Выбрать главу

Mówiąc tak mocno przesadzał, gdyż u wód fiordu plony były zawsze lepsze niż w głębi lądu. Kiedy tu już zieleniły się brzozy, wysoko w górskich wioskach drzewa trwały w zimowym uśpieniu. Ale Grjot chętnie garnął do siebie wszystko, nawet cudzą własność.

– Prosiłem Gudmunda, by oddał mi ziemie, które mi się prawowicie należą. Groziłem mu, żebrałem, błagałem. Próbowałem układów, uciekałem się do przemocy. Niestety, na darmo. Gudmund jest silny i wie o tym doskonale. Odkryłem jednak jego słaby punkt… – Grjot zamilkł na chwilę, Ravn zaś czekał cierpliwie. Jego twarz o obcych rysach zdawała się nieruchoma, niczym wykuta w kamieniu. – Tym czułym punktem jest jego córka – wycedził Grjot, pochylając się do przodu. – Przyprowadź mi to dziecko, Ravn! Tylko ty jesteś na tyle sprytny i nieulękły, by tego dokonać.

– Po co ci ona, panie?

Grjot wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a jego długi spiczasty nos omal nie zetknął się z wystającą brodą.

– Zażądam od Gudmunda zwrotu wszystkich dóbr zagarniętych przez jego ród w zamian za uwolnienie jego córki.

– To może okazać się trudne – wtrącił Fredrik przymilnym głosem. – Król…

– Król? – parsknął Grjot. – Królem jest dziecko, które nie opuszcza granic Danii i pozwala rządzić swej matce. Norweskie prowincje nic go nie obchodzą! Zapamiętaj tylko jedno, Ravn – zwrócił się do swego wojownika. – Dziewczynie włos nie może spaść z głowy, bo stanie się dla nas bezwartościowa. Od tego zależy życie, twoje i jej! Rozumiesz?

Ravn skinął głową.

– Może byś ją poślubił, panie? – zapytał Fredrik. – Nie sądzisz, że to dobry pomysł?

– Poślubić? – zaśmiał się szyderczo Grjot – Ostatnio gdy ją widziałem, nie umiała jeszcze dobrze mówić. A to było nie tak znów dawno. Jeszcze wiele lat upłynie, nim dziewczyna osiągnie odpowiedni do zamążpójścia wiek. Nie zamierzam czekać tak długo.

Fredrik pokiwał głową z udawanym zrozumieniem.

– Rzeczywiście, masz rację, panie. Jest za młoda – stwierdził, a w myślach dopowiedział: A ty jesteś stary cap, umrzesz, nim ta mała dorośnie.

Potem razem z Grjotem przedstawił Ravnowi plan uprowadzenia dziewczyny. Młody wojownik przysłuchiwał się uważnie, wykrzywiając usta w okrutnym uśmieszku. Oczy w oprawie ciemnych gęstych rzęs zalśniły stalowym blaskiem. Jego twarz byłaby niezwykle urodziwa, gdyby nie ten przerażający chłód, jaki się zawsze na niej malował.

Dwa dni później Tova pomagała swej matce wietrzyć zimową odzież. Stanęła w drzwiach i marszcząc brwi, popatrzyła na stojącą obok chatę.

Matka podeszła bliżej i chwyciła ją za ramię.

– Wejdź do środka i pomóż mi wreszcie – powiedziała ostro. – Znów ci się coś roi w głowie.

– Mamo, czy jesteś pewna, że nikt tu nie mieszka?

– Od śmierci twego dziadka ze strony ojca nikt. A to już wiele lat.

– Ale ja…

– Przywidziało ci się! Doprawdy dość już mam wysłuchiwania bzdur o postaciach krążących nocą w pobliżu chaty, o szeptach i cichych rozmowach!

– Czy mogłabym spać gdzie indziej, mamo? Okno alkierza wychodzi prosto na tę okropną ruinę.

– Porozmawiam o tym z ojcem. Uważam, że stanowczo zbyt długo prześladują cię te koszmary. Przecież to zaczęło się już podczas przesilenia wiosennego!

– Najlepiej byłoby spalić tę chatę – stwierdziła Tova i poczuła przebiegający jej po plecach dreszcz.

– Zwariowałaś? Budynki stoją tak blisko siebie, ogień rozprzestrzeniłby się w okamgnieniu. Lepiej przestań ciągle o tym myśleć! Doprawdy, martwię się o ciebie, Tova.

Dziewczyna popatrzyła na matkę z wyrzutem.

