Pokiwała głową.
Obserwowała, z jaką błogością Daniel zanurza się w kolejnym wspomnieniu. Chyba jednak każdy może się zakochać w każdym.
– Tęsknisz za nią – powiedziała ciepło.
Nagle ocknął się z zadumy i spojrzał jej prosto w oczy, aż przeszły ją ciarki.
– I znów się mylisz, Holly Kennedy. – Pokiwał głową, jak gdyby wygłosiła herezję. – Z gruntu się mylisz.
Wziął nóż i widelec, zabrał się do łososia.
Po kolacji i kilku butelkach wina Daniel zaprowadził Holly za rękę na parkiet. Właśnie skończyła się poprzednia melodia i zagrano „Wonderful Tonight” Erica Claptona. Holly poczuła dławienie w gardle. Dotąd tańczyła to tylko z Gerrym.
Daniel objął ją lekko w pasie i zaczęli krążyć po parkiecie. Dziwnie się czuła w objęciach innego mężczyzny. Przeszedł ją nagły dreszcz, wzdrygnęła się. Daniel widocznie uznał, że jest jej chłodno, bo mocniej ją przytulił. Dała się prowadzić jak w transie, dopóki melodia nie ucichła.
Do tej pory jakoś sobie radziła. Zachowała spokój mimo ciągłych nagabywań o Gerry’ego. Ale ten taniec przelał czarę goryczy. Czas wrócić do domu, zanim się rozklei.
Wróciła do stołu, żeby się pożegnać.
– Chyba nie zostawisz mnie samego – odezwał się Daniel ze śmiechem. – Odwiozę cię taksówką.
Gdy znaleźli się pod jej domem, była za kwadrans dwunasta. Chciała zaraz otworzyć ostatnią kopertę od Gerry’ego. Ku jej irytacji Daniel też wysiadł i ruszył za nią. Gdy tylko weszli do domu, zamówiła mu taksówkę, żeby wiedział, że nie zabawi u niej długo.
– A więc to jest ta słynna koperta – powiedział, podnosząc ją z kuchennego stołu.
Holly nie miała najszczęśliwszej miny. Nie podobało jej się, że Daniel dotyka koperty.
– Grudzień – przeczytał, wodząc palcami po literach. Kiedy ją w końcu odłożył, odetchnęła z ulgą.
– Ile ci jeszcze kopert zostało? – spytał, zdejmując palto. Podszedł do blatu.
– Ta jest ostatnia – odpowiedziała z przejęciem.
– I co potem zrobisz?
– Jak to? – spytała.
– Bo widzę, że traktujesz tę listę jak Biblię albo dziesięć przykazań. Wypełniasz wszystkie polecenia. A co zrobisz, kiedy zabraknie ci już wskazówek?
– Będę żyła dalej – odparła.
Odwróciła się, nalała wody do czajnika.
– Dasz radę? – Podszedł bliżej. – Będziesz musiała sama podejmować decyzje.
Przetarła ze znużeniem twarz.
– O co ci chodzi?
Przybrał nieco prowokacyjną pozę.
– Pytam, bo chcę ci powiedzieć coś, co będzie wymagało twojej własnej decyzji. – Spojrzał jej głęboko w oczy. Holly czuła, jak wali jej serce. – Lista się kończy, będziesz musiała się kierować własną wolą.
Holly odsunęła się trochę. Ogarnęło ją przerażenie.
– Chyba to nie jest najbardziej odpowiednia pora…
– Trudno o lepszą – sprzeciwił się. – I chyba wiesz, co chcę ci powiedzieć. Wiem też, że wiesz, co do ciebie czuję.
Holly milczała. Spojrzała na zegar. Wybiła północ.
Gerry dotknął jej nosa i uśmiechnął się, widząc, jak marszczy go przez sen. Uwielbiał patrzeć, jak śpi. Piękna i pogodna, wyglądała wtedy jak księżniczka.
Jeszcze raz połaskotał ją w nos, patrząc jak powoli otwiera oczy.
– Dzień dobry, śpiochu.
– Dzień dobry, przystojniaku. – Przytuliła się do niego i położyła mu głowę na piersi. – Jak się dziś czujesz?
– Mógłbym pobiec w londyńskim maratonie – zażartował.
– To się nazywa cudowne ozdrowienie. – Podniosła głowę, pocałowała go w usta. – Co zjesz na śniadanie?
– Ciebie – powiedział i ugryzł ją w nos.
– Dziś, niestety, nie ma mnie w karcie. Może coś ci usmażyć?
