Выбрать главу

Zaprawdę, musi panować dekadencja, kiedy w społeczeństwie szaleją niszczycielskie siły odśrodkowe.

Ale czy naprawdę jestem człowiekiem renesansu, rzuconym na mieliznę tej nędznej epoki? Może to powiedziane na wyrost? W powszechnym wyobrażeniu „człowiek renesansu” to osoba o szerokich horyzontach myślowych i ważkich osiągnięciach. Jestem nią z pewnością. Ale czy rzeczywiście czułbym się dobrze w wojowniczych czasach Trajana VII? Mam lotny, chłonny umysł człowieka renesansu, lecz co z awanturniczym renesansowym temperamentem? A może to prawda, że jestem nieśmiały, nudny i ogólnie bezpłciowy? Nie zapominajmy, że to było średniowiecze. Czy chodziłbym wtedy z mieczem po ulicy, a sprowokowany najbłahszym incydentem, awanturował się niczym legionista? Miałbym dwadzieścia kochanek i pięćdziesięciu synów z nieprawego łoża? Marzyłbym o wdrapaniu się na pokład maleńkiego, trzeszczącego stateczku, by płynąć tam, gdzie kończy się widnokrąg?

Nie, chyba taki nie jestem. Tamci ludzie umieli żyć z rozmachem. Świat wówczas był większy, barwniejszy, dużo bardziej tajemniczy niż dzisiaj. Na jego tajemnice odpowiadali oni romantycznym ferworem, dzikością czynu niepojętą dla człowieka współczesnego. Przyjąłem zlecenie Cezara, ponieważ wzbudza we mnie cząstkę owego romantycznego ferworu i sprawia, że czuję silniejszą wieź ze swoim sławnym przodkiem, zdobywcą świata: Trajanem VII, Trajanem Smokiem. Ale co mi przyniesie przyszłość? Będę, jak on, odkrywał nowe ziemie? Skądże. Będę budował piramidy, greckie świątynie i willę Hadriana. Tyle że już je kiedyś budowano, z całkiem dobrym skutkiem, więc po co to powtarzać? Czyżbym się jednak nurzał w dekadencji, jak całe moje pokolenie?

Ciekawe, jak potoczyłyby się losy wielkiego Trajana, gdyby się narodził w czasach Lodowikusa Augusta i jego stukniętego syna Demetriusza. Ludziom wielkich idei wiatr wieje w oczy, kiedy światem rządzą ludzie ograniczeni. Jeśli o mnie chodzi, to musiałem pójść na ustępstwa, żeby się przystosować, żeby zapewnić sobie spokój i bezpieczeństwo, ale czy jemu by się udało? A może miotałby się i awanturował, jak przystało na człowieka renesansu, aż w końcu z konieczności rozprawiono by się z nim po cichu gdzieś w ustronnym zaułku — widząc w nim zagrożenie dla rodziny panującej i całego imperium? A może nie? Może, w co wolę wierzyć, niczym płonąca strzała rozjaśniłby nocne ciemności tej epoki mroku, a przy okazji, jak to uczynił w swoich czasach, opromieniłby swoim blaskiem wszystkie ziemie?

I oto ja, osoba bezsprzecznie inteligentna i w powszechnym mniemaniu zdrowa na umyśle, dobrowolnie zgodziłem się wziąć udział w poronionym projekcie młodego Cezara, ponieważ nie mogłem się oprzeć cudownym technicznym wyzwaniom, jakie się z tym wiązały. Wspaniały romantyczny gest… albo po prostu wybryk wariata. Prawdopodobnie Spikulon miał rację, gdy mówił, że przyjmując tę pracę, dowodzę, jakim jestem wariatem. Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach zmykałby gdzie pieprz rośnie.

* * *

Nie trzeba być Sybillą Kumejską, by przewidzieć, że upłynie sporo czasu, nim Demetriusz ponownie wspomni o projekcie. Cezar nieustannie krąży między pomysłami, co jest jednym z objawów jego przypadłości. Dwa dni po naszej rozmowie w teatrze wyjechał z Tauromenium na wakacje wśród afrykańskich wydm. Wrócił dopiero po miesiącu. A skoro nie wyznaczyliśmy nawet miejsca pod budowę pałacu na urwisku, pomijając już ustalenia dotyczące koncepcji architektonicznej i kosztów projektu, odłożyłem tę sprawę na później. Chyba miałem nadzieję, że i jemu ten pomysł wywietrzeje z głowy, nim wróci na Sycylię.

