– To kawałek papieru – powtórzył cicho.
– Nieprawda – ucięła ze złością. – Był człowiekiem, którego kochałam. Jest milionem szczęśliwych wspomnień.
– A kim ja jestem? – spytał Daniel cicho.
– Ty… – Zastanowiła się. – Jesteś dobrym, szlachetnym, niezwykle wyrozumiałym przyjacielem, którego szanuję i doceniam…
– Ale nie jestem Gerrym – przerwał jej.
– Nie chcę, żebyś nim byt. Bądź Danielem.
– A co do mnie czujesz? – dopytywał się nieco drżącym głosem.
Wbiła wzrok w ziemię.
– Dużo, ale potrzebuję czasu… sporo czasu.
– Poczekam.
Uśmiechnął się ze smutkiem i objął ją. Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi.
– Twoja taksówka – powiedziała Holly.
– Zadzwonię jutro.
Pocałował ją w czubek głowy i wyszedł, lecz Holly stała jeszcze na środku kuchni z kopertą w ręce i zastanawiała się nad tym, co właśnie się wydarzyło.
Dopiero po dłuższej chwili, nadal w szoku, ruszyła na górę. Włożyła szlafrok Gerry’ego, wgramoliła się do łóżka jak dziecko, naciągnęła kołdrę pod brodę, zapaliła lampkę nocną. Patrzyła na kopertę, ważąc w myślach słowa Daniela.
Zdjęła słuchawkę z widełek. Chciała się nacieszyć tą szczególną, ostatnią chwilą, pożegnać z Gerrym, wciąż tak obecnym.
Powoli otworzyła kopertę, starając się jej nie uszkodzić.
Nie bój się zakochać jeszcze raz. Otwórz serce, pójdź za jego głosem. I pamiętaj, mierz wysoko. PS Zawsze Cię będę kochał…
– Och, Gerry.
Szloch wstrząsnął jej ciałem i ramionami, kiedy polały się bolesne łzy.
Tej nocy mało spała, a kiedy udało jej się zdrzemnąć, sen przynosił zamazane obrazy twarzy Daniela i Gerry’ego, które zlewały się ze sobą. Obudziła się o szóstej rano, zmęczona i zlana potem. Postanowiła wstać i pójść piechotą do pracy, żeby pozbierać myśli. Z ciężkim sercem szła przez park.
Jak mogła dopuścić do takiej sytuacji? Jak mogła wikłać się w idiotyczny trójkąt miłosny. W dodatku jednej z osób nie było pośród żywych. A poza tym… Gdyby nawet zakochała się w Danielu, chybaby o tym wiedziała? Jeśli natomiast go nie kocha, powinna mu to wyraźnie powiedzieć. Myśli kłębiły jej się pod czaszką.
Dlaczego Gerry namawia ją na nową miłość? Co myślał, pisząc te słowa? Czy było mu tak łatwo pogodzić się z faktem, że ona się z kimś zwiąże?
Po wielu godzinach udręki wróciła do domu.
– Dobra, Gerry – powiedziała od progu. – Przemyślałam twoje słowa i doszłam do wniosku, że odebrało ci rozum, kiedy to pisałeś.
Do Bożego Narodzenia zostały jeszcze trzy tygodnie, będzie musiała unikać Daniela przez piętnaście roboczych dni. To nie takie trudne. Miała nadzieję, że do wesela Denise zdoła podjąć decyzję. Ale musi przeżyć pierwsze święta sama.
– Mów gdzie ją postawić? – spytał zdyszany Richard, wciągając choinkę do salonu. Od samochodu, przez korytarz i salon, biegła dróżka sosnowych igieł. Będzie musiała jeszcze raz przejechać odkurzaczem podłogę. – Holly! – zawołał.
Ocknęła się.
– Wyglądasz jak gadająca choinka – zaśmiała się. Spod drzewka wystawały tylko brązowe buty, które przypominały chudy pieniek.
– Holly – powtórzył ze złością, bo już uginał się pod ciężarem.
– Przepraszam – wymamrotała. – Postaw pod oknem. Posłuchał.
– Gotowe. – Wytarł ręce, zrobił krok w tył, żeby ocenić swoje dzieło.
– Chyba trochę goła, co? – Musisz ją ubrać.
– Chodzi mi o to, że ma pięć gałązek na krzyż. Same prześwity – zżymała się.
– Radziłem, żebyś kupiła drzewko wcześniej. A nie czekała do Wigilii. Najlepsze sprzedałem wiele tygodni temu.
Nadąsała się. Właściwie w tym roku nie chciała mieć choinki. Ale Richard nalegał, no więc zgodziła się, żeby wesprzeć dział sprzedaży w jego rozrastającej się firmie ogrodniczej.
Tyle że drzewko okazało się okropne i żadne błyskotki nie mogły tego ukryć.
