Выбрать главу

Morna!

W głowie zaczęły mu się kłębić wspomnienia poprzedniego dnia i Gregg pospieszył do kuchni, żeby ją uprzątnąć i przygotować do rozpalenia ognia. Według poleceń Ruth miał zagrzać mleko i owsiankę dla Morny na śniadanie i zanieść jej do pokoju miskę ciepłej wody. Częściowo z pośpiechu, a częściowo z powodu niepełnej sprawności palców upuścił kilka razy pogrzebacz i dlatego nie zdziwił się specjalnie, kiedy wkrótce potem otworzyły się drzwi od sypialni. W drzwiach ukazała się Morna w kwiecistym szlafroczku, który musiała jej przywieźć Ruth. Swojski kobiecy strój uczynił ją piękniejszą w oczach Gregga, a zarazem przystępniejszą.

— Dzień dobry — powiedział. — Przepraszam za te hałasy. Mam nadzieję, że nie…

— Ja już i tak bym nie spała. — Morna weszła do pokoju, usiadła przy stole i położyła na nim drugą wąską sztabkę złota. — To dla ciebie, Billy.

Odsunął sztabkę w jej stronę.

— Ja tego nie chcę. Ta jedna, którą mi dałaś, jest warta znacznie więcej niż wszystko, co mogę dla ciebie zrobić.

Morna obdarzyła go spokojnym, smutnym uśmiechem, który uświadomił mu nagle, że nie ma do czynienia ze zwykłą dziewczyną i że nie rozmawiają o cenie jakiejś normalnej usługi.

— Narażałeś dla mnie życie i myślę, że zrobiłbyś to jeszcze raz. Prawda?

Gregg odwrócił wzrok.

— Niewiele zrobiłem.

— Owszem, wiele! Obserwowałam cię, Billy, i zauważyłam, że się bałeś, ale jednocześnie widziałam, że potrafisz nad tym strachem zapanować. Umocniło cię to tylko, zamiast osłabić, a to jest coś, do czego nie są zdolni nawet najlepsi z naszych ludzi… — Morna przerwała i przysłoniła usta wierzchem dłoni, jakby była o krok od zdradzenia jakiegoś sekretu.

— Zaraz będzie coś do jedzenia. — Gregg od.wrócił się do kuchni. — Jak tylko rozpalę ogień.

— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Przestąpił z nogi na nogę.

— Na jakie pytanie?

— Gdyby przyszedł tu ktoś zabić mnie… i mojego syna… czy broniłbyś nas z narażeniem własnego życia?

— To szaleństwo — żachnął się Gregg. — Dlaczego ktoś miałby chcieć was zabić?

Morna wbiła w niego uporczywy wzrok.

— Odpowiedz na pytanie, Billy.

— Ja… — słowa przychodziły mu tak trudno jak wyznanie miłości. — Czy muszę ci na to odpowiedzieć? Czy naprawdę myślisz, żebym uciekł?

— Nie — odparła łagodnie. — Nie potrzebuję innej odpowiedzi.

— To i dobrze. — Zabrzmiało to opryskliwie j, niżby sobie życzył, ponieważ Morna, od której był dwa razy starszy, oscylowała w jego myślach między przybraną córką a.'.oną-kochanką, mimo że ledwie ją znał i że nosiła w łonie cudze dziecko. Zadręczał się z powodu swoich grzesznych myśli i przeżywał męki strachu przed ośmieszeniem się, a jednocześnie był głęboko szczęśliwy z powodu zaufania, jakim go obdarzyła. Żaden człowiek, zdecydował, żaden książę, nawet sam Książę Ciemności, nie skrzywdzi jej ani nie zasmuci, jak długo on będzie miał na to wpływ. Rozpalając ogień postanowił sprawdzić, w jakim stanie jest jego Remington, oczywiście w taki sposób, żeby me widziała tego ani Morna, ani Ruth. Na — mało w końcu prawdopodobny — wypadek, gdyby potrzebował broni, sprawdzi też spłonki i ładunek prochowy starego Trantora, którego zabrał Wolfowi Caleyowi.

Jak gdyby zgadując jego myśli, Morna spytała:

— Billy, czy ty masz długą broń, strzelbę? Gregg wydął policzki.

— Nigdy nie miałem.

— Dlaczego? Przecież dłuższa lufa zapewnia większą energię pociskowi, a tym samym taka broń jest bardziej skuteczna.

