Выбрать главу

Przez mniej więcej minutę panowała cisza; w tym czasie kardiolog słuchał pracy serca Grega, a potem wydawał polecenia, których Joanna nie dosłyszała.

— Tak jest — potaknęła Vielle.

Znowu wymruczane instrukcje.

— Chcę się widzieć ze Stephanie, gdy tylko tu przyjedzie — domagał się Greg.

— Odwiedzi pana na górze — poinformował go kardiolog. — Zabieramy pana na oddział intensywnej opieki kardiologicznej, panie Menotti. Najwyraźniej miał pan zawał mięśnia sercowego i musimy…

— To niedorzeczne — sprzeciwił się Greg. — Nic mi nie jest. Rąbnął mnie kawałek lodu i straciłem przytomność, kropka. Nie miałem żadnego zawału… — Nagle zapadła cisza.

— Panie Menotti? — odezwała się Vielle. — Greg?

— Reanimacja! — krzyknął kardiolog. — Zostaw to łóżko i szybko wózek do nagłych wypadków!

Rozległ się alarm reanimacyjny i do pokoju nagle wbiegło kilka osób. Joanna się cofnęła.

— Resuscytacja krążeniowo-oddechowa — nakazał kardiolog i dodał jeszcze coś, czego Joanna nie dosłyszała. Alarm wciąż dźwięczał przerywanym, ogłuszającym brzęczeniem. Czy to brzęczenie czy dzwonienie?, pomyślała od rzeczy Joanna. A potem zastanowiło ją, czy taki dźwięk słyszą ludzie, zanim wejdą do tunelu.

— Dawajcie tu elektrody — krzyknął lekarz. — I wyłączcie ten cholerny alarm.

Brzęczenie ustało. Stojak na kroplówkę dźwięknął metalicznie.

— Uwaga, defibrylacja. Strzelamy — oznajmił kardiolog. — Rozległo się innego rodzaju brzęczenie. — Jeszcze raz. Strzelamy. — Przerwa. — Dokładamy jeden amper.

— Za daleko — rozległ się głos Grega Menottiego, a Joanna odetchnęła.

— Mamy go — powiedział ktoś, a ktoś inny dodał: — Sinusoida rytmu w normie.

— Jest za daleko — odezwał się Greg. — Nigdy nie zjawi się tutaj na czas.

— Owszem, zjawi się — stwierdziła Vielle. — Stephanie już jedzie. Będzie za kilka minut.

Kolejna przerwa. Joanna wsłuchała się w spokojne piski dobiegające z kardiomonitora.

— Ciśnienie? — spytał kardiolog.

— Osiemdziesiąt na sześćdziesiąt.

— Nie — ze złością zaprzeczył Greg. — Pięćdziesiąt osiem. Nie uda się jej przybyć na czas.

— Była tylko kilka ulic stąd — wyjaśniła Vielle. — Pewnie już parkuje. Cierpliwości, Greg.

— Pięćdziesiąt osiem — upierał się Greg, a na oddział pośpiesznie weszła ładna blondynka w niebieskiej parce.

Asystentka pielęgniarki, która wcześniej znajdowała się w pokoju, pobiegła za nią, wołając:

— Proszę pani! Musi pani zostać w poczekalni. Proszę pani, nie może tam pani wchodzić.

Blondynka popchnęła drzwi.

— Greg, Stephanie przyjechała. — Joanna usłyszała głos Vielle. — Mówiłam ci, że tu się zjawi.

— Greg, to ja, Stephanie — płaczliwie jęknęła blondynka. — Jestem tu.

Cisza.

— Siedemdziesiąt na pięćdziesiąt — stwierdziła Vielle.

— Na chwilę zostawiłam komórkę w samochodzie, kiedy poszłam robić zakupy w spożywczym. Przepraszam. Przyjechałam najszybciej, jak mogłam.

— Sześćdziesiąt na czterdzieści i spada.

— Nie — szepnął słabym głosem Greg. — Za daleko dla niej.

Linia na monitorze się wyprostowała.

Rozdział 2

„Mijamy Forked River. Kurs Lakehurst”.

Ostatnia telegraficzna wiadomość z pokładu Hindenburga

— Czy na pewno przekazała pani, że jej szukam? — spytał Richard Wright dyżurną pielęgniarkę.

— Z całą pewnością, panie doktorze — potwierdziła. — Podałam jej pański numer, kiedy zjawiła się tutaj dziś rano.

— Kiedy to było?

— Mniej więcej godzinę temu — wyjaśniła. — Przeprowadzała wywiad z pacjentem.

— I nie wie pani, dokąd poszła?

— Nie. Mogę udostępnić panu numer jej pagera.

— Mam numer jej pagera — burknął Richard. Od rana wydzwaniał na jej pager i ani razu nie odpowiedziała. — Zdaje się, że nie ma go przy sobie.

— Szpitalne przepisy zmuszają cały personel do stałego noszenia pagerów — pouczyła go pielęgniarka i sięgnęła po receptę.

No tak, pomyślał, gdyby miała go przy sobie, moje życie byłoby znacznie prostsze. Wiedział, że ten przepis jest absurdalny — sam często wyłączał pager na pół dnia. Gdyby tego nie robił, wciąż by mu ktoś przeszkadzał. Jeśli swoimi wiadomościami, narobił doktor Lander kłopotów, nie bardzo przypadnie jej do gustu perspektywa współpracy z nim.

— Później prześlę jej wiadomość — oznajmił pośpiesznie. — Powiedziała pani, że przeprowadzała wywiad z pacjentem. Którym?

— Z panią Davenport. Z dwieście czternaście.

— Dziękuję — zakończył rozmowę i poszedł do pokoju 214.

— Pani Davenport? — zwrócił się do siwej kobiety w łóżku. — Szukam doktor Lander i…

— Ja też — zjeżyła się pani Davenport. — Całe popołudnie wysyłam jej wiadomości na pager.

Znalazł się w punkcie wyjścia.

— Powiedziała mi, że mogę poprosić pielęgniarkę o przesłanie jej informacji, jeśli przypomnę sobie coś w związku z doświadczeniami granicznymi — wyjaśniła pacjentka. — Siedzę tu i przypominam sobie najrozmaitsze rzeczy, a ona nie przychodzi.

— Nie mówiła, dokąd się wybiera po rozmowie z panią?

— Nie. Jej pager zadzwonił, kiedy byłam w środku opowieści, i musiała gdzieś pobiec.

Zadzwonił pager. A więc przynajmniej wtedy był włączony. A skoro gdzieś pobiegła, na pewno pojawił się nowy pacjent. Może ktoś reanimowany? Gdzie to mogło być? Na kardiologii?

— Dziękuję — pożegnał się i ruszył do drzwi.

— Kiedy pan ją znajdzie, proszę jej powiedzieć, że przypomniało mi się, jak opuściłam ciało. Czułam się tak, jakbym się unosiła nad stołem operacyjnym, wpatrując się w dół. Widziałam pielęgniarki i lekarzy krzątających się przy mnie, jeden powiedział: „To nie ma sensu, straciliśmy ją” i właśnie wtedy usłyszałam brzęczenie, i weszłam do tunelu. I…

— Powtórzę — przerwał Richard, wyszedł na korytarz i skręcił w stronę pokoju pielęgniarek.

— Pani Davenport powiedziała, że podczas wywiadu doktor Lander otrzymała wiadomość — zwrócił się do pielęgniarki. — Czy mogę skorzystać z telefonu? Muszę zadzwonić na kardiologię.

Pielęgniarka wręczyła mu telefon i znacząco odwróciła się plecami.

— Jaki jest wewnętrzny na kardiologię? Chciałbym…

— Trzydzieści pięć zero dwa — odezwała się ładna blondynka, wchodząc do pokoju. — Szuka pan Joanny Lander?

— Zgadza się — przytaknął w wdzięcznością. — Wie pani, gdzie ją znaleźć?

— Nie — stwierdziła, przyglądając mu się spod rzęs. — Ale wiem, gdzie może być. Na pediatrii. Dzwonili stamtąd wcześniej, szukali jej.

— Dzięki. — Odłożył słuchawkę. — Jak mam tam trafić? Jestem tu od niedawna.

— Wiem. — Uśmiechnęła się skromnie. — Doktor Wright, prawda? Mam na imię Tish.

— Na którym piętrze jest pediatria? — dopytywał się. — Windy są tam, zgadza się?

— Tak, ale pediatria jest w zachodnim skrzydle. Najłatwiej tam trafić przez endokrynologię. — Wyciągnęła rękę w przeciwną stronę. — Trzeba pójść schodami na czwarte i przejść przez… — Urwała i uśmiechnęła się. — Lepiej będzie, jak pana zaprowadzę. Trudno tam trafić.