Nie potrafiła uwierzyć, że nadeszła Wigilia. Pracowała po godzinach, żeby dokończyć styczniowy numer. Nie odbierała telefonów od Daniela i prosiła Alice, żeby – gdy zadzwoni do redakcji – odpowiadała, że jest na spotkaniu. A wydzwaniał prawie codziennie. Nie chciała być niegrzeczna, ale potrzebowała czasu. Spojrzenie Richarda przywołało ją do porządku.
– Słucham?
– Pytałem, czy chcesz, żebym pomógł ci ją ubrać?
Coś ścisnęło Holly za serce. Zawsze robili to razem z Gerrym. Co roku puszczali płytę z kolędami, otwierali butelkę wina i ubierali choinkę.
– Pewnie masz ciekawsze zajęcia.
– Wiesz, że chętnie się pobawię – powiedział. – Zawsze robiłem to z Meredith i z dziećmi.
– Dobrze, czemu nie?
Nie pomyślała nawet, że i on ma przed sobą trudne święta. Rozpromienił się jak dziecko.
– Tylko nie jestem pewna, gdzie są ozdoby. Gerry chował je gdzieś na strychu.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się krzepiąco. – U nas też ja się nimi zajmowałem.
Wszedł po schodach na strych.
Holly otworzyła butelkę czerwonego wina i nacisnęła play na odtwarzaczu. Rozległy się ciche dźwięki „White Christmas” Binga Crosby’ego. Richard wrócił z czarną torbą przewieszoną przez ramię i zakurzoną czapką Świętego Mikołaja.
– Ho – ho – ho!
Roześmiała się i podała mu kieliszek wina.
– Nie, nie. – Pomachał ręką. – Prowadzę.
– Jeden kieliszek możesz wypić – powiedziała, rozczarowana.
– Nie ma mowy – powtórzył. – Nie piję, kiedy siadam za kierownicę. Holly wzniosła oczy do nieba i stuknęła się z jego kieliszkiem.
Po wyjściu brata dopiła butelkę. I wtedy zauważyła czerwoną lampkę migoczącą w sekretarce automatycznej. Nacisnęła przycisk.
– Cześć, Sharon. Mówi Daniel Connelly. Przepraszam, że cię niepokoję, ale zachowałem twój numer telefonu sprzed wielu miesięcy, kiedy zadzwoniłaś do mnie do klubu. Chciałbym prosić, żebyś przekazała ode mnie wiadomość Holly. Denise ostatnio jest tak zajęta, że chyba nie miałaby głowy. – Roześmiał się. – Powiedz, proszę, Holly, że wyjeżdżam na święta do rodziny, do Galway. Nie mogę jej złapać na komórkę, a domowego numeru nie mam. Biorę ze sobą komórkę, zawsze może się ze mną skontaktować. – Urwał. – Do zobaczenia na weselu w przyszłym tygodniu. Dzięki. Cześć.
Druga wiadomość pochodziła od Denise, że szuka jej Daniel. Trzecia pochodziła od Declana, że szuka jej Daniel. Czwarta pochodziła od samego Daniela.
– Cześć, Holly. Mówi Daniel Declan podał mi twój numer. Nie mogę uwierzyć, że nigdy mi go nie dałaś, a jednocześnie odnoszę wrażenie, jakbym go miał od dawna… – Chwila milczenia. – Bardzo chciałbym z tobą porozmawiać. I to zanim się spotkamy na weselu. Bardzo cię proszę, odbieraj moje telefony. – Jeszcze raz westchnął. – Dobra, no to cześć.
Holly znów nacisnęła przycisk, zatopiona w myślach.
Siedziała w salonie, zapatrzona w choinkę, i nagle się rozpłakała. Płakała z tęsknoty za Gerrym, a także z powodu łysej choinki.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Wesołych świąt, kochanie! Frank otworzył drzwi dygoczącej z zimna Holly.
– Wesołych świąt, tato.
Uściskali się oboje. Zapach sosny mieszał się z dolatującym z kuchni aromatem wina i świątecznych potraw. Poczuła dotkliwą samotność. Święta oznaczały dla niej bliskość z Gerrym. Uciekali wtedy od napięć w pracy, odpoczywali, odwiedzali przyjaciół i rodzinę, a także cudownie spędzali czas we dwoje. Tak bardzo za nim tęskniła.
Rano pojechała na cmentarz, żeby złożyć mu życzenia. Była tam po raz pierwszy od dnia pogrzebu. Gerry chciał, żeby jego ciało spopielono. Stanęła więc przed ścianą, gdzie wyryto jego nazwisko. Opowiedziała mu, jak jej minął rok i co planuje tego dnia. Powiedziała, że Sharon i John spodziewają się dziecka i że dadzą mu na imię Gerry. Że poprosili ją na matkę chrzestną i że ma być pierwszą druhną na ślubie Denise. Opowiedziała o Tomie, którego Gerry nie poznał, i o swej nowej pracy. Pragnęła poczuć jego obecność, tymczasem czuła jedynie, że rozmawia z nieczułą szarą ścianą.