Выбрать главу

Pan Szpila przeczytał. Szybko odwrócił kilka stron.

— Może pan to pokazać swojej małpie — rzucił pan Slant.

Pan Szpila zdążył chwycić rękę pana Tulipana, zanim dotarła do głowy zombi. Pan Slant nawet nie drgnął.

— Ma tu historię naszego życia, panie Tulipanie!

— No to co? I tak mogę mu rozwalić ten …ony przyszywany łeb!

— Nie, nie może pan — odparł pan Slant. — Pański kolega wyjaśni dlaczego.

— Ponieważ nasz prawniczy przyjaciel z pewnością wykonał liczne kopie. Prawda, panie Slant? I zapewne ukrył je w najrozmaitszych miejscach, na wypadek gdyby zgi… na wypadek…

— …jakiegoś nieszczęśliwego wydarzenia — dokończył gładko pan Slant. — Brawo. Jak dotąd, panowie, wasza kariera rozwijała się niezwykle interesująco. Jesteście jeszcze dość młodzi. W krótkim czasie dzięki swym talentom doszliście bardzo daleko i zyskaliście dobrą reputację w wybranej profesji. Co prawda nie mam pojęcia, jakie zadanie wykonujecie… najmniejszego pojęcia, co muszę podkreślić z całą mocą… ale nie wątpię, że zaimponujecie nam wszystkim.

— Czy wie o tym kontrakcie w Quirmie? — zapytał pan Tulipan.

— Tak — potwierdził pan Szpila.

— A tym z drucianą siatką, krabami i …onym bankierem?

— Tak.

— A numer ze szczeniaczkami i tym dzieciakiem?

— Teraz już tak — odparł pan Szpila. — Wie prawie wszystko. Bardzo sprytne. Panie Slant, a wie pan, gdzie zakopane są ciała?

— Rozmawiałem z jednym czy dwoma — wyjaśnił pan Slant. — Wydaje się jednak, że nigdy nie popełniliście przestępstwa w granicach Ankh-Morpork. W przeciwnym razie oczywiście bym się z wami nie spotykał.

— Kto powiedział, że nie popełniliśmy …onego przestępstwa w Ankh-Morpork? — zaprotestował pan Tulipan z oburzeniem.

— Jak rozumiem, nigdy wcześniej nie odwiedzali panowie tego miasta.

— I co? Mieliśmy cały …ony dzień!

— Czy ktoś was schwytał?

— Nie.

— W takim razie nie popełniliście przestępstwa. Czy mogę wyrazić nadzieję, że interesy panów w naszym mieście nie wiążą się z żadną działalnością przestępczą?

— Skąd ta myśl? — obruszył się pan Szpila.

— Tutejsza Straż Miejska bywa pod pewnymi względami bardzo uparta. A rozmaite gildie zazdrośnie strzegą swych obszarów zawodowych.

— Bardzo poważamy policjantów — zapewnił pan Szpila. — Żywimy głęboki szacunek dla ich pracy.

— Normalnie kochamy …onych policjantów — dodał pan Tulipan.

— Gdyby odbywał się bal policyjny, jako jedni z pierwszych kupilibyśmy bilety — obiecał pan Szpila.

— Zwłaszcza gdyby umieszczono je na postumencie albo w eleganckiej gablocie — uzupełnił pan Tulipan. — Gdyż lubimy rzeczy piękne.

— Chciałem tylko się upewnić, że dobrze się nawzajem rozumiemy — rzekł pan Slant i zatrzasnął aktówkę.

Wstał, skinął im głową i sztywnym krokiem wyszedł z pokoju.

— Co za… — zaczął pan Tulipan, ale pan Szpila uniósł palec do warg.

Przeszedł na palcach do drzwi i otworzył je. Prawnika nie było.

— On przecież wie, jaki …ony interes mamy tu załatwić — szepnął rozgorączkowany pan Tulipan. — Więc po co to …one udawanie?

— Ponieważ jest prawnikiem — odparł pan Szpila. — Ładny lokal — dodał odrobinę głośniej niż normalnie.

Pan Tulipan popatrzył wokół.

— E tam — rzucił lekceważąco. — Tak pomyślałem na początku, ale to przecież osiemnastowieczna kopia …onego baroku. Wszystkie proporcje mają zrąbane. Widział pan kolumny w holu? Widział pan? …ony szesnastowieczny Efeb, a do nich …one kwiatony z Drugiej Dynastii Djelibeybiańskiej! Ledwie się powstrzymałem od śmiechu!

— Tak — przyznał pan Szpila. — Jak już wspominałem, pod wieloma względami jest pan człowiekiem zaskakującym.

Pan Tulipan podszedł do zasłoniętego obrazu i odsunął kotarę.

