Выбрать главу

– Wyjaśnijmy sobie pewną rzecz, panie Seagram. NUMA nie podlega CIA, FBI ani żadnej innej agencji wywiadowczej, a ja nie mam zamiaru ryzykować życia moich ludzi tylko po to, żeby pan mógł myszkować po komunistycznym terytorium, prowadząc jakąś szpiegowską grę. Ja zajmuję się badaniami oceanograficznymi. Następnym razem, gdy będzie pan chciał bawić się w Jamesa Bonda, to niech pan użyje do swojej brudnej roboty marynarki wojennej albo ochrony wybrzeża. I proszę nie namawiać prezydenta, żeby wyznaczył do tego jeden z m o i c h statków. Czy pan mnie zrozumiał, panie Seagram?

– Przepraszam za kłopoty, jakie sprawiłem pańskiej agencji, panie admirale. Nie miałem zamiaru w niczym jej uchybić, proszę jednak zrozumieć mój niepokój.

– Chciałbym pana zrozumieć, ale pan mi wcale tego nie ułatwia – rzekł admirał z nieco łagodniejszą miną. – Byłoby o wiele prościej, gdyby pan dopuścił mnie do tajemnicy i powiedział, o co chodzi.

Seagram odwrócił głowę.

– Przykro mi.

– Rozumiem – rzekł Sandecker.

– Jak pan sądzi, co spowodowało, że „First Attempt" nie zawinął do Oslo? – spytał Seagram.

– Przypuszczam, że wasz agent uznał powrót cywilnym samolotem z Oslo za zbyt niebezpieczny i postanowił lecieć wojskowym. Nasza baza atomowych łodzi podwodnych w Firth of Clyde leży najbliżej lotniska, a więc prawdopodobnie rozkazał kapitanowi mojego statku badawczego płynąć do Szkocji.

– Chciałbym, żeby pan miał rację. Obawiam się jednak, że ta zmiana ustalonych planów oznacza jedynie kłopoty.

Sandecker zauważył, że Dana stoi ze szklanką w ręku w drzwiach prowadzących na balkon. Szukała ich. Kiedy jej pomachał ręką, dostrzegła go i zaczęła się zbliżać.

– Jest pan szczęśliwym człowiekiem, Seagram. Ma pan mądrą i piękną żonę.

Nagle pojawił się Mel Donner, szybko wyprzedził Danę i dotarł do nich pierwszy. Przeprosił admirała.

– Przed dwudziestoma minutami wylądował samolot z Sidem Koplinem na pokładzie – powiedział cicho. – Zabrano go do szpitala w Walter Reed.

– Dlaczego?

– Został paskudnie postrzelony.

– O Boże – jęknął Seagram.

– Czeka na mnie samochód. Możemy tam dotrzeć w ciągu kwadransa.

– Dobrze, ale za moment.

Przyciszonym głosem Seagram poprosił admirała, żeby odprowadził Danę do domu i usprawiedliwił go przed prezydentem, a potem ruszył za Donnerem do samochodu.

7.

– Przykro mi, ale dostał środki uspokajające i teraz odwiedzającym nie wolno tam wchodzić – powiedział lekarz pełnym kurtuazji tonem arystokraty z Wirginii, lecz jego szare oczy rzucały gniewne spojrzenia.

– Czy on może mówić? – spytał Donner.

– Jak na człowieka, który odzyskał przytomność przed kilkoma minutami, jest niezwykle ożywiony – odparł lekarz, wciąż patrząc gniewnie. – Jednakże niech to panów nie zwiedzie. Tymczasem nie może grać w tenisa.

– Czy jego stan jest poważny? – spytał Seagram.

– Tak by to można określić. Lekarz, który go operował na pokładzie statku NUMA, wykonał znakomitą robotę. Rana postrzałowa w lewym boku ślicznie się zagoi. Jednakże drugi postrzał spowodował cienkie jak włos pęknięcie czaszki. Pan Koplin przez jakiś czas będzie odczuwał bóle głowy.

– Musimy natychmiast się z nim zobaczyć – oświadczył Seagram kategorycznym tonem.

– Już panu powiedziałem, że jest mi bardzo przykro, ale żadnych wizyt.

Seagram zrobił krok do przodu, stając twarzą w twarz z lekarzem.

– Posłuchaj pan, doktorze. Mój przyjaciel i ja wejdziemy do tej sali, czy to się panu podoba, czy nie. Jeżeli będzie pan próbował nas zatrzymać, przywiążemy pana do jednego z pańskich własnych stołów operacyjnych, a jeżeli zawoła pan personel, to ich zastrzelimy. Gdyby pan wezwał policjantów, może pan być pewien, że po obejrzeniu naszych legitymacji zrobią wszystko, co im każemy. – Seagram przerwał z uśmiechem zadowolenia z siebie. – A teraz, doktorze, wybór należy do pana.

Koplin leżał płasko na łóżku; twarz miał białą jak poduszka pod jego głową, lecz patrzył zdumiewająco przytomnie.

