Выбрать главу

Było gorąco i duszno; żółty ptak podlatywał za nią od krzaka do krzaka. Nad błotem z zeszłej nocy unosiła się para. Polly dotarła do trollowego mostu, przecinającego rzekę, płynącą tu wąskim wąwozem. Była to smukła, pełna gracji konstrukcja, zbudowana, jak mówiono, bez żadnej zaprawy. Mówiono też, że ciężar mostu tym mocniej utrzymuje go w skale. Mówiono, że to jeden z dziwów świata, ale bardzo niewielu ludzi w okolicy dziwiło się czemukolwiek, a o świecie mieli słabe pojęcie. Aby przekroczyć most, trzeba było zapłacić jednego pensa albo sto sztuk złota, jeśli ktoś prowadził kozła[1]. W połowie drogi Polly wyjrzała przez balustradę i daleko w dole zobaczyła wózek sunący powoli wąską drogą tuż nad spienioną rzeką.

Po południu droga prowadziła cały czas w dół, przez ciemny sosnowy las po drugiej stronie wąwozu. Polly nie spieszyła się i przed zachodem słońca dotarła do gospody. Wózek zjawił się tu wcześniej, a sądząc z wyglądu, sierżant postanowił nie marnować czasu. Nikt nie walił w bęben, jak zeszłego wieczoru, nikt nie krzyczał: „Wstępujcie, moi chłopaczkowie! Czeka was wspaniale życie w Piersiach i Tyłkach”.

Zawsze toczyła się jakaś wojna. Zwykle był to konflikt graniczny, narodowy odpowiednik narzekania, że sąsiad nie przyciął jak należy żywopłotu. Czasami chodziło o coś poważniejszego. Borogravia była krajem miłującym pokój, ale otoczonym zdradzieckimi, przebiegłymi i wojowniczymi nieprzyjaciółmi. Musieli być zdradzieccy, przebiegli i wojowniczy, bo w przeciwnym razie byśmy z nimi nie walczyli, prawda? Zawsze toczyła się jakaś wojna.

Ojciec Polly był w wojsku, zanim przejął gospodę Pod Księżną od dziadka Polly. Niewiele o tym opowiadał. Wracając, przyniósł swój miecz, ale zamiast powiesić go nad kominkiem, używał do grzebania w ogniu. Czasami zjawiali się starzy przyjaciele, a po zamknięciu gospody na noc, siadali przy ogniu, pili i śpiewali. Mała Polly szukała jakichś pretekstów, żeby zostać i posłuchać ich piosenek, ale to się skończyło, kiedy jednego z bardziej interesujących słów użyła przy mamie. Teraz była już starsza i podawała piwo, więc uznawano zapewne, że zna te słowa albo i tak wkrótce się dowie, co znaczą. Poza tym mama odeszła tam, gdzie brzydkie słowa nie mogą już jej urazić i w teorii nigdy nie są wypowiadane.

Te piosenki były częścią jej dzieciństwa. Znała na pamięć „Świat stanął na głowie”, „Diabeł będzie mi sierżantem” i „Johnny poszedł w wojaki” oraz „Dziewczę, które zostawiłem”. A kiedy alkohol płynął przez dłuższy czas, mogła się nauczyć „Pułkownika Pierdoły” i „Szkoda, że ją pocałowałem”.

Oczywiście, była też „Słodka Polly Oliver”. Ojciec śpiewał ją, kiedy Polly była mała i smuciła się albo przestraszała, a ona śmiała się wtedy po prostu dlatego, że w piosence pojawiało się jej imię. Słowa znała na pamięć, zanim jeszcze wiedziała, co znaczy większość z nich. A teraz…

…Pchnęła drzwi. Sierżant z kapralem spojrzeli nad nią znad poplamionego blatu stołu. Kufle znieruchomiały w połowie drogi do ust. Odetchnęła głęboko, podeszła do nich i spróbowała zasalutować.

— Czego chcesz, mały? — burknął kapral.

— Chcę się zaciągnąć, sir!

Sierżant uśmiechnął się szeroko, od czego jego blizny poruszyły się dziwnie, a wstrząsy objęły wszystkie podbródki. Słowo „tęgi” nie stosowało się do niego, gdyż słowo „gruby” przeciskało się do przodu, by zwrócić powszechną uwagę. Sierżant nie miał talii. Miał równik. Miał grawitację. Gdyby upadł w dowolnym kierunku, toby się zakołysał. Słońce i alkohol spaliły mu twarz do barwy czerwieni, w której małe ciemne oczka połyskiwały jak odbłyski światła na klindze. Obok, na stole, leżały dwa staromodne kordy — broń mająca więcej wspólnego z tasakiem niż z mieczem.

