Выбрать главу

Twarz prezydenta zniknęła z ekranu i na tłum runęła muzyka. Raz jeszcze pojawiły się rozbiegane litery. Leżący na ziemi mężczyzna był chudy i miał na sobie jedynie jakieś szmaty i łachmany. Andy pomógł mu wstać; napotkał spojrzenie błękitnych, niemal przejrzystych oczu. — Bóg otrze wszelką łzę z oczu ich… — powiedział Piotr chrapliwie, skóra na, kościach policzkowych napięła się niebezpiecznie. — I śmierci już więcej nie będzie, ani smutku, ani płaczu, ani cierpienia już nie będzie: albowiem pierwsze rzeczy już przeminęły. I rzekł Ten, który siedział na tronie. Patrzcie, oto wszystko nowym czynię.

— Nie tym razem — powiedział Andy podtrzymując go, by znów nie upadł. — Może pan wracać do domu.

— Do domu? — Piotr zamrugał nieprzytomnie, gdy te słowa do niego dotarły. — Nie ma już domu, nie ma świata, gdyż nadeszło millenium i wszyscy będziemy sądzeni. Tysiąc lat minęło i Jezus Chrystus powróci, by objąć panowanie chwalebnie na Ziemi.

— Może to nie w tym stuleciu — Andy wyprowadził mężczyznę z tłumu. — Jest już po północy, mamy nowe stulecie i nic się nie zmieniło.

— Nic się nie zmieniło? — krzyknął Piotr. — To Armageddon, coś musi się zmienić! — Przerażony wyrwał ramię z uścisku Andy’ego i ruszył przed siebie, lecz odwrócił się, zanim przeszedł parę kroków.

— Świat musi się skończyć! — zawołał nabrzmiałym od cierpienia głosem. — Czar taki świat może trwać jeszcze przez tysiąc lat, taki świat? TAKI ŚWIAT? — a potem ludzie weszli między nich i zniknął.

Taki świat? Andy myślał o tym, przeciskając się przez rozpraszający się z wolna tłum. Był zmęczony; potrząsnął głową, by oprzytomnieć, wyprostował się. Służba się jeszcze nie skończyła.

Teraz, gdy entuzjazm opadł; ludzie zaczynali odczuwać zimno i tłum szybko topniał. W szeregach pojawiały się coraz liczniejsze luki, coraz nowe postacie odchodziły, pochylając głowy przed lodowatym wiatrem wiejącym od morza. Wokół narożnika Czterdziestej Czwartej Ulicy strażnicy z hotelu Astor oczyszczali z ludzi podjazd dla riksz. Wyjście od Ósmej Alei było jasno oświetlone, pierwszy gość pojawił się pod markizą w chwili, gdy Andy mijał róg. Futra, suknie wieczorowe, czarne spodnie smokingów pod czarnymi płaszczami z astrachańskimi kołnierzami. Musiało tam się dziś bawić dobre towarzystwo. Coraz więcej strażników i gości wylewało się ze środka i stawało przy krawężniku. Rozległy się kobiece śmiechy, ileś głosów zawołało: Szczęśliwego Nowego Roku!

Andy manewrował tak, by przeciąć drogę grupie ludzi wychodzących z placu i kierujących się w Czterdziestą Czwartą Ulicę. Gdy się obrócił, ujrzał Shirl. Stała na chodniku czekając na rikszę i z kimś rozmawiała.

Nie zwrócił uwagi ani na jej towarzystwo, ani na strój. Widział tylko jej twarz, poznawał charakterystyczny sposób, w jaki jej opadały włosy, gdy przechylała głowę. Śmiała się, mówiła coś pospiesznie do ludzi, którzy z nią byli. Potem wsiadła do rikszy, zaciągnięto daszek i zniknęła.

Wiatr niósł teraz gęsty, zmarznięty śnieg, który osiadł na popękanych płytach Times Square, kłębił się w podmuchach. Zostało już bardzo mała ludzi, a i oni kwapili się wyraźnie do odejścia. Andy nie miał już tu nic do roboty. Wypełnił obowiązek, mógł zacząć rutynowy obchód poza centrum. Przypiął pałkę do pasa i ruszył w kierunku Siedemnastej Alei. Jaśniejący wciąż ekran gigantycznego telewizora rzucał na jego płaszcz niepotrzebny nikomu blask, który skrzył się w każdym topniejącym płatku śniegu, aż w końcu Andy minął róg budynku i zginął w nieprzeniknionym mroku.

Przez ekran ponad pustym placem wciąż goniły się litery.

ZE SPISU POWSZECHNEGO: WYNIKA, ŻE STANY ZJEDNOCZONE MIAŁY NAJLEPSZY ROK, JAKI KIEDYKOLWIEK KOŃCZYŁ STULECIE

WIELKIE STANY ZJEDNOCZONE LICZĄ 344 MILIONY OBYWATELI

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO STULECIA!

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

Koniec