Выбрать главу

„… marionetka Garommy do specjalnych poruczeń…”

„… ten głupi lokaj Garommy…”

„… podnóżek pod stopy, trzeba przyznać, że dość wpływowy podnóżek, ale cały czas pod stopą Garommy…”

„… głupi, trzęsący się ze strachu cham…”

„… kiedy Garomma kicha, Moddo dostaje kataru…”

Ale na tym podrzędnym, pogardzanym stanowisku być rzeczywistym źródłem polityki, władcą i panem ludzi, de facto dyktatorem całej ludzkości…

Znowu podniósł rękę i potarł czoło. Ból stawał się nie do zniesienia. A oficjalne świętowanie całkowitej kontroli pewnie zajmie jeszcze z godzinę. Powinno mu się udać wykroić z tego dwadzieścia parę minut dla Looba Uzdrowiciela, nie wzbudzając podejrzeń Garommy. W tych dniach kryzysu Sługa Wszystkich musi być traktowany ze szczególną delikatnością. Niepewność, którą w nim wywołał, mogła go doprowadzić do podjęcia rozpaczliwej, samodzielnej decyzji. A taką możliwość, mimo iż nieprawdopodobną, należało zdusić w zarodku. Zbyt była niebezpieczna.

Przez chwilę Moddo słuchał, jak jakiś młodzieniec trajkocze o środkach i metodach, ugięciach krzywych i zbieżnych korelacji, cały ten statystyczny żargon, pod którym krył się blask rewolucji w psychologii przeprowadzonej przez niego, przez Moddo. Tak, powinno potrwać jeszcze z godzinę.

Trzydzieści pięć lat temu, pisząc pracę magisterską w Centralnej Szkole Pomaturalnej Służby Edukacji, w hałdach statystyk indoktrynacji masowej, nagromadzonych przez kilka wieków, odnalazł cudowny klejnot: koncepcję różnic indywidualnych.

Przez dłuższy czas uważał, że trudno się z tą koncepcją pogodzić: skoro cała nauka nastawiona była na kierowanie postawami ludzkimi w kategoriach milionów osób, rozważanie postaw i uczuć pojedynczego człowieka było tematem śliskim niczym węgorz. Świeżo złapany i wijący się w agonii.

Ale kiedy skończył pisać pracę i oddał ją — pracę na temat proponowanych technik osiągnięcia całkowitej kontroli, którą poprzednie władze wpisały do katalogu i szybko zapomniały — powrócił do zagadnienia indywidualnej indoktrynacji.

I przez następnych parę lat, nudząc się jak mops w Biurze Statystyki Stosowanej Służby Edukacji, zajął się problemem wyizolowania jednostki z grupy, czyli przeszedł od większego do mniejszego.

Jedno stało się jasne. Im młodszy materiał, tym łatwiejsze zadanie — dokładnie tak, jak w indoktrynacji masowej. Ale jeśli zaczynałeś od dziecka, potrzeba było lat, żeby zaczęło efektywnie działać podług twoich zamierzeń. Poza tym w przypadku dziecka trzeba było przeciwdziałać balastowi indoktrynacji politycznej, która wypełniała wczesne lata szkolne.

Potrzebny był młodzieniec, który już zdobył jakieś miejsce w hierarchii, ale który, z tych czy innych powodów, miał w sobie wielki nie zrealizowany — i niezindoktrynowany — potencjał. Najlepiej jeszcze, żeby to był ktoś z osobowością pełną lęków i żądz w rodzaju tych, które mogły posłużyć za drążki sterownicze.

Moddo całymi nocami przeglądał akta swoich kolegów w poszukiwaniu takiego człowieka. Znalazł dwóch czy trzech, którzy pasowali. Ten zdolniacha ze Służby Transportu, przypomniał sobie Moddo, przez jakiś czas wydawał się dość ciekawy. A potem natrafił na akta Garommy.

I Garomma okazał się idealny. Od początku. Typ władczy, ale sympatyczny, zdolny… i bardzo podatny na wpływy.

— Mógłbym się od ciebie wiele nauczyć — wyznał nieśmiało, gdy spotkał się z Moddo po raz pierwszy. — Ta Stolica to takie wielkie i skomplikowane mrowisko. Tyle się dzieje na raz. Od samego myślenia o tym dostaję zawrotów głowy. AJe ty się tu urodziłeś. Widać, że umiesz się poruszać wśród tych bagien i moczarów pełnych żmij.

