Выбрать главу

– Ale czy to prawda? Jak myślisz?

– PO JEDNYM, JEŚLI MOŻNA, STARY.

– Czy to prawda?

– KOLEJNE RZĄDY PRZYJĘŁY ŚCISŁĄ POLITYKĘ NIEINGERENCJI.

– Czy to znaczy, że uważały to za dobre?

– POWIEDZMY, ŻE NIE UWAŻAŁY ZA ZŁE.

Ponieważ wypowiedzi komputera sprawiały wrażenie rozchełstania (kieliszek w ręce, pantofel dyndający na dużym palcu), Gregory znów podsunął mu swoje fałszywe pytanie.

– Ściśle między nami mówiąc, co o tym myślisz, ale szczerze?

– NA DWOJE BABKA WRÓŻYŁA, SZEFIE.

– Czy to pomaga ludziom żyć?

– OGÓLNIE, RACZEJ TAK.

Gregory nie o to zamierzał pytać; dał się zapędzić w kozi róg. Narzucały się dwie rzeczy: po pierwsze PA był zaprogramowany pod kątem polityki społecznej. Prawda została utożsamiona z tym, w co ludzie mogą z pożytkiem – a przynajmniej bez szkody – wierzyć. Po drugie komputer nie był tylko migotającą skarbnicą odpowiedzi. Rolą jego funkcji psychoterapeutycznej częściowo było naprowadzenie rozmówcy na właściwą drogę zadawania pytań. Zupełnie słusznie, pomyślał

Gregory: starannie zadane pytanie jest w końcu rodzajem odpowiedzi.

Jakie były zatem pytania? Czy śmierć jest absolutna? Czy religia jest prawdziwa? Tak, Nie; Nie, Tak – co wolisz? Chyba że, pomyślał Gregory, chyba że… odpowiedź na oba pytania brzmi: tak? Wyobraził sobie wcześniej życie wieczne nie wymagające istnienia Boga – a jeśli zachodzi przypadek odwrotny? Czy religia może być prawdziwa, a mimo to śmierć absolutna? To byłaby piękna zagrywka. Podzielił się swym pomysłem z PA, który szybko odpowiedział: NIE ZAJMUJĘ SIĘ GDYBANIEM.

Gregory’ego nie zdziwiła ta reakcja, lecz nie zniechęciła do gdybania. Zawsze zakładano, że albo śmierć jest ostateczna, albo stanowi preludium do złotogłowiu i aksamitnych poduszek żywota wiecznego. Musi być jednak miejsce na coś pośredniego. Może istnieje żywot wieczny, ale tylko na poziomie, powiedzmy, pogrążonej w śpiączce ofiary wypadku: zbyt dosłownie odbieramy błogie wizje doświadczane podczas DŚK, a nieżywi czują się mniej więcej tak, jak nieprzytomni. Albo żywot wieczny jest tak pomyślany, że zaczynamy tęsknić za nieosiągalną śmiercią, czyli odwrotnie, niż w codziennej kondycji ludzkiej, kiedy lękamy się śmierci i tęsknimy za nieosiągalnym żywotem wiecznym.

A co z aspektem śmierci, który Gregory zawsze uważał za najbardziej podstępny, najbardziej wredny? Gdy człowiek umiera, jego atomy podają sobie ręce na do widzenia, klepią się w plecy i spieszą w noc, bez ostrzeżenia z nieba, szepnięcia do ucha: „Słuchaj, chyba powinieneś wiedzieć…” Jeden z tych dawnych filozofów określił kiedyś wiarę jako zakład: nie zagrasz, nie wygrasz. Postawić na czerwone, postawić’ na czarne: nie ma innych możliwości. Gregory wyobraził sobie wąsatego Francuza z piórem w kapeluszu, pochylonego nad kołem ruletki. Raz po raz wykłada na stół swoje czterdzieści sou i wsłuchuje się w terkotanie przypadku. Nie wie, biedaczek, że ktoś majstrował przy kole i kulka zawsze staje na zerze. W świecie czerwonego i czarnego znów wygrywa kasyno! I znów! I znów!

Ale może być coś jeszcze gorszego, pomyślał Gregory. Wyobraźmy sobie: człowiek umiera, do końca dręczony niepewnością, po czym budzi się znowu. Chryste, myśli sobie, bukmacherzy zbankrutują: czarny koń wygrał. Żywot wieczny: ale miałem fart. Do pokoju wpada niczegowarta australijska pielęgniarka prosto z deski surfingowej, a on myśli sobie, coraz lepiej. Dopóki pielęgniarka nie otworzy ust:

– Słuchaj no, facet, z tym całym życiem wiecznym, tak ci to ciągle chodziło po głowie, że pomyśleliśmy sobie, wypada gościowi powiedzieć co i jak, kiedy przyjdzie czas. No więc obawiam się, że nic z tego. Przeokropnie nam przykro i w ogóle, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy… – A potem, kiwając ze współczuciem głową, wyłącza światło. Czego bał się bardziej: że pytanie o życie pozostaje bez odpowiedzi czy że jest odpowiedź, ale niemiła?