– Nie, nie. – Skrzywił się. – Smażenina jest ciężkostrawna – powiedział, lecz serce mu się ścisnęło, kiedy zobaczył jej posmutniałą minę. Postanowił się zrehabilitować. – Ale chętnie zjem dużą porcję lodów waniliowych!
– Lodów? Na śniadanie?
– Tak – powiedział z uśmiechem. – W dzieciństwie zawsze marzyłem o lodach na śniadanie, ale kochana mama mi nie pozwalała.
– W takim razie będą lody – zgodziła się wesoło Holly i wyskoczyła z łóżka. – Zaraz wracam.
Słyszał, jak zbiega po schodach, trzaska drzwiczkami w kuchni.
Ostatnio zauważył, że spieszy się tak za każdym razem, kiedy od niego odchodzi. Jak gdyby się bała zostawić go na dłużej. Wiedział, co to znaczy. Zakończyły się naświetlania, które nie przyniosły rezultatu. Teraz tylko leżał, bo był za słaby, żeby wstać. Bał się przyszłości i tego, co się z nim działo, bał się o Holly. Chciałby z nią zostać i dotrzymać wszystkich obietnic, ale wiedział, że to przegrana walka.
W ciągu ostatnich miesięcy zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Wiedział, że potem będzie jej trudniej, ale teraz nie mógłby znieść oddalenia. Od rana gadali jak najęci i zaśmiewali się jak dawniej. Ech, jakie to były dobre czasy.
Choć przecież zdarzały się i złe dni.
Teraz wolał o nich nie myśleć. Zresztą całą jego uwagę pochłaniał nowy pomysł. Pragnął pozostać przy niej po swoim odejściu. I tylko tego się trzymał.
Usłyszał kroki Holly na schodach. Udało się!
– Kochanie, lody się skończyły – powiedziała smutno. – Może masz ochotę na coś innego?
– Nie. – Potrząsnął głową. – Marzę o lodach.
– Musiałabym skoczyć do sklepu – poskarżyła się.
– Mną się nie przejmuj. Wytrzymam kilka minut.
Zdjął komórkę ze stolika nocnego, położył sobie na piersi.
– No dobrze. – Holly zagryzła wargę. – Zaraz wracam. Pocałowała go i zbiegła po schodach.
Kiedy już wiedział, że wyszła, wstał. Usiadł na brzegu materaca, poczekał, aż przestanie mu się kręcić w głowie i podszedł do szafy. Z górnej półki zdjął stare pudełko po butach. Wyjął pustą kopertę i napisał „Grudzień”. Był właśnie pierwszy grudnia. Wyobraził sobie sytuację za rok, z pełną świadomością, że go już nie będzie. Holly została gwiazdą karaoke, wróciła wypoczęta po urlopie w Hiszpanii, czerpie satysfakcję z nowej pracy.
Próbował wyobrazić ją sobie za rok i długo myślał, co napisać. Łzy nabiegły mu do oczu, kiedy stawiał kropkę po ostatnim zdaniu. Ucałował papier, wsunął do koperty i schował z powrotem do pudełka po butach. Wrócił do telefonu, który dzwonił na jego łóżku.
– Halo? – odebrał, usiłując zapanować nad drżeniem w głosie. Uśmiechnął się na dźwięk najdroższego głosu na świecie. – Ja też cię kocham, Holly.
– Nie, Daniel, to mnie krępuje – powiedziała spłoszona Holly i wyjęła rękę z jego uścisku.
– Dlaczego? – spytał.
– Bo jeszcze na to za wcześnie – wyjaśniła, stropiona.
– Za wcześnie, bo tak mówią ludzie, czy dlatego, że tak mówi ci własne serce?
– Sama nie wiem! – odparła, chodząc nerwowo po pokoju. – I nie przypieraj mnie tak do muru! – W głowie jej się kręciło. To nie było w porządku. – Nie, nie mogę, jestem mężatką. Kocham Gerry’ego! – zawołała ze strachem.
– Gerry’ego? – spytał, a jego oczy stały się okrągłe jak spodki. Podszedł do stołu, złapał kopertę. – Tu jest Gerry! I z nim rywalizuję, ale to tylko kawałek papieru. Ta lista pomagała ci kierować swoim życiem przez ostatni rok. Dalej musisz myśleć już sama. Gerry odszedł – dodał serdecznie. – A ja jestem tutaj. Nie twierdzę, że kiedykolwiek mógłbym zająć jego miejsce, ale daj nam szansę.
Wyrwała mu kopertę, przycisnęła do piersi.
– Gerry wcale nie odszedł – szepnęła ze szlochem. – Jest tu za każdym razem, kiedy otwieram kopertę.
W milczeniu patrzył, jak Holly płacze.