Выбрать главу

— Nie rozumiem — wtrąciła Zoe. — To znaczy?

— No cóż… Coraz więcej danych wskazuje, że kręgowce temiańskie nie mają mózgu w głowie! — wyjaśnił córce zoolog.

— Czemu żartujesz ze mnie? — oburzyła się Zoe.

— Nie żartuję. Łatwo sobie wyobrazić nawet u istot rozumnych mózg ułożony w dowolnej części ciała. Byle był należycie chroniony przed mechanicznym uszkodzeniem z zewnątrz.

— Dziwne rzeczy mówisz…

— Musimy wyzbyć się nawyku uczłowieczania myślących mieszkańców innych globów. Choć podstawowe atrybuty życia są podobne w całym wszechświecie, jak w ogóle wszystkie podstawowe właściwości przyrody — istnieje nieskończona mnogość dróg i ścieżek rozwoju. Na przykład istota rozumna to taka, która jest zaopatrzona w bardzo precyzyjny narząd zapamiętywania i modelowego przetwarzania informacji, czyli, jak my mówimy, myślenia. Lecz narząd ten nie musi mieścić się w głowie ani wyglądem przypominać mózgu ludzkiego.

— Nie powiedziałeś jednak, gdzie to prześwietlone zwierzę ma mózg — zwróciła się Zoe do Allana.

— W kręgosłupie. Ściślej mówiąc, rdzeń kręgowy rozszerza się lejowato i przechodzi w mózg umieszczony w puszce kostnej. Czaszka zaś, to właściwie oczoczaszka, bo głównym jej elementem jest para dużych, bardzo ruchliwych oczu. Powyżej wklęsły, chyba dobrze rozwinięty narząd słuchu. Paszcza zajmuje dolną partię głowy. Przynajmniej to możemy uważać za normalne — uśmiechnął się Allan.

— Jak duże jest to zwierzę?

— Z sylwetki i rozmiarów podobne do foki. To groźny drapieżnik.

— No to my pójdziemy obejrzeć te prześwietlenia, a wy sobie pogadajcie — zaproponował Renę, biorąc pod ramię Mary i Ingrid. Młodzi pozostali sami.

— Jakie tu, na Temie, wszystko ciekawe… — podjęła Zoe. — Czy wiecie już coś o przebiegu ewolucji w tym świecie? Więcej jest podobieństw czy różnic?

— Myślisz o podobieństwach i różnicach w rozwoju życia na Ziemi oraz na Temie?

— Tak.

Allan zastanawiał się przez chwilę.

— Jak wiesz, temiańskie życie jest o tyle zbliżone do ziemskiego, że tak samo opiera się na białku zanurzonym w wodzie jako płynie ustrojowym. Niezależnie od tej wspólnej podstawy, zbieżności idą dalej, niż mogliśmy się spodziewać. Już pierwociny życia na obu planetach musiały być bardzo podobne. Sądzimy, że również tutaj powstało ono w wodzie, od stadium koacerwatów i potem bardziej złożonych form, wciąż jeszcze bezstrukturalnych, awansując po kilkuset milionach lat do tak niezwykle skomplikowanej organizacji, jaką stała się pierwsza komórka. Spośród dwudziestu rodzajów aminokwasów wchodzących w skład'naszych białek, temiańskie zwierzęta i rośliny wykorzystują w swych strukturach białkowych aż trzynaście.

— Ale chyba są i duże różnice? Na przykład w oddychaniu.

— To z konieczności. Przy stężeniu tlenu w atmosferze mniejszym niż na szczycie Everestu, płuca, jakie znamy, nie mogłyby wystarczyć. Albo musiałyby być tak wielkie, że nie miałyby gdzie się pomieścić, albo przemiana materii przebiegałaby w tempie ogromnie zwolnionym. System oddechowy poszedł tu więc w innym kierunku, intensywnie wchłaniając tlen całą powierzchnią ciała.

— Wiem. Skórne oddychanie. Ojciec mówił, że na Ziemi jest grupa salamander bezpłucnych, którym ono wystarczy.

— Tamte płazy żyją w środowisku wilgotnym i dobrze natlenionym. Nie. To nie to. Wyższe zwierzęta temiańskie, które przez analogię nazwaliśmy kręgowcami, mają skomplikowany labirynt filtrujących narządów oddechowych umieszczonych tuż pod skórą. Na Ziemi nie powstało nic takiego, bo nie było potrzebne.

— A rośliny? Bardzo różnią się od ziemskich? Allan ożywił się.

— Zagadki temiańskiej Hory są wyjątkowo zagmatwane.

— Dlaczego? — spytała Zoe prostodusznie.

— Z wielu względów — zapalał się Allan. — Przede wszystkim barwa…

— Jak to? — przerwała dziewczyna. — Czyżby wszędzie rośliny musiały być akurat zielone, bo takie są na Ziemi? Allan przecząco potrząsnął głową.