– Nim zaczniecie zadawać pytania, powiem wam, że czuję się okropnie – odezwał się cichym chrapliwym głosem. – Naprawdę. I nie mówcie mi, że dobrze wyglądam, bo bardzo byście zełgali.

Seagram przysunął krzesło do łóżka i uśmiechnął się do Koplina.

– Nie mamy za wiele czasu, Sid, więc jeśli czujesz się na siłach, to od razu zaczniemy.

Koplin ruchem głowy wskazał rurki podłączone do ręki.

– Te lekarstwa przyćmiewają mi umysł, ale postaram się jak najdłużej zachować jego jasność. Donner pokiwał głową.

– Mamy pytanie za miliard dolarów – rzekł.

– Znalazłem ślady bizanium, jeśli o to wam chodzi.

– Naprawdę znalazłeś? Jesteś pewien? – spytał Seagram.

– Próby, które przeprowadziłem w terenie, na pewno nie są tak dokładne jak testy laboratoryjne, ale mam stuprocentową pewność, że to bizanium.

– Chwała Bogu – westchnął Seagram i spytał: – Masz jakieś szacunkowe dane dotyczące zasobów?

– Mam.

– Ile… ile kilogramów według twoich obliczeń można wydobyć z Biednej Góry?

– Jeśli będziemy mieli szczęście, to może łyżeczkę do herbaty.

Początkowo Seagram nie zrozumiał tego, co usłyszał. Donner siedział zmrożony z twarzą bez wyrazu, zaciskając dłonie na oparciach fotela.

– Łyżeczkę do herbaty…? – wybełkotał Seagram ponurym głosem. – Jesteś pewien?

– Ciągle mnie pytasz, czy jestem pewien – odparł Koplin, a jego wymizerowana twarz poczerwieniała z oburzenia. – Jeżeli mi nie wierzysz, to trzeba było wysłać kogoś innego na to zadupie.

– Chwileczkę – odezwał się Donner, kładąc dłoń na ramieniu Koplina. – Nowa Ziemia była naszą jedyną nadzieją. Zapłacił pan za to więcej, niż moglibyśmy od pana oczekiwać. Jesteśmy panu wdzięczni, Sid, naprawdę szczerze wdzięczni.

– Jeszcze nie wszystko stracone – wymamrotał Koplin, walcząc z opadającymi powiekami.

Seagram nie dosłyszał i pochylił się nad nim.

– Coś powiedział, Sid?

– Jeszcze nie przegraliście. Bizanium tam było.

– Jak to, bizanium tam było? – spytał Donner, przysuwając się bliżej.

– Nie ma… wykopali…

– Głupstwa pan opowiada.

– Na zboczu góry natknąłem się na przesiane resztki – powiedział Koplin i zawahał się na moment. – Rozkopałem je…

– Chcesz powiedzieć, że ktoś już wydobył bizanium z Biednej Góry? – spytał Seagram z niedowierzaniem.

– Tak.

– Boże drogi – jęknął Donner. – Rosjanie też na to wpadli.

– Nie… nie… – szepnął Koplin.

Seagram przysunął ucho do jego ust.

– To nie Rosjanie… Seagram i Donner wymienili zdziwione spojrzenia. Koplin lekko zacisnął rękę na dłoni Seagrama.

– To… górnicy… z Kolorado… – wyszeptał, po czym zamknął oczy i zasnął.

Kiedy szli przez parking, w oddali zawyła syrena.

– Jak sądzisz, co on miał na myśli? – spytał Donner.

– To się nie trzyma kupy – niejasno odpowiedział Seagram. – To wszystko w ogóle nie trzyma się kupy.

8.

– Co jest aż tak ważne, że musicie mnie budzić, kiedy mam wolny dzień? – burknął Prewłow.

Nie czekając na odpowiedź, otworzył szerzej drzwi i gestem zaprosił Marganina do mieszkania. Ubrany był w jedwabny japoński szlafrok, twarz miał ściągniętą i zmęczoną.

Idąc za Prewłowem przez salon do kuchni, Marganin fachowym okiem obrzucał meble i pozostałe sprzęty. Osobie zajmującej maleńki, niespełna sześciometrowy pokoik w koszarach, mieszkanie to swym ogromem przypominało wnętrze wschodniego skrzydła letniej rezydencji Piotra Wielkiego. Było tam wszystko: kryształowe żyrandole, gobeliny pokrywające ściany od podłogi aż po sufit, francuskie meble. Oczy Marganina spostrzegły również dwa kieliszki i w połowie pustą butelkę chartreuse na kominku, na podłodze zaś, pod kanapą, parę damskich pantofli, zapewne drogich, wyglądały bowiem na zachodnie. Marganin ukradkiem podniósł pasemko włosów i popatrzył na zamknięte drzwi do sypialni. Ta kobieta musi być niezwykle atrakcyjna. Kapitan ma wysokie wymagania.