Выбрать главу

— A niech mnie… — zaczął. — To przecież …ony skarb! Tak myślałem! Autentyczny …ony Intaglio Ernesto! Widzicie te zdobienia z macicy perłowej?

— To nie jest odpowiednia chwila, panie Tulipanie…

— Wykonał tylko sześć egzemplarzy! No nie, nawet nie zadbali o …one strojenie!

— Do demonów, mamy przecież być profesjonalistami!

— Być może pański… kolega chciałby dostać to w prezencie?

— odezwał się głos ze środka sali.

Wokół kręgu światła ustawiono sześć foteli. Były staroświeckie, z oparciami wygiętymi z boków i ku górze, co prawdopodobnie miało kiedyś chronić przed przeciągami, ale obecnie dawało siedzącym osobiste jeziora głębokiego cienia.

Pan Szpila był tu wcześniej. I podziwiał to ustawienie. Ktokolwiek stanął wewnątrz kręgu świec, nie mógł zobaczyć, kto siedzi w głębinach foteli, a przy tym sam był doskonale widoczny.

Teraz przyszło mu do głowy, że również ludzie w fotelach nie mogli zobaczyć innych siedzących.

Pan Szpila był jak szczur. To porównanie bardzo mu odpowiadało — wiele cech przemawia na korzyść szczurów. A te fotele ustawiał ktoś, kto myślał w podobny sposób.

— Pański przyjaciel, pan Żonkil… — odezwał się jeden z foteli.

— Tulipan — poprawił pan Szpila.

— Pański przyjaciel, pan Tulipan, chciałby może, aby ten klawikord był częścią waszego honorarium? — zaproponował fotel.

— To nie jest żaden …ony klawikord — warknął pan Tulipan.

— To …ony wirginał. Jedna struna na nutę zamiast dwóch! Tak nazywany, bo służył… onym młodym damom.

— Coś podobnego! Naprawdę? — zdumiał się jeden z foteli.

— A ja myślałem, że to coś w rodzaju dawnego pianina!

— Służył młodym damom do gry — wyjaśnił szybko pan Szpila.

— A pan Tulipan nie kolekcjonuje sztuki. On tylko ją… docenia. Nasze honorarium będzie wypłacone w klejnotach, tak jak się umawialiśmy.

— Jak pan sobie życzy. Proszę wejść do kręgu.

— …ony klawikord… — mruczał pan Tulipan.

Nowa Firma zajęła miejsca i stanęła pod skrytymi spojrzeniami foteli.

Fotele zobaczyły tyle:

Pan Szpila był niski i szczupły, jak obiekt będący jego imiennikiem, i głowę miał nieco zbyt dużą. Gdyby chcieć go określić jednym słowem, innym niż „szczur”, najtrafniejsze byłoby „ruchliwy”; pił niedużo, pilnował, co je, a swoje ciało — choć odrobinę zdeformowane — uważał za świątynię. Dodatkowo zbyt mocno pomadował włosy i czesał je w przedziałek na środku, w stylu, który wyszedł z mody dwadzieścia lat temu. Jego czarny garnitur był trochę przybrudzony, a małe oczka poruszały się bezustannie, dostrzegając wszystko.

Oczy pana Tulipana trudno byłoby zobaczyć z powodu pewnego opuchnięcia, spowodowanego zapewne nadmiernym entuzjazmem dla środków w torebkach[3]. Owe torebki były także prawdopodobną przyczyną niejakiej plamistości skóry i grubych żył widocznych na czole. W każdym razie pan Tulipan był człowiekiem o potężnej budowie, na granicy rozerwania odzieży, i mimo artystycznych skłonności wywoływał wrażenie potencjalnego zapaśnika, który oblał test na inteligencję. Jeżeli jego ciało było świątynią, to jedną z tych podejrzanych, gdzie w podziemiach ludzie robią dziwne rzeczy ze zwierzętami. A jeśli pilnował tego, co jadł, to tylko dlatego, że lubił patrzeć, jak się wije.

Kilka foteli zastanowiło się — nie nad tym, czy postępują właściwie, gdyż to nie podlegało dyskusji, ale czy zaangażowali właściwych ludzi. W końcu pan Tulipan nie był człowiekiem, którego chcieliby widzieć zbyt blisko otwartego ognia.

— Kiedy będziecie gotowi? — zapytał fotel. — Jak się czuje dzisiaj wasz… protegowany?

— Sądzimy, że dobrym terminem będzie wtorek rano — odparł pan Szpila. — Do tego czasu osiągnie najlepszą możliwą formę.

