Выбрать главу

Mężczyzna, który ją niósł, dość miał już jej nieustannych uderzeń i kuksańców. Z wściekłością rzucił ją teraz na ziemię i zaczął bić pięściami, gdzie popadło. Tłukł po plecach, po piersiach i po głowie, dopóki nie straciła świadomości.

Móri, Móri, to była jej ostatnia myśl.

Móri czul, że otacza go jakaś czerwona mgła. Zdawało mu się, że napastnicy porzucili go pod drzewami, a ciało przykryli gałęziami i chrustem.

Umieram, pomyślał. Kochani pomocnicy, nie opuszczajcie mnie! Nie mogę teraz zostawić moich najbliższych na łasce losu. Tiril mnie potrzebuje, oni ją uprowadzili, odebrali mi światło mego życia. Ona potrzebuje pomocy. I Erling też. Został zrzucony ze skały. Wierny stary Erling, nie, nie zniosę tej myśli. Pomóżcie nam wszystkim!

Szumiało i dudniło mu w uszach, niczego już właściwie nie odczuwał, wszystko było ciemnoczerwone, czarnoczerwone, ale ból, który go na chwilę przeszył, rozpłynął się później i nie powracał, pewnie już więcej się nie pojawi. Skądś z daleka dochodził do niego poprzez szum i dudnienie głęboki, głuchy śpiew chóru umarłych czarnoksiężników, którzy czekali na niego, przyjmowali go tym smutnym śpiewem do swego grona, a on płynął ku nim przyzywany rzewnymi tonami pieśni.

Tiril, Tiril, moja ukochana! Dolg, mój pierworodny synu, który za mój szalony postępek w kościele w Holar musiałeś przyjąć część ciążącego na mnie przekleństwa. To moja wina, że ty…

Mała Taran o żywych szelmowskich oczach i Villemann, moje ukochane dzieci, czy nie zobaczę was już nigdy więcej?

Ciemnoczerwony mrok zrobił się czarny, śpiew chóru narastał tak, że bębenki w uszach groziły popękaniem.

Potem nastąpiła wielka cisza, a zaciśnięta pięść Móriego rozwarła się. Na bezwładnej dłoni leżał pęczek zmiętego mchu brunatnego koloru. To był też kolor Móriego.

Móri – brunatny niczym torf. Móri – duch czarnoksiężnika.

Wzgórze z ruinami twierdzy Graben trwało spokojne w ciszy kończącego się dnia.

„Jak morze wzburzone,

Gdy wicher nadciąga

Jak szum fali sunącej

Słyszałem westchnienie,

Przeczucie dnia

Pośród Hadesowej nocy,

Stłumione, tajemne

I pełne zdumienia”.

Fragment czwartej części poematu

Gustafa Frödinga „Sny w Hadesie”.

Rozdział 20

Dolg, gwałtownie obudzony, usiadł na łóżku.

Najpierw trwał bez ruchu, przerażony, jakby nasłuchiwał. Ale jedyne, co do niego docierało, to równy oddech śpiącego w pokoju obok Villemanna i skrzypienie łóżka, kiedy mała Taran przewracała się na drugi bok.

Dolg zsunął się na podłogę i boso poszedł przez pokoje do sypialni babci Theresy.

– Babciu! Babciu, musisz się obudzić – wyszeptał. Theresa usiadła i patrzyła przed siebie zaspana. Zapaliła świecę i wtedy zobaczyła stojącego przy łóżku wnuka.

Ale zobaczyła też coś jeszcze. W drzwiach stał ogromny, czarny den.

Theresa głęboko wciągnęła powietrze. Wiele czasu minęło, odkąd po raz ostatni widziała dziwnego towarzysza Dolga, i nigdy też jego postać nie rysowała się tak wyraźnie jak teraz.

Bliźniaki, pomyślała ogarnięta trwogą. Gdzie są bliźniaki? Czy coś im się stało?

– Co się dzieje, Dolg? – spytała tak spokojnie, jak tylko potrafiła.

W kilkanaście minut później do sypialni babci wpadły też bliźniaki i zdumione patrzyły na starszego brata. Tymczasem Dolg i Theresa zdążyli porozmawiać i wiedzieli już, co trzeba robić.

– Dlaczego Dolg tutaj jest? – zapytała Taran i wślizgnęła się do łóżka babci.

Theresa uroczyście ujęła ręce dziewczynki. W jej oczach pojawiły się łzy.

– Taran i Villemann… moje dzieci, coś złego stało się z waszą mamą i z tatą. Dolg się o tym dowiedział, ale nie we śnie, nie spał wtedy. Wezwał go jego duch opiekuńczy. I teraz Dolg będzie musiał iść i spełnić swoje pierwsze zadanie. Prawdopodobnie on jest jedynym, który może pomóc rodzicom, a przynajmniej jednemu z nich.

