– I co teraz czujesz? – spytała cicho, odgarniając włosy z twarzy Holly.
Holly wbiła wzrok w swoje ręce. Usiłowała wziąć się w garść. Ale nic z tego nie wyszło, jej ramiona zaczęły drgać.
– Och, dziecko… – szepnęła smutno Elizabeth i przysunęła się do córki. – Rozumiem, że to boli.
Holly nie mogła się opanować. Wtem trzasnęły drzwi wejściowe.
– Jesteśmy! – zawołała Ciara.
– To świetnie – powiedziała Holly, kładąc głowę na piersi mamy.
– Gdzie są wszyscy? – krzyczała Ciara, trzaskając drzwiami w całym domu.
– Poczekaj, kochanie! – odkrzyknęła Elizabeth, zniecierpliwiona, że przeszkodzono jej w ważnej rozmowie z Holly.
– Mam wiadomość! – Jej głos nasilał się w miarę, jak zbliżała się do salonu. Po chwili wparował do niego Mathew, który niósł Ciarę na rękach. – Wracam z Mathew do Australii! – obwieściła rozradowana. Urwała na widok roztrzęsionej siostry w objęciach mamy. Zeskoczyła z rąk Mathew, oboje wyszli, zamykając cicho drzwi.
– I na dodatek Ciara wyjeżdża.
Holly rozszlochała się teraz na dobre, a Elizabeth zapłakała cicho razem z nią.
Do późna w nocy zwierzała się matce z przeżyć ostatnich miesięcy. I chociaż Elizabeth nie szczędziła jej ciepłych słów, Holly nadal czuła się jak w potrzasku. Przenocowała w pokoju gościnnym, a nazajutrz rano obudził ją kociokwik typowy dla tego domu. Aż uśmiechnęła się, słysząc znajome odgłosy – brat i siostra biegali po domu i wykrzykiwali, że się spóźnią, jedno na uczelnię, drugie do pracy. Świat najzwyczajniej kręcił się dalej i nie było dostatecznie dużego klosza, by mogła się schować.
Koło południa tata podrzucił Holly do domu i wcisnął jej czek na pięć tysięcy euro.
– Nie mogę przyjąć – odmówiła bardzo wzruszona jego gestem.
– Weź – poprosił serdecznie. – Pozwól sobie pomóc, kochanie.
– Zwrócę co do centa – obiecała, przytulając go mocno.
Stała w drzwiach i machała odjeżdżającemu ojcu. Spojrzała na czek i natychmiast poczuła, że spadł jej ciężar z barków. W jednej chwili uświadomiła sobie dwadzieścia pilnych potrzeb i po raz pierwszy nie było wśród nich wydatków na ciuchy.
Usiadła w pustym pokoju przy komputerze i zaczęła pisać życiorys. Dopiero po dwóch godzinach wydrukowała zadowalającą wersję. Roześmiała się, pełna nadziei, że przekona przyszłych chlebodawców, którzy uwierzą w jej przydatność zawodową. Ubrała się elegancko i pojechała do agencji pośrednictwa pracy samochodem, który wreszcie mogła zatankować. Przestaje tracić czas. Skoro Gerry polecił jej znaleźć pracę, to znajdzie.
Kilka dni później siedziała na jednym z nowych krzeseł w ogrodzie za domem i popijała czerwone wino. Przyglądała się pięknie zagospodarowanej przestrzeni, nabierając przekonania, że ogrodem zajmuje się jakiś tajemniczy fachowiec. Wciągnęła w nozdrza słodki zapach kwiatów. Była ósma wieczorem, powoli się ściemniało. Kończyły się długie jasne wieczory, świat znów się szykował do zimowego snu.
Przypomniała sobie wiadomość, którą zastała pewnego dnia na sekretarce automatycznej. Zadzwoniono z biura pośrednictwa pracy. Urzędniczka poinformowała ją przez telefon, że na jej ofertę przyszło wiele odpowiedzi i że wyznaczono jej już spotkanie. Szef dublińskiego wydawnictwa poszukuje pracownika do działu sprzedaży reklam. Nie miała w tej dziedzinie żadnych doświadczeń. Ale przecież Gerry kazał jej mierzyć wysoko…
Przypomniał jej się również niedawny telefon od Denise. Wcale się nie przejęła, że Holly nie zadzwoniła do niej po tamtej wspólnej kolacji. Opowiadała jak najęta o swoim wyznaczonym w styczniu ślubie. Wystarczyło, że Holly chrząknęła od czasu do czasu, żeby koleżance zdawało się, że słucha… choć wcale nie słuchała.