— Ale wskutek waszych działań nie nastąpią żadne gwałtowne zgony — przypomniał fotel. — To ważne.

— Pan Tulipan będzie łagodny jak baranek — zapewnił pan Szpila.

Niewidoczne spojrzenia starały sj? omijać pana Tulipana, który tę właśnie chwilę wybrał, by wciągnąć nosem dużą dawkę slabu.

— Ehm… No tak — rzekł fotel. — Jego lordowska mość ma nie odnieść żadnej szkody większej, niż okaże się to ściśle konieczne. Vetinari martwy byłby bardziej niebezpieczny niż Vetinari żywy.

— I za wszelką cenę należy unikać wszelkich kłopotów ze Strażą Miejską.

— Tak, wiemy już o straży — zapewnił pan Szpila. — Pan Slant nas uprzedził.

— Komendant Vimes kieruje bardzo… efektywną formacją.

— Żaden problem.

— I zatrudniają wilkołaka.

Biały proszek strzelił fontanną w powietrze. Pan Szpila musiał klepnąć kolegę w kark.

— …ony wilkołak?! Czy wyście powariowali?!

— Hm… Dlaczego pański partner wciąż powtarza „ony”, panie Szpilo? — zdziwił się fotel.

— Chyba wam …ony rozum odebrało! — denerwował się pan Tulipan.

— To taka wada wymowy — odparł pan Szpila. — Wilkołak? Dzięki, że nas panowie poinformowali. Naprawdę bardzo dziękuję. Kiedy złapią trop, są gorsze od wampirów. Wiecie o tym, panowie, prawda?

— Rekomendowano nam panów jako ludzi zaradnych.

— Kosztownych ludzi zaradnych… Fotel westchnął.

— Rzadko trafiają się inni. Dobrze więc, bardzo dobrze. Pan Slant omówi z panami tę kwestię.

— No tak, ale one mają taki węch, że byście w życiu nie uwierzyli — nie ustępował pan Tulipan. — Po co pieniądze …onemu trupowi?

— Czy są jeszcze jakieś niespodzianki? — zapytał pan Szpila. — Macie tu inteligentnych strażników i jeden z nich jest wilkołakiem. Coś jeszcze? Może mają też trolle?

— O tak. Kilka. I krasnoludy. I zombi.

— W straży? Co to za miasto, panowie?

— To nie jest nasze miasto. Nie mu tu rządzimy — oświadczył fotel.

— Ale troszczymy się o to, w jakim kierunku zmierza — dodał inny.

— Aha — stwierdził pan Szpila. — Zgadza się. Przypomniałem sobie. Jesteście zatroskanymi obywatelami.

Znał zatroskanych obywateli. Gdziekolwiek się pojawiali, zawsze mówili tym samym prywatnym językiem, w którym „tradycyjne wartości” oznaczały „powiesić kogoś”. Nie przeszkadzało mu to, ogólnie biorąc, ale zawsze warto lepiej rozumieć klienta.

— Mogliście zaangażować kogoś innego — zauważył. — Macie tu Gildię Skrytobójców.

Fotel syknął przez zęby.

— W obecnej chwili kłopot z tym miastem polega na tym — zaczął tłumaczyć — że spora liczba inteligentnych poza tym osób uważa status quo za… wygodne, choć przecież nie ulega wątpliwości, że doprowadzi miasto do katastrofy.

— Aha — rzekł pan Szpila. — To są obywatele beztroscy.

— Otóż właśnie, panowie.

— Dużo ich jest?

Fotel zignorował pytanie.

— Oczekujemy, że wkrótce zobaczymy panów znowu. Jutro wieczorem, mam nadzieję, poinformujecie nas o swojej gotowości. Dobranoc.

Krąg foteli milczał jeszcze przez chwilę po wyjściu Nowej Firmy. Potem jakaś postać w czerni weszła przez szerokie drzwi, zbliżyła się do światła, skinęła głowami wyszła.

— Oddalili się już od budynku — stwierdził fotel.

— Co za upiorni ludzie!

— Chyba jednak powinniśmy skorzystać z Gildii Skrytobójców.

— Ha! Nieźle im się powodzi przy Vetinarim. A poza tym przecież nie chcemy jego śmierci. Jednakże przyszło mi do głowy, że w późniejszym terminie możemy mieć dla gildii jakieś zlecenie.

вернуться

3

Twój Mózg na Prochach to przerażający widok Ale pan Tulipan był żywym przykładem, ze równie straszny jest Twój Mózg na koktajlu z maści dla koni i sproszkowanych tabletek na odwodnienie