– Jak to? Co się stało mamie i tatusiowi, i wujkowi Erlingowi, och, dlaczego ja nie mogę spełnić żadnego tajemniczego zadania? – pytał Villemann jednym tchem.

– Nie wiemy, co się stało z naszymi ukochanymi, ale wygląda na to, że najbardziej poszkodowany jest tatuś. Dolg mówi, iż jego wielki czarny opiekun otrzymał wiadomość od towarzyszy Móriego, że sprawa jest okropnie pilna.

– A wuj Erling? – zapytała Taran. – Czy on nic nie może zrobić?

Odpowiedział Dolg:

– Zdaje się, że z nim też nie jest najlepiej. Nie wiem, co się stało, ale najpierw mam spróbować pomóc tacie.

– A co z mamą? – zapytała Taran; broda jej drżała.

– Też niedobrze, ale najwyraźniej z mamą nie ma aż takiego pośpiechu. Muszę się teraz zbierać, powinienem się ubrać i czym prędzej ruszać w drogę!

Theresa zsunęła stopy na podłogę.

– Przygotuję ci coś do jedzenia.

– Dolg! – zawołał Villemann za odchodzącym do swego pokoju bratem. – Czy to jest to twoje wielkie zadanie?

– Nie, nie, to coś ekstra. Przyszło całkiem niespodziewanie. – Zatrzymał się w drzwiach. – Chociaż może nie tak całkiem. Zdaje mi się, że cień przeczuwał, iż to nadejdzie.

– Skąd ty to wiesz?

– Ogniki – powiedział Dolg w zamyśleniu. – Przez całe życie wiedziałem, że wołania karłów kiedyś mnie wezwą. Ale w ostatnich latach pojawiły się również ogniki.

Ręce Theresy mechanicznie przygotowywały jedzenie na drogę dla chłopca. I dla Nera, bo przynajmniej tyle poczucia bezpieczeństwa Dolg powinien mieć, wiedzieć, że ma przy sobie swego najlepszego przyjaciela. Nieobecna myślami przygotowywała skromny posiłek, najprostszy z możliwych, bo czas naglił.

Wszystkie jej uczucia i myśli były jednak gdzie indziej.

Nie powtórzyła bliźniakom wszystkiego, co Dolg jej powiedział: Że ich ojciec przekroczył już granicę krainy zimnych cieni, ale że są jeszcze dwa elementy, które pozwalają mieć odrobinę nadziei. Przede wszystkim jego pomocnicy przy nim czuwają, by nie pogrążył się w najgłębszym mroku Śmierci, a po drugie on jako czarnoksiężnik już kiedyś odważył się wejść na terytorium Śmierci, jest więc teraz odporniejszy niż zwyczajni ludzie. Dlatego też towarzyszące mu duchy mogą go przez jakiś czas zatrzymać. Ale nie długo.

Wszystko zależy teraz od Dolga. Jest jedynym, który potrafi przeciągnąć ojca ponownie na stronę żywych.

Ale wszystko musi się ze sobą zgadzać, wszystko powinno się dokonać jednocześnie. Czas stanowił czynnik najważniejszy, a zarazem najmniej pewny. Drugim takim czynnikiem było to, czy Dolg zdoła wykonać swoje zadanie.

Ogniki.

Teraz one wkraczają na arenę.

W jakiś czas później Theresa uściskała Dolga i życzyła mu powodzenia. Przewiesiła chłopcu tornister przez ramię i wygładziła kurtkę, zdziwiona, jak bardzo ten dwunastolatek ostatnio wydoroślał. Jego błyszczące czarne oczy patrzyły na nią poważnie i ze spokojem.

Dolg Lanjelin Matthias.

Trochę Islandczyk. Trochę Habsburg. I jeszcze coś więcej.

Najważniejsze było jednak to coś nie znane, co nosił w sobie, a czego nikt nie pojmował. Nie było na tym świecie nikogo takiego jak Dolg.

Obok niego stał Nero. Theresa pochyliła się i szepnęła psu do ucha:

– Opiekuj się dobrze swoim panem, Nero! Zadbaj, żeby wrócił do domu!

Nero stał bardzo spokojnie, przejęty atmosferą chwili.

Po czym w szarym brzasku ruszyli obaj przed siebie w stronę głównej drogi. Theresa długo stała i patrzyła w ślad za nimi, a potem poszła do kapliczki, by modlić się w intencji wszystkich swoich ukochanych.