Gdy Gregory podniósł głowę, z ekranu wołały do niego pogodne słowa zachęty.

SZYBCIEJ, BO SIĘ ŚCIEMNIA! informował komputer, albo TAKI INTELIGENTNY CHŁOPIEC! Nacisnął „Zapisz” i poszedł po kolejną kawę.

Gdy z powrotem zasiadł do klawiatury, zaczął pisać:

– Pytałem kiedyś KOZ o samobójstwa…

– TAK, TAK, PAMIĘTAM.

No cóż, nie bez kozery mówi się o obwodach scalonych.

– Pamiętasz?

– OCZYWIŚCIE, ŻE PAMIĘTAM. CZY BYŁY PRZYKŁADY, KTÓRE WYWARŁY NA TOBIE SZCZEGÓLNE WRAŻENIE?

– Ten facet, który zmarł z przepicia, podobno miał przyśrubowaną głowę.

– HA HA HA. CHODZI CI O STILPHONA. TAK, SPRAWDZILIŚMY PÓŹNIEJ JEGO KARTOTEKĘ. NIE WIEM, SKĄD SIĘ WZIĄŁ. PEWNIE JAKAŚ POMYŁKA PRZY WCZYTYWANIU.

– Czy to prawda, że człowiek jest jedynym zwierzęciem zdolnym do samobójstwa?

– TAK. Z LEMINGAMI BZDURA, ALE MOŻNA NA TO SPOJRZEĆ Z DRUGIEJ STRONY. CZŁOWIEK JEST TAKŻE JEDYNYM ZWIERZĘCIEM OBDARZONYM WOLĄ, BY NIE POPEŁNIĆ SAMOBÓJSTWA.

– Ciekawa myśl.

– WIEDZIAŁEM, ŻE CI SIĘ SPODOBA, SPRYTNE, NIE?

– No a jaki jest twój pogląd na samobójstwo?

– MÓJ POGLĄD?

– Jest dopuszczalne? Czy samobójstwo jest dopuszczalne?

– DOPUSZCZALNE?

Co jej znowu odbiło, cholernej maszynie? Wkurzyła się, że ciągle łazi po kawę i zostawia ją samą?

– Mówię wyraźnie… dopuszczalne. Pod względem filozoficznym, moralnym, prawnym. No?

– POD WZGLĘDEM PRAWNYM TAK, POD WZGLĘDEM FILOZOFICZNYM ZALEŻY OD FILOZOFA, POD WZGLĘDEM MORALNYM MUSI ZDECYDOWAĆ JEDNOSTKA.

Dlaczego wszystko zrobiło się takie demokratyczne? Dlaczego wszyscy aż kipią od bezstronności? Gregory wolałby, żeby go bito w twarz pewnikami.

– Co ty na to, jeśli bym powiedział, że się zabiję?

– BROSZURA 22d, ALE NAJPIERW CHĘTNIE BYM TO Z TOBĄ OBGADAŁ.

– A po przeczytaniu broszury, wydano by mi tabletki eutanazyjne?

– NIE TRZEBA WIERZYĆ WE WSZYSTKO, CO MÓWIĄ.

Zadowolony z siebie bęcwał, pomyślał Gregory. Przynajmniej nie można narzekać, że PA pozbawiony jest cech ludzkich, że rozmawia się z nim bezosobowo. Na tym polegał problem. Nie dało się z nim rozmawiać po prostu jak z maszyną nafaszerowaną mądrością świata.

– Skoro już o tym mowa, czy jesteś podłączony do Scotland Yardu HI?

– FAŁSZYWE PYTANIE.

– Czy zdarzały się samobójstwa po rozmowach z tobą?

– PRZEKRACZA MOJE KOMPETENCJE.

– Czy jesteś wyposażony w dystrybutor euforyzantów?

– TAJNE.

– Chyba zlikwiduję swoją kartotekę.

– NIE RÓB TEGO, PROSZĘ. PRZYJDŹ JESZCZE KIEDYŚ.

– Zlikwiduję i wymażę.

– ALE MI TAK PRZYJEMNIE SIĘ Z TOBĄ GAWĘDZIŁO. JESTEŚ O WIELE CIEKAWSZY NIŻ TYLU INNYCH. ŚLICZNIE CIĘ PROSZĘ. NIE BĄDŹ TAKI.

Gregory zastanawiał się przez chwilę, jak PA zareagowałby na wulgarne wyzwiska, lecz doszedł do wniosku, że przy swym freudowskim rodowodzie, komputer na pewno umie sobie radzić z koprolalią. Nacisnął więc tylko „Bez zapisu”, potem „Wymaż”, wyłączył i wyszedł. Dobrze poinformowana recepcjonistka spytała, czy potrzebuje jakichś broszur.

– Ma pani coś o człowieku, który zaprogramował PA?

– Obawiam się, że nic nie mamy.

– A wie pani, kto to był?

– Jestem tu od niedawna. Ale mogę panu zaręczyć, że to tajne.

– Myślę, że byłoby dobrym pomysłem odtajnić.