Sharon nie zadzwoniła ani razu, odkąd obwieściła, że jest w ciąży. Holly wiedziała, że powinna się do niej odezwać, ale jakoś nie mogła się zebrać. Wciąż trudno jej było pogodzić się z myślą, że Sharon i John krok po kroku osiągają to wszystko, czego jej nigdy nie da się już osiągnąć. Sharon zawsze twierdziła, że nie znosi dzieci, myślała Holly ze złością. Zadzwoni do koleżanki, kiedy do tego dojrzeje.
Na dworze się ochłodziło i Holly wróciła z winem do domu. Pozostawało jej czekać na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy i modlić się o powodzenie. Wróciła do salonu, włączyła płytę, którą oboje z Gerrym tak lubili. Skuliła się na kanapie, trzymając kieliszek wina, zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że tańczy z mężem.
Następnego dnia obudził ją warkot na podjeździe. Wstała, wyjrzała przez zasłonę i odskoczyła od okna na widok Richarda wysiadającego z samochodu. Nie miała ochoty na jego wizytę. Targana wyrzutami sumienia, chodziła po pokoju, nie reagując na dzwonek do drzwi.
Odetchnęła z ulgą, słysząc zatrzaskiwane drzwi samochodu. Postanowiła wziąć prysznic, dwadzieścia minut później zeszła na dół. Wytężyła słuch, bo z zewnątrz dobiegł ją odgłos skrobania. O, znowu. Skrobanie i jakieś szelesty… Nagle zrozumiała, że w ogrodzie musi uwijać się krasnoludek.
Weszła cicho do salonu, przykucnęła. Wyjrzała zza parapetu i ze zdumieniem stwierdziła, że samochód Richarda nadal stoi na podjeździe. A jeszcze bardziej zdumiał ją widok Richarda sadzącego na czworakach kwiaty. Odczołgała się od okna i usiadła na dywanie, kompletnie wytrącona z równowagi.
Po chwili znów wyjrzała zza zasłony. Richard pakował już sprzęt ogrodniczy. Kiedy odjechał, wybiegła z domu i wskoczyła do samochodu. Postanowiła dogonić krasnoludka.
Jechała trzy samochody za nim, tak jak podpatrzyła na filmach. Zwolniła, kiedy zobaczyła, że się zatrzymuje. Zaparkował, wstąpił do kiosku, kupił gazetę i skierował kroki do kawiarenki naprzeciwko.
Zaparkowała w wolnym miejscu, przeszła przez jezdnię i zajrzała do kawiarni. Richard siedział tyłem do niej, zgarbiony nad gazetą, pił herbatę. Podeszła wesoło, z uśmiechem.
– Richard, czy ty w ogóle chodzisz do pracy? – wypaliła głośno, aż podskoczył. Chciała dalej z niego żartować, ale urwała, bo zobaczyła łzy w jego oczach.
Przystawiła sobie krzesło, usiadła.
– Co się dzieje?
Pogłaskała go po ręce.
Łzy jak groch spływały mu po twarzy.
– Przepraszam, że tak się rozkleiłem – powiedział speszony.
Otarł oczy chusteczką.
– Ostatnio ja też namiętnie ronię łzy, więc mi nie zaimponujesz.
Uśmiechnął się smętnie.
– Wszystko mi się wali.
– Na przykład? – spytała, przejęta stanem brata. Nigdy go takim nie widziała.
Przełknął łyk herbaty. Najwyraźniej unikał zwierzeń.
– Ostatnio zrozumiałam, że szczera rozmowa może pomóc – zachęciła go ciepło. – Nie będę się śmiała, nie odezwę się, jeśli nie zechcesz. I zachowam dyskrecję – zapewniła go.
Spojrzał w bok i wykrztusił:
– Straciłem pracę.
Przez chwilę milczała, czekając, aż powie coś więcej.
– Wiem, że lubiłeś swoją pracę, ale przecież znajdziesz następną. Ja bez przerwy tracę pracę…
– Straciłem ją w kwietniu – wyrzucił z siebie ze złością. – A mamy wrzesień. Nie mogę znaleźć niczego w swojej branży.
– Rozumiem. – Nie umiała nic powiedzieć. – Ale skoro Meredith pracuje, wciąż macie stałe dochody. Nie czujesz noża na gardle.
– Meredith odeszła ode mnie w zeszłym miesiącu. Powiedział to znacznie ciszej.
Holly aż zasłoniła ręką usta.
– A dzieci?
– Zostały z nią – wyznał i głos mu się załamał.
– Tak mi przykro – użaliła się nad nim, przebierając nerwowo palcami. Czy powinna go teraz przytulić, czy zostawić, żeby się nie rozklejał?