Jego nieobecność wykorzystałem do wznowienia prac nad moim głównym tegorocznym przedsięwzięciem, czyli kroniką życia Trajana VII. Czym właściwie zajmowałem się z przerwami od siedmiu czy ośmiu lat. Dwie rzeczy dodały mi bodźca. Pierwsza to znalezienie w Sewilli, w zakurzonych zakamarkach archiwum morskiego, zbioru dawno zapomnianych dzienników, przypuszczalnie autentycznych zapisków Trajana z jego podróży dookoła świata. Druga zaś to nieszczęśliwy wypadek w czasie polowania na dziki, który skazał mnie na chodzenie o kulach. Zmuszony do bezczynności, z braku innych zajęć postanowiłem znów wziąć na siebie rolę uczonego.

Jak dotąd, nie opisano w sposób wyczerpujący niezwykłej kariery Trajana. Może się to wydać dziwne, biorąc pod uwagę naszą długą, narodową tradycję dziejopisarstwa, sięgającą tajemniczych postaci Newiusza i Enniusza w czasach Republiki, jak również, oczywiście, Salustiusza, Tacyta, Swetoniusza, a po nich Ammianusa Marcellinusa, Druzyllusa z Aleksandrii, Marka Andronika — oraz, już bliżej współczesności, Lucjusza Eliusza Antypatera, wielkiego kronikarza podboju Rzymu przez Bizantyjczyków za panowania Maksymiliana VI.

Jednakże kronikarstwo zaczęło podupadać, odkąd w roku 2198 Flawiusz Romulus na powrót zespolił dwie rozłączone części imperium. Być może w czasach wielkich ludzi — a epoka Flawiusza Romulusa i jego dwóch kolejnych następców z pewnością się do nich zalicza — każdy jest zbyt zajęty tworzeniem historii, żeby mieć czas na jej opisanie. Przynajmniej ja tak sądziłem… dopóki nie skręciłem kostki, co pozwoliło mi zrozumieć, że w każdej epoce, choćby najburzliwszej, zawsze się znajdzie ktoś, kto za sprawą nieoczekiwanego trafu — kalectwa, choroby, zesłania — nagle ma dość swobody, żeby chwycić za pióro.

Zacząłem się skłaniać ku przypuszczeniu, że w czasach potężnych cesarzy, takich jak Flawiusz Romulus, Gajusz Flawillus czy Trajan Smok, publikowanie sprawozdań z ich poczynań mogło nie wyjść na dobre autorowi. Podobnie jak najdokładniejsza kronika dziejów pierwszych dwunastu cesarzy, a mam tu na myśli bezkompromisową i skandalizującą księgę Swetoniusza, powstałą w stosunkowo spokojnych czasach pierwszego Trajana, nie zaś wtedy, gdy potwory w rodzaju Kaliguli, Nerona i Domicjana grasowały po ziemi. Tak samo badacze współcześni trzem hispańskim monarchom woleli roztropnie ograniczyć się do suchego opisu wydarzeń publicznych i ważniejszych aktów prawodawczych. Roztrząsanie rządów cesarza musi zawierać krytykę. A ta może drogo kosztować.

Bez względu na przyczynę do naszych czasów nie zachowały się rzetelne kroniki rządów sławnego Flawiusza Romulusa, a jedynie spis najważniejszych wydarzeń i garść wyrachowanych panegiryków. O wewnętrznych zmaganiach jego spadkobiercy, zagadkowego Gajusza Juliusza Flawillusa, w zasadzie nic nie wiadomo. Dysponujemy tylko gołymi faktami, takimi jak miejsce urodzenia (wzorem Flawiusza Romulusa pochodził z Tarraco w Hispanii, mojego rodzinnego miasta). Wiemy też, jakie stanowiska rządowe piastował w trakcie swojej długiej kariery, nim zasiadł na cesarskim tronie. A co się tyczy trzeciego z wielkich Hispanów, Trajana VII, który nosił imię Smoka, dobitnie potwierdzone czynem, głośne na całym świecie, to w annałach uwieczniono ledwie punkty zwrotne jego sławetnych rządów.