W wyniku niedbałej pracy Komisarza Indoktrynacji Szóstego Okręgu strony rodzinne Garommy stały się ojczyzną całkiem sporej liczby quasi-niezależnych umysłów na różnych poziomach. Większość z nich dążyła prostą drogą do rewolucji, zwłaszcza po dekadzie rekordowo niskich zbiorów i wygórowanych podatków. Ale Garomma był ambitny, odwrócił się od swego chłopskiego środowiska i wszedł do niższych władz miejscowej Służby Bezpieczeństwa.

Dlatego kiedy wybuchło Powstanie Chłopskie w Szóstym Okręgu, jego zasługi dla niemal natychmiastowego stłumienia rebelii sprawiły, że szybko awansował. Co więcej, zwolniono go dzięki temu od inwigilacji i dodatkowej indoktrynacji dla dorosłych, której normalnie by go poddano, jako człowieka o podejrzanym pochodzeniu.

Oznaczało to, że gdy tylko Moddo przełamał pierwsze lody i zawarł z nim przyjaźń, miał do dyspozycji nie tylko wschodzącą gwiazdę, ale i niezwykle plastyczną osobowość.

Osobowość, na której mógł pracowicie wycisnąć własny obraz.

Przede wszystkim Garomma miał to wspaniałe poczucie winy za nieposłuszeństwo wobec ojca, wskutek czego w końcu opuścił farmę, a potem stał się donosicielem na własną rodzinę i jej sąsiadów. To poczucie winy, które stało się przyczyną lęków i nienawiści wobec wszystkiego, co się z nim wiązało, łatwo było skierować na osobę jego przełożonego, Sługi Bezpieczeństwa i zrobić z niego nową postać ojca.

Później, kiedy Garomma został Sługą Wszystkich, w dalszym ciągu zachował — przy niestrudzonej pomocy Moddo — to samo poczucie winy i ten sam obezwładniający strach przed karą, skierowany ku każdorazowemu Szefowi Bezpieczeństwa. Co było niezbędne, jeśli miał pozostać w nieświadomości, że prawdziwym jego panem jest zwalisty mężczyzna, który siedzi po jego prawicy i zawsze sprawia wrażenie nerwowego i zagubionego…

Potem zaczęła się edukacja. I reedukacja. Od początku Moddo uprzytomnił sobie, że trzeba pobudzać chłopską dumę Garommy i trochę się przed nią upokorzyć. Wywołał w nim przekonanie, że wywrotowe myśli, które mu poddawał, są jego własnym tworem, a nawet, że to on udomawia Moddo — ciekawe, że ten facet nie umiał uciec przed swym chłopskim pochodzeniem nawet w doborze metafor! — a nie odwrotnie. Ponieważ Moddo obmyślał plany na ich wielką przyszłość, nie chciał, żeby przeszkadzały mu w tym drobne urazy mogące powstać w stosunku do pana lub nauczyciela. Natomiast uczucie, jakiego doznaje się na widok psa, którego wierne oddanie stale podbudowuje jego właściciela i stwarza ściślejszą zależność, niż ten właściciel mógłby podejrzewać, było mu jak najbardziej na rękę.

A ten szok, jaki Garomma przeżył, kiedy zaczął sobie uświadamiać, że Sługa Wszystkich jest właściwie Dyktatorem Wszystkich! Moddo omal się nie uśmiechnął, kiedy sobie to przypomniał. No cóż, w końcu kiedy jego rodzice podsunęli mu ten pomysł przed laty w czasie wyprawy prywatnym jachtem, do czego ojciec miał prawo jako urzędnik Służby Rybołówstwa i Gospodarki Morskiej, czyż nie zgorszył się tak strasznie, że puścił rumpel i zwymiotował przez burtę? Utrata wiary jest w każdym wieku czymś strasznym, ale trudniej to przeżyć, im jesteś starszy.

Z drugiej strony Moddo w wieku sześciu lat stracił nie tylko wiarę, ale i rodziców. Zbyt często pozwalali sobie na luźne rozmowy z różnymi ludźmi, mylnie sądząc, że ówczesny Sługa Wszystkich zawsze będzie ślamazarą.

Potarł sobie skronie. Już dawno tak go nie bolała głowa! Musiał przynajmniej na piętnaście minut — na pewno uda się uciec chociaż na kwadrans — pójść do Looba. Uzdrowiciel postawi go na nogi na resztę dnia, który według wszelkich przewidywań będzie bardzo męczący. Musiał też uciec na trochę od Garommy, żeby powziąć jasną, osobistą decyzję, kto ma być następnym Sługą Bezpieczeństwa.