– Przecież każdy wie, że istnieje świat ukryty przed ludzkim wzrokiem!

– To prawda, ale istoty nadprzyrodzone nie wyglądają tak, jak je opisujesz. Nikt jeszcze nie widział takich okropności, o których ciągle bredzisz: mężczyzna z kamienną głową, kobiety ciągnące trumnę ze zwłokami… Drzwi do chaty są zamknięte, klucz dawno gdzieś zaginął, niemożliwe więc, by ktoś mógł wejść do środka. Chodź już i pomóż mi, dziecko!

Tova posłusznie zajęła się pracą, ale nie przestawała rozmyślać. Trzy razy w mroku wiosennych nocy widziała zjawy, słyszała szepty. Czy to mogły być senne koszmary? O, nie!

Do izby weszła służąca i ukłoniła się z pokorą.

– Ksiądz dobrodziej życzy sobie widzieć panienkę Tovę. Przysłał mnicha. Wprowadziłam go do sali rycerskiej. Czy zechce pani pójść do niego?

– A po co księdzu Tova? – matka dziewczyny zdumiała się tak bardzo, że ze zdenerwowania wszystko wypadło jej z rąk.

Służąca potrząsnęła głową.

– Nie wiem. Chyba chodzi o jakieś nabożeństwo.

– Akurat teraz, kiedy mój mąż wyjechał i wszystko na mojej głowie! Nie, Tova, ty tu poczekasz. Sama pójdę do sali rycerskiej i porozmawiam z mnichem. Dowiem się, o co chodzi.

Ale Tova nie należała do tych dziewcząt, które, siedzą tam, gdzie im kazano. Wychowana wśród kochających ją ludzi wyrosła na osobę pewną siebie. Odczekała chwilę, a potem podkradła się do masywnych drzwi prowadzących do sali rycerskiej i zajrzała przez szparę.

Obok matki stał odwrócony plecami do Tovy wysoki mnich z pokornie pochyloną głową.

Matka dostrzegła córkę i trochę rozgniewana jej nieposłuszeństwem, zawołała ją do środka. Ale nie łajała jej przy gościu.

– Chodzi o poświęcenie pól należących do kościoła – wyjaśniła. – Ksiądz był bardzo zadowolony z twojego udziału w procesji. Przysłał mnicha, żeby przyprowadził cię do doliny. Uroczystości nie potrwają długo, nim zapadnie wieczór, wrócisz do domu. Ale oczywiście nie możesz iść sama, zdecydowałam, że pójdę z tobą.

Mnich podniósł głowę, ale jego twarz pozostała przysłonięta kapturem.

– To niemożliwe – powiedział. – Zgodnie z nakazem duchownego wstęp na kościelne pola mają dziś wyłącznie osoby czyste i niewinne.

– W takim razie poślę którąś ze służących.

– Cóż można wiedzieć o służących? – rzucił mnich nieoczekiwanie ostrym tonem, ale zaraz dodał łagodniej: – Proszę się nie obawiać, łaskawa pani, pod moją opieką pani córka będzie całkowicie bezpieczna. Zatroszczę się, by wróciła do domu cała i zdrowa przed zachodem słońca.

Tova popatrzyła na jego szerokie barki, rysujące się pod zarzuconą na habit peleryną, i poczuła mrowienie w całym ciele. Głos mnicha wywoływał w niej dziwne wibracje.

Nagle znowu wróciła nieznośna myśl, prześladująca ją od dawna: „Co też zakonnicy noszą pod habitem?” i z trudem powstrzymała się od śmiechu.

Matka, dumna z zaszczytu, jaki przypadł jej córce, ale zdenerwowana tym, że musi sama podjąć decyzję, w końcu niechętnie wyraziła zgodę, by córka poszła z mnichem sama.

– Idź szybko do swojego pokoju i załóż odświętną suknię, ale nie wkładaj żadnych ozdób! I rozpuść włosy. Najlepiej ubierz się tak samo, jak ostatnio. Nie zapomnij o pelerynie! Dziś jest chłodno.

Tova pomknęła jak strzała do swego pokoju. W gorączkowym pośpiechu przebrała się w odświętną suknię.

Chociaż uczestnictwo w nabożeństwach nie wydawało jej się znów takie fascynujące, jednak stanowiło urozmaicenie w dość jednostajnym życiu, jakie wiodła we dworze. Tova lubiła chodzić do wsi, mijać po drodze pola i zagrody sąsiadów, patrzeć na rzekę płynącą przez dolinę.