Mimo to ranek upłynął jej w dobrym nastroju.
– Wszystkiego najlepszego, kochanie! – powiedziała Elizabeth, podchodząc ku niej z otwartymi ramionami. Holