Выбрать главу

— Nie mam pojęcia. — Zastanawiał się, czy rozmowa na takie niebezpieczne tematy z małą chorą dziewczynką to dobry pomysł. — To musi być okropne.

— Myślę, że ja bym puściła. — Maisie kiwnęła głową. — Był jeszcze jeden facet…

— Maisie, naprawdę muszę już iść. Nie chcę się minąć z panią doktor Lander.

— Niech pan zaczeka! Jak pan ją spotka, proszę jej powiedzieć, że mam jej coś do powiedzenia. W sprawie doświadczeń granicznych. Niech pan powtórzy, że jestem w pokoju trzysta pięćdziesiąt sześć.

— Dobrze — obiecał i wstał.

— To o członku załogi Hindenburga, który siedział na balonie, kiedy doszło do eksplozji. On…

W takich warunkach spędzi tutaj resztę dnia.

— Idę, Maisie — oznajmił i wyszedł, nie czekając na sprzeciw. Pośpieszył korytarzem, skręcił w lewo i od razu się zgubił. Musiał się zatrzymać i spytać przygodnego sanitariusza, jak trafić do łącznika.

— Musi pan cofnąć się tym korytarzem, skręcić w prawo i pójść prosto do końca holu — objaśnił sanitariusz. — Dokąd chce pan dojść?

— Na internę.

— To w głównym budynku. Najszybciej dojdzie pan prosto tym korytarzem, skręci w lewo, znowu prosto, aż do drzwi z napisem „Dla personelu”. Za nimi znajduje się klatka schodowa. Zejdzie pan na dół, na pierwsze piętro, przejdzie korytarzem, minie radiologię, dojdzie do windy technicznej i z powrotem pojedzie na drugie piętro.

Richard właściwie biegł ostatnim korytarzem, obawiając się, że doktor Lander pojawi się i zniknie, jednak jeszcze nie zastał jej na miejscu.

— Przynajmniej ja jej nie widziałam — wyjaśniła dyżurna pielęgniarka. — Może jest z panią Davenport.

Poszedł do pokoju pani Davenport, ale tam także nie zastał Joanny.

— Żałuję, że jej tu nie ma — poskarżyła się pani Davenport. — Mam tyle do powiedzenia, jej i panu Mandrake’owi. Kiedy unosiłam się nad swoim ciałem, słyszałam, jak lekarz mówi…

— Pan Mandrake? — spytał Richard.

— Maurice Mandrake — potwierdziła pacjentka. — To autor Światła na końcu tunelu. Bardzo mu się spodoba, że przypomniałam sobie o…

— Wydawało mi się, że wywiad przeprowadzała doktor Lander.

— Rozmawiałam z obojgiem. Widzi pan, oni ze sobą współpracują.

— Współpracują?

— Tak mi się wydaje. Oboje przyszli i ze mną rozmawiali.

To nie znaczy, że ze sobą współpracują.

— …chociaż muszę przyznać, że ona nie jest tak sympatyczna, jak pan Mandrake. On się bardzo interesuje wszystkim, co mu się opowiada.

— Czy doktor Lander powiedziała pani, że współpracuje z panem Mandrakiem?

— No, niezupełnie — zmieszała się pani Davenport. — Uznałam… Pan Mandrake pisze nową książkę o wiadomościach z Tamtej Strony.

Jeśli istniała choćby niewielka możliwość, że Mandrake i doktor Lander ze sobą współpracują… Chryste Panie, wiadomości od zmarłych.

— Pani wybaczy — przerwał gwałtownie i wyszedł z pokoju, wpadając prosto na wysokiego siwego mężczyznę w garniturze w wąskie paski. — Przepraszam — mruknął Richard i usiłował obejść nieznajomego, lecz ten złapał go za rękę.

— Doktor Wright, prawda? — spytał mężczyzna, poufale potrząsając ręką lekarza. — Właśnie szedłem spotkać się z panem. Chciałbym porozmawiać na temat pańskich badań.

Richard zachodził w głowę, z kim rozmawia. Badacz zainteresowany podobną tematyką? Skąd, garnitur mężczyzny wyglądał na bardzo kosztowny, a włosy były zbyt starannie ułożone. Członek rady nadzorczej szpitala.

— Chciałem porozmawiać z panem, jak tylko wpadnę do pani Davenport, a oto niespodzianka — stwierdził nieznajomy. — Jak rozumiem, słuchał pan jej opowieści dotyczącej doświadczeń granicznych, czy też, jak to wolę nazywać, wspomnień z życia po śmierci, bo przecież właśnie o to chodzi. Krótkie zetknięcie z tym, co nas czeka, wiadomość zza grobu.

Maurice Mandrake, pomyślał Richard. Cholera. Mógł go rozpoznać, przecież widział jego twarz na okładkach książek. Poza tym powinien myśleć, dokąd chodzi.

— Ogromnie się cieszę, że pracuje pan z nami w Szpitalu Miłosierdzia — wyznał Mandrake. — A zatem nauka wreszcie uznaje istnienie życia po śmierci. Nauka i jednostki badawcze często nie wykazują zrozumienia dla idei nieśmiertelności. Bardzo mi przyjemnie, że w pana wypadku jest inaczej. No tak, a czy mógłby mnie pan wtajemniczyć w istotę pańskich badań.

— Proszę mi wybaczyć, ale naprawdę nie mogę teraz z panem rozmawiać. Muszę iść na spotkanie — wyjaśnił Richard, lecz Mandrake ani myślał pozwolić mu odejść.

— Fakt, że ludzie, którzy doświadczyli śmierci klinicznej, stale opowiadają o tych samych wspomnieniach, dowodzi, że nie mamy do czynienia ze zwykłymi halucynacjami.

— Doktorze Wright? — zawołała pielęgniarka siedząca za biurkiem. — Czy nadal pan szuka doktor Lander? Właśnie ją zlokalizowałyśmy.

— Jo? — westchnął z zachwytem Mandrake. — Idzie pan na spotkanie właśnie z nią? Cudowna dziewczyna. Współpracujemy ze sobą.

— Współpracujecie? — Richardowi zamarło serce.

— Ależ oczywiście. Nawiązaliśmy bliską współpracę przy okazji wielu przypadków.

Mogłem się tego domyślić, zmartwił się Richard.

— Oczywiście, każde z nas kładzie nacisk na inny aspekt problemu — ciągnął Mandrake. — Obecnie zajmuję się kwestią przekazu z doświadczeń granicznych. Poza tym stosujemy odmienne metody badawcze — uzupełnił, lekko marszcząc czoło. — Czy ma pan się z nią spotkać tutaj? Zwykle bardzo trudno ją zastać.

— Niestety, nie jestem umówiony z doktor Lander — zaprzeczył Richard. Odwrócił się do dyżurnej pielęgniarki. — Nie, nie zamierzam się z nią spotykać.

Mandrake ponownie chwycił go za rękę.

— Bardzo mi było miło pana poznać, panie doktorze, i cieszę się, że nawiążemy współpracę.

Po moim trupie, odparł w myślach Richard. Na pana miejscu nie liczyłbym na jakiekolwiek wiadomości ode mnie z tamtego świata.

— Muszę porozmawiać z panią Davenport — oznajmił Mandrake, jakby to Richard go zatrzymywał, po czym zniknął za drzwiami.

Powinien się tego domyślić. Badania dotyczące śmierci klinicznej mogą się sprowadzać do zbierania danych, przygotowywania opracowań statystycznych, publikacji artykułów w „The Psychology Quarterly Review”, a nawet wywierania korzystnego wrażenia na dzieciach, ale to wszystko było tylko zasłoną. W gruncie rzeczy ludzie stojący za takimi badaniami to współcześni spirytualiści, którzy pod pseudonaukową przykrywką usiłują nadać pozory wiarygodności sprawom faktycznie związanym z religią. Richard ruszył ku windom.

— Panie doktorze! — zawołała za nim Tish.

Odwrócił się.

— Oto ona! — Tish zwróciła się w stronę młodej kobiety w spódnicy i kardiganie, idącej do pokoju pielęgniarki dyżurnej. — Pani doktor — odezwała się do Joanny, gdy stanęły obok siebie. — Pan doktor Wright chciałby z panią rozmawiać.

— Powiedz mu, że jestem… — zaczęła Joanna.

— On tutaj stoi — przerwała Tish, machając ręką na Richarda. — Panie doktorze, znalazłam ją dla pana.

Niech cię diabli, Tish, pomyślał. Jeszcze minuta i bym stąd zniknął. No i co ja mam teraz powiedzieć doktor Lander?

Podszedł bliżej. Wbrew słowom Tish, Joanna nie wyglądała jak szara myszka, i choć faktycznie nosiła okulary, to miały one drucianą oprawkę i nadawały jej twarzy bystry wyraz. Miała orzechowe oczy i brązowe włosy, spięte srebrnymi spinkami.