieci, które będziemy mieli z Henrym, będą należały do jego generacji, prawda, madam? – rzekła przekornie.
– Na miłość boską! – zawołał markiz Westleigh, wywołując atak śmiechu rodziny. Wydano przyjęcie, aby uczcić zaręczyny. Ku zaskoczeniu Fortune pojawił się na nim sir Christian Denby. Przez cały wieczór nie opuszczał dziewczyny, pomimo jej prób odprawienia go.
– Nie powinnaś pozostawać bez towarzystwa, madam – oświadczył.
– Znajduję się w domu mojego brata – odpowiedziała Fortune.
– Twój dekolt jest zbyt głęboki – zauważył, chociaż z trudem mógł oderwać wzrok od jej biustu.
– Czyżby widok moich piersi rozpraszał cię, panie? Zapewniam, że możesz patrzeć gdzie indziej – zakpiła.
– Jak mogę, jeśli tak śmiało wystawiasz swoje ciało na widok publiczny? Czy szukasz dla siebie kochanka na czas nieobecności męża, madam? Mówiono mi, że twoja matka miała kiedyś takie skłonności. Wstrząśniętą Fortune zatkało. Przez chwilę nie była pewna, czy dobrze zrozumiała słowa sir Christiana, ale ten kontynuował.
– Czyż nie była nałożnicą księcia Henry'ego, madam Fortune z całej siły wymierzyła policzek swojemu towarzyszowi, po czym odwróciła się i odeszła. Natychmiast u jej boku wyrósł Henry Lindley.