— Niech mnie, to przecież …ony da Quirm — stwierdził. — Widziałem reprodukcję. „Kobieta trzymająca fretkę”. Namalował ją, kiedy wyniósł się z Genoi i był pod wpływem …onego Caravatiego. Proszę spojrzeć na …oną technikę malarską! Widzi pan, jak linia ręki kieruje …ony wzrok na obraz? Proszę popatrzeć na grę świateł w pejzażu, który widać przez to tutaj …one okno! Widzi pan, jak nos fretki zdaje się śledzić człowieka w całym pokoju? To był …ony geniusz, nie ma co. I przyznam się, że gdybym był tu sam, toby mi …one łzy stanęły w oczach.

— Jest bardzo ładny.

— Ładny?! — powtórzył pan Tulipan zrozpaczony prymitywnym gustem kolegi.

Podszedł do posągu przy drzwiach i przyjrzał mu się uważnie. Potem delikatnie przesunął palcami po marmurze.

— Tak myślałem! To …ony Scolpini! Mogę się założyć o wszystko. Ale nigdy nie widziałem tego w katalogach. A oni zostawili tę rzeźbę w …onym pustym domu, gdzie każdy może wejść i ją zwinąć!

— To miejsce ma potężną ochronę. Widział pan znaki na drzwiach.

— Gildie? Banda …onych amatorów. Moglibyśmy przejść przez to miasto jak nóż przez …ony kruchy lód. Amatorzy, kamulce, ozdoby trawnikowe i chodzące trupy… Moglibyśmy rozwalić całe to …one Ankh-Morpork!

Pan Szpila nie odpowiedział. Owszem, wpadł mu do głowy podobny pomysł, jednak — w przeciwieństwie do partnera — nie podążał na ślepo za wszystkim, co wyglądało jak myśl.

Firma rzeczywiście nie działała jeszcze w Ankh-Morpork. Pan Szpila trzymał się z daleka, ponieważ, cóż, było dostatecznie wiele innych miast, a instynkt przetrwania podpowiadał mu, że Wielkie Wahoonie[2] powinno jeszcze zaczekać. Miał Plan — od dnia, kiedy spotkał pana Tulipana i odkrył, że jego własna pomysłowość połączona z nieustającą wściekłością kolegi gwarantuje udaną karierę. Rozwijali interesy w Genoi, w Pseudopolis, w Quirmie — miastach mniejszych i łatwiejszych do nawigowania niż Ankh-Morpork, chociaż ostatnio się wydawało, że coraz bardziej je przypominają.

Ich sukcesy, jak sobie uświadomił, wynikały z tego, że ludzie wcześniej czy później miękną. Weźmy na przykład trollową Brekcję. Kiedy wytyczono już trasy przerzutowe slabu i honku aż do Überwaldu, kiedy wyeliminowano rywalizujące klany, trolle zmiękły. Tonowie zaczęli się zachowywać jak arystokracja. Wszędzie wyglądało to tak samo — potężne stare gangi i rodziny osiągały stan pewnej równowagi ze społeczeństwem, a ich szefowie obrastali w tłuszcz i zaczynali działać jak wyspecjalizowani biznesmeni. Obcinali fundusze na żołnierzy, a zatrudniali kamerdynerów. Potem, kiedy pojawiały się jakieś kłopoty, szukali mięśni, które potrafią myśleć… Wtedy pojawiała się Nowa Firma, gotowa i chętna.

I wyczekująca.

Pewnego dnia nadejdzie czas nowej generacji, myślał pan Szpila. Tej, która załatwia sprawy po noweftnu, nieobciążona kajdanami dawnych, hamujących rozwój tradycji. Ludzie, którzy się przydarzają. Na przykład pan Tulipan przydarzał się przez cały czas.

— Hej, rzuci pan na to …onym okiem?! — zawołał pan Tulipan, odsłaniając kolejny obraz. — Podpisany przez Gogliego, ale to …ona podróbka. Proszę spojrzeć, jak pada tutaj światło… A liście na tym drzewie? Jeśli …ony Gogli to malował, to chyba …oną nogą. Pewnie jakiś jego …ony uczeń.

Kiedy byli w mieście, pan Szpila podążał za panem Tulipanem, który zostawiał ślad z proszku do szorowania i psich tabletek na robaki, przez galerie sztuki. Pan Tulipan upierał się przy tym. Takie wizyty miały wielką wartość edukacyjną, zwłaszcza dla kuratorów.

Pan Tulipan posiadał instynkt sztuki, którego tak mu brakowało przy chemii. Kichając cukrem pudrem i śliniąc się talkiem do stóp, pozwalał się prowadzić do prywatnych galerii, gdzie przekrwionymi oczyma badał podsuwane mu nerwowo tace miniatur z kości słoniowej.

вернуться

2

Wahoonie to najrzadsze i najbardziej cuchnące warzywo świata, w konsekwencji wysoko cenione przez koneserów (którzy rzadko kiedy cenią coś pospolitego i taniego). Także slangowa nazwa Ankh-Morpork, chociaż miasto nie cuchnie aż tak bardzo.