— Tak po prostu? — zapytał.

— Tajest!

— Naprawdę?

— Tajest!

— I nie chcesz, żebyśmy najpierw upili cię do nieprzytomności? Wiesz, to taka tradycja.

— Nie, sir!

— Nie mówiłem ci o wspaniałych możliwościach awansu i kariery, co?

— Nie, sir!

— A wspomniałem, że ten świetny czerwony mundur sprawi, że będziesz musiał odganiać dziewczyny kijem?

— Raczej nie, sir!

— A wyżywienie? Każdy posiłek to prawdziwy bankiet, kiedy z nami maszerujesz! — Sierżant klepnął się po brzuchu, wzbudzając kołysania w regionach zewnętrznych. — Jestem tego żywym dowodem!

— Tak, sir! Nie, sir! Chcę tylko wstąpić do wojska, żeby walczyć o mój kraj i o honor księżnej, sir!

— Naprawdę? — zdumiał się kapral.

Ale sierżant jakby nie słyszał. Zmierzył Polly wzrokiem od stóp do głów, a Polly nabrała przekonania, że nie jest ani tak pijany, ani tak głupi, jak się wydaje.

— Słowo honoru, kapralu Strappi, mam wrażenie, że stoi przed nami prawdziwy, staroświecki patriota! — Małe oczka wpatrywały się w twarz Polly. — No to trafiłeś we właściwe miejsce, mój chłopcze! — Z poważną miną przysunął sobie jakieś papiery. — Wiesz, kim jesteśmy?

— Dziesiąty Pieszy, sir. Lekka piechota, sir. Znani jako Piersi i Tyłki, sir — odpowiedziała Polly, niemal osłabła z ulgi. Najwyraźniej przeszła jakiś test.

— Słusznie, chłopcze. Dobrzy, weseli Serożercy. Najznakomitszy regiment ze wszystkich w najznakomitszej armii świata! I ostro chcesz do nas wstąpić, co?

— Ostro jak musztarda, sir!

Polly czuła na sobie podejrzliwy wzrok kaprala.

— Zuch chłopak.

Sierżant odkorkował butelkę atramentu i zanurzył w niej czubek pióra. Dłoń zawisła nad papierami.

— Nazywasz się?

— Oliver, sir. Oliver Perks.

— Wiek?

— Siedemnaście skończę w niedzielę, sir.

— Tak, akurat… — mruknął sierżant. — Jeśli ty masz siedemnaście lat, to ja jestem wielką księżną Annagovią. Przed czym uciekasz, mały, co? Jakaś młoda panna chce założyć rodzinę?

— Ktoś by mu musiał pomóc… — wyszczerzył zęby kapral. — Przecież piszczy jak mały chłopak.

Polly wyczuła, że zaczyna się rumienić. Ale przecież młody Oliver też by się zarumienił, prawda? Łatwo sprawić, by chłopcy się rumienili. Polly potrafiła do tego doprowadzić samym spojrzeniem.

— Zresztą to nieważne — uznał sierżant. — Postaw znaczek na tym dokumencie, pocałuj księżną i jesteś moim chłopakiem, rozumiesz? Nazywam się sierżant Jackrum. Będę twoją matką i ojcem, a ten tutaj kapral Strappi będzie dla ciebie jak starszy brat. Codziennie zjesz u nas stek i bekon, a gdyby ktoś cię próbował wyciągnąć, to będzie musiał ciągnąć i mnie, bo złapię cię za kołnierz. I słusznie możesz pomyśleć, że nikt nie da rady uciągnąć tak wiele, panie Perks. — Gruby kciuk stuknął w kartkę papieru. — Tutaj.

Polly sięgnęła po pióro i złożyła podpis.

— Co to jest?! — zawołał kapral.

— Mój podpis — wyjaśniła Polly.

Usłyszała otwierające się za nią drzwi i odwróciła się niespokojnie. Kilku młodych ludzi… to znaczy, poprawiła się, kilku innych młodych ludzi wcisnęło się do wnętrza. Rozglądali się nerwowo.

— Umiesz czytać i pisać? — zdziwił się sierżant. Zerknął na nowo przybyłych, a potem znów na Polly. — No tak, widzę. Ładne, okrągłe litery… Materiał na oficera, jak nic. Dajcie mu szylinga, kapralu. I obrazek, naturalnie.

— Robi się, sierżancie. — Kapral Strappi podniósł obrazek z uchwytem, podobny do lusterka. — Zróbcie dzióbek, szeregowy Nerds.

— Perks, sir — poprawiła go Polly.

— Niech będzie. Pocałujcie księżnę.

вернуться

1

Trolle nie są może zbyt błyskotliwe, ale też nie zapominają szybko.