— Nie dlatego. Ale jednak tutaj powinny być zielone.

— Wpadła mi w ręce, krótko przed moim wypadkiem, zajmująca broszura o dziejach ziemskiej roślinności. W końcowym rozdziale autor spekuluje, jak może wyglądać flora innych planet, zależnie od klimatu. Jeśli dobrze zapamiętałam, rośliny przystosowują się optycznie do temperatury w danym bio-topie i rozkładu energii w widmie macierzystego słońca.

— Masz słuszność. Z tego punktu widzenia, w surowym klimacie Temy, zwłaszcza przy cyklicznych nawrotach srogich mrozów, zbyt częstych na każdorazowe zrzucanie liści, barwa roślin powinna być podobna do wielu ziół arktycznych i wysokogórskich na Ziemi: błękitna, stalowoniebieska czy nawet granatowa. Pozwala to pochłaniać z obrębu widma świetlnego promieniowanie o dłuższej fali, niosące ciepło.

— No więc?… — zaczepnie rzuciła Zoe.

— Postaram się wyjaśnić ci moje obiekcje. Zresztą nie tylko moje. Barwa temiańskich roślin stanowi paradoks, nad którym łamiemy sobie głowy. To prawda, że liście w różnych odcieniach koloru niebieskiego pasują jak ulał do zimnego klimatu dzisiejszej Temy. Nie przystają natomiast do historii tutejszego życia.

— A więc już coś wiecie o tej historii?

— Każdy organizm ma za sobą długi rodowód — podjął Allan. — Jest to ciąg gatunków przekształcających się jedne w drugie z upływem epok i er geologicznych, zawsze w harmonii ze środowiskiem i zmieniającymi się w nim warunkami. Dotyczy to również tak istotnej sprawy jak zabarwienie roślin. Na Ziemi powstały one ponad dwa miliardy lat temu jako. flora bakteryjna w morzach. To ona dzięki zapoczątkowanej przez siebie fotosyntezie odmieniła skład chemiczny atmosfery, torując drogę rozwojowi zwierząt oddychających tlenem. Znacznie później, w erze paleozoicznej, kiedy życie — wpierw roślinne — zaczęło opanowywać lądy, w ówczesnym gorącym i dusznym klimacie przeważała w ulistnieniu flory barwa pomarańczowa, łososiowa i ognisto-czerwona. Dziś, po paruset milionach lat, naszą florę zdominowały rozmaite odcienie zieloności, ale reliktem z tamtych czasów jest właśnie takie zabarwienie młodych listków i świeżych pędów niektórych roślin, zwłaszcza tropikalnych, a także jesienne poczerwienienie liści wielu drzew strefy umiarkowanej.

— A jak było na Temie?

— Początkowo bardzo podobnie. Analiza próbek skał sprzed dwóch miliardów lat wykazała, że w tym samym czasie, co na Ziemi, również w pramorzach temiańskich dokonała się rewolucja chlorofilowa. Chyba zazwyczaj tak się dzieje w biosferach białkowych, bo chlorofil, jako porfiryna mogąca powstawać w przyrodzie na drodze abiologicznej, jest budulcem dostępnym. Wydaje się natomiast, że karotenoidy, barwiące liście różnymi odcieniami żółci i czerwieni, na Temie nigdy nie pełniły znaczniejszej roli w procesie fotosyntezy. Najpierw w morzach, a później na lądach, roślinność była tu zawsze zielona.

— Zawsze? To znaczy… do kiedy? Allan zamyślił się.

— Wiesz przecież, że Proxima świeciła znacznie jaśniej, a czerwonym karłem stała się niedawno, w skali kosmicznej i geologicznej niemal przed chwilą. Otóż przez parę miliardów lat swego istnienia Tema krążyła w odległości około dwudziestu milionów kilometrów od Proximy, po orbicie prawie kołowej. Miała klimat zbliżony do ziemskiego, zarówno pod względem temperatur, jak rozkładu stref geograficznych oraz pór roku. Ciśnienie jej atmosfery było nieco mniejsze niż teraz. Różnorodne dane upewniają, że przed dwoma tysiącami lat, mniej więcej w tym czasie, gdy Proxima przygasła, wydarzył się w tym układzie planetarnym zagadkowy kataklizm, który między innymi tak ogromnie przybliżył Temę do Proximy, przy równoczesnym wydłużeniu jej eliptycznego toru. Gwałtownie wzmogła się działalność wulkaniczna w związku z przechodzeniem Temy w periastronie[21] bardzo blisko macierzystej gwiazdy, kiedy powstają silne naprężenia warstw skalnych w takt przypływów w skorupie planety. Wskazują na to powierzchniowe pokłady młodych skał wylewnych i tufów wulkanicznych.

вернуться

21

Periastron — punkt orbity ciała obiegającego gwiazdę, położony najbliżej tej gwiazdy.