Выбрать главу

— Chodzi o to, że jest dalekim kuzynem księżnej — wyjaśnił ojciec Polly.

— Ale słyszałam, że to wciąż nie jest ustalone! — oburzyła się Polly. — Zresztą mamy przecież rozejm!

— Wychodżi na to, że on to własznie usztala — odparł Dziąślak.

Reszta dnia minęła w przyspieszonym tempie. Ludzie w grupkach rozmawiali nerwowo na ulicach, tłum zebrał się przy bramie ratusza. Co jakiś czas wychodził stamtąd urzędnik i przybijał do drzwi następny komunikat. Tłum zaciskał się wokół niego jak pięść, a potem otwierał jak kwiat. Polly przecisnęła się do przodu, ignorując gniewne pomruki. Przeczytała ogłoszenia.

Te same stare nonsensy. Znowu werbowali do wojska. Te same stare słowa. To samo stare krakanie dawno poległych żołnierzy, którzy zapraszali, by żywi do nich dołączyli. Generał Froc mogła być kobietą, ale była też — jak określiłby Bluza — trochę stara. Albo to, albo męczył ją już ciężar epoletów.

Pocałunki nie trwają długo. Pewnie, księżna ożyła przed nimi i na jakiś czas postawiła świat na głowie, i może każdy postanowił wtedy być lepszym człowiekiem. I z niepamięci powstała możliwość swobodnego oddechu.

Ale z drugiej strony… Czy to się zdarzyło naprawdę? Nawet Polly miała wątpliwości, a przecież była przy tym. Może to tylko głos w ich głowach, rodzaj halucynacji? Przecież wszyscy słyszeli, że niektórzy żołnierze w rozpaczliwej sytuacji mają wizje bogów i aniołów… Jakoś tak podczas długiej zimy pamięć cudu przyblakła, a ludzie mówili: No tak, ale trzeba być praktycznym.

Dostaliśmy szansę, myślała Polly. Żadnego cudu, żadnego ratunku, żadnej magii. Tylko szansę.

Wróciła do gospody, a myśli szumiały jej w głowie. Na miejscu czekała na nią przesyłka — całkiem długa i ciężka.

— Dotarła tu wozem aż ze Scritzu — opowiadała podniecona Kukuła. Pracowała w kuchni… która teraz stała się jej kuchnią. — Ciekawe, co jest w środku — dodała znacząco.

Polly podważyła wieko drewnianej skrzynki i przekonała się, że jest pełna słomy, a na samym wierzchu leży koperta. Otworzyła ją.

Wewnątrz był ikonogram. Wyglądał na kosztowny — sztywna grupa rodzinna z firanami i palmą doniczkową w de, żeby nadać wszystkiemu właściwy styl. Po lewej stronie stał mężczyzna w średnim wieku, z dumną miną, po prawej kobieta, pewnie żona, wyglądająca na trochę zagubioną, ale jednak zadowoloną, że mąż jest szczęśliwy. Tu i tam, spoglądając na patrzącego z różnymi stopniami uśmiechu i zmrużenia powiek, z minami sięgającymi od zaciekawienia po nagłe przypomnienie, że przed pozowaniem należało pobiec do wygódki, stały dzieci — od wysokiego i chudego po małe i słodkie.

A na fotelu, jak punkt centralny wszystkiego, siedział sierżant sztabowy Jackrum i błyszczał jak słońce.

Polly odwróciła obrazek. Z tyłu napisano dużymi czarnymi literami: „Ostatnia walka sierż. szt. Jackruma”. I pod spodem „Już ich nie potrzebuję”.

Uśmiechnęła się i rozgarnęła słomę. W skrzynce, owinięte w płótno, leżały dwa kordy.

— To stary Jackrum? — spytała Kukuła, sięgając po obrazek.

— Tak, odnalazł syna. — Polly odwinęła klingę.

Kukuła zadrżała na ten widok.

— Paskudne pamiątki.

— W każdym razie pamiątki. — Polly ułożyła oba kordy na stole i już miała odsunąć skrzynkę, kiedy w słomie na dnie zauważyła coś małego, podłużnego i owiniętego w miękką skórę.

To był notes, w taniej oprawie, ze stęchłymi, żółknącymi kartkami.

— Co to? — zdziwiła się Kukuła.

— Myślę… że to jego książka adresowa — odparła Polly, przerzucając kartki.

To jest to, myślała. Zapisał tu wszystko. Generałowie, majorowie, kapitanowie, ojej… Muszą ich być… setki. Może tysiące! Nazwiska, prawdziwe nazwiska, awanse, daty… wszystko.