Pochylił głowę i postanowił się nie odwracać. Poczuł się dotknięty słysząc terminy rusznikarskie wypowiadane jasnym, czystym głosem Morny.

— Nigdy nie chciałem mieć.

— Ale dlaczego?

— Nigdy nie strzelałem dobrze ze strzelby, nawet kiedy miałem jeszcze ręce w porządku, więc bezpieczniej dla mnie nie nosić takiej broni. Widzisz, tutaj, w tych stronach, właściwie nie ma żadnego prawa. Jeżeli człowiek posłuży się rewolwerem do zabicia drugiego człowieka, zwykle mu to uchodzi, pod warunkiem jednak, że i ten drugi miał broń bębenkową. Nawet jeśli jej nie zdążył wyciągnąć, walka uważana jest za uczciwą. Tak samo gdyby obaj mieli strzelby, ale w mojej sytuacji wolę nie ryzykować, że ktoś, komu wszedłem w drogę, kropnie mnie z odległości dwustu jardów i powie, że to w obronie własnej. — Była to najdłuższa mowa, jaką Gregg wygłosił od wielu miesięcy, a swoje niezadowolenie, że został do niej zmuszony, wyraził nadmiernie energicznym rozgrzebywa-niem popiołu w popielniku.

— Rozumiem — powiedziała Morna w zadumie, stając za nim. — Obowiązują u was zasady pojedynku. A w strzelaniu z rewolweru jesteś dobry?

Zamiast odpowiedzi Gregg zaczął nasuwać fajerki. W głosie Morny pojawił się władczy ton, który zauważył już wcześniej.

— Billy,,a czy w strzelaniu z rewolweru jesteś dobry? Odwrócił się do niej z ramionami wyciągniętymi w taki sposób, żeby było widać okaleczone, zesztywniałe łokcie.

— Owszem, mogę się zmierzyć z sześciostrzałowca tak jak dawniej, ale uniesienie go zajmuje mi tyle czasu, że nie dorównałbym nawet dziesięcioletniemu chłopcu. To chciałaś wiedzieć?

— Nie ma miejsca na gniew między nami. — Morna wstała i ujęła w dłonie jego wyciągnięte ręce. Popatrzyła mu w twarz swoimi ciekawymi szarymi oczami. — Ty mnie przecież kochasz, Billy, prawda?

— Tak — Gregg usłyszał to słowo jakby z odległości, wiedząc, że nie mógłby go powiedzieć do kogoś obcego.

— Jestem z tego dumna, a teraz poczekaj. — Weszła do sypialni i z wewnętrznej części swojego płaszcza wyjęła coś, co na pierwszy rzut oka wydawało się małym kwadracikiem 'zielonego szkła. Gregg ze zdumieniem zauważył, że jest on elastyczny jak skóra kozłowa, i zaskoczony obserwował, jak Morna przytyka mu go do lewego łokcia. Przedmiot był dziwnie ciepły i w stawie łokciowym Gregg poczuł mrowienie.

— Zegnij rękę — poleciła mu już teraz bezosobowa jak chirurg wojskowy.

Zrobił, jak mu kazano, i wstrząśnięty stwierdził, że nie czuje ani bólu, ani chrzęstu artretycznych igiełek. Zginał i prostował lewą rękę, podczas gdy Morna powtarzała zabieg z prawą z tym samym cudownym skutkiem. Po raz pierwszy od dwóch lat mógł swobodnie zginać ręce bez najmniejszego cierpienia.

Morna uśmiechnęła się do niego.

— No, jak twoje ręce?

— Jak nowe, zupełnie jak nowe.

— Już nigdy nie odzyskasz w nich dawnej sprawności i siły — wyjaśniła — ale mogę ci obiecać, że nie będą cię więcej bolały. — Znów poszła do sypialni i wróciła w chwilę później już bez zielonego przezroczystego szkiełka. — Wspominałeś, zdaje się, o jedzeniu.

Gregg potrząsnął głową.

— Coś tu jest nie w porządku. Ty nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Nikt nie może robić czegoś…

— Ja się za nikogo nie podawałam — odparła dość ostro, popadając w jedna ze swych szybkich zmian nastroju.

— Może powinienem był powiedzieć „za co się podajesz".

— Nie psuj wszystkiego, Billy… nie mam nikogo poza tobą. — Usiadła przy stole i ukryła twarz w dłoniach.