Wyjęła biały kartonowy prostokąt wsunięty między kartki jak zakładka. Ukazywał dość ozdobny herb i wydrukowane słowa:

William de Worde REDAKTOR, „PULS ANKH-MORPORK”

„Prawda cię wywali”

ul. Błyskotna, Ankh-Morpork

s-maiclass="underline" WDW@Puls.AM

Ktoś w słowie „wywali” dopisał ołówkiem literę „z” po „y”, a także skreślił „a” i nad nim wpisał „o”.

To był dziwny, nagły kaprys.

Na ile sposobów można prowadzić wojnę? — zastanawiała się Polly. Mamy teraz sekary. Znam człowieka, który wszystko zapisuje. Świat się kręci. Dzielne małe kraiki, szukające samookreślenia… mogą być użyteczne dla wielkich krajów, mających własne plany.

Pora złapać ser.

Polly wpatrywała się w ścianę. Wyraz jej twarzy przeraziłby sporą liczbę ważnych postaci. Jeszcze bardziej zaniepokoiłby je fakt, że Polly przez następne kilka godzin pisała. Przyszło jej bowiem do głowy, że generał Froc nie znalazłaby się na miejscu, które dzisiaj zajmuje, gdyby była głupia, a zatem warto wziąć z niej przykład. Skopiowała cały notes i zamknęła go szczelnie w starym słoju po dżemie, który schowała pod dachem w stajni. Napisała kilka listów. A potem wyjęła z szafy mundur i przyjrzała mu się krytycznie.

Te mundury, zaprojektowane specjalnie dla nich, prezentowały pewną szczególną, dodatkową właściwość, którą można określić słowem… dziewczęce. Miały więcej szamerunków, były lepiej uszyte i zamiast spodni dodano im długie spódnice z turniurą. I pióropusze na czakach. Jej kurtka miała paski sierżanta. To był żart — sierżant kobiet. W końcu przecież świat stanął na głowie.

Były maskotkami, amuletami na szczęście. I może w czasie marszu na PrinceMarmadukePiotreAlbertHansJosephBernhardtWilhelmsberg taki żart właśnie był wszystkim potrzebny. Ale może, kiedy świat staje na głowie, i żart można odwrócić dołem do góry. Dzięki ci, Dziąślak, nawet jeśli nie wiedziałeś, czego naprawdę mnie uczysz. Kiedy się z ciebie śmieją, przestają uważać. A kiedy nie uważają, można w tumulcie ich kopnąć.

Przyjrzała się sobie w lustrze. Jej włosy były teraz akurat tak długie, by przeszkadzać, nie wyglądając atrakcyjnie, więc zaczesała je tylko i dała spokój. Włożyła mundur, ale spódnicę wciągnęła na spodnie i usiłowała stłumić irytujące uczucie, że przebiera się za kobietę.

Gotowe… Wyglądała zupełnie nieszkodliwie. Może trochę mniej nieszkodliwie z dwoma kordami i kawaleryjską kuszą na plecach, zwłaszcza jeśli ktoś wiedział, że od jej bezustannych ćwiczeń wszystkie tarcze do strzałek w gospodzie miały pośrodku wielkie dziury.

Przeszła ostrożnie korytarzem do okna wychodzącego na dziedziniec. Paul stał na drabinie i malował szyld. Ojciec trzymał tę drabinę i wykrzykiwał z dołu instrukcje w zwykły sposób, to znaczy sekundę czy dwie po tym, jak Paul zaczął już je wykonywać. A Kukuła — choć Polly była jedyną osobą Pod Księżną, która tak ją jeszcze nazywała i wiedziała dlaczego — przyglądała im się, trzymając Jacka na rękach. Wyglądali pięknie. Polly przez chwilę żałowała, że nie ma medalionu.

Gospoda Pod Księżną była mniejsza, niż jej się kiedyś wydawało. Ale gdyby przyszło jej bronić, stając z mieczem na progu, byłoby już za późno. Aby troszczyć się o drobne rzeczy, trzeba najpierw zatroszczyć się o wielkie, a teraz może nawet świat to za mało.

List, jaki zostawiła w kuchni na stole, brzmiał: „Kukuła, mam nadzieję, że ty i Jack będziecie tu szczęśliwi. Paul, dbaj o nią. Tato, nigdy nie brałam zapłaty, ale teraz potrzebuję konia. Spróbuję go potem odesłać. Kocham was wszystkich. Jeśli nie wrócę, spalcie ten list i szukajcie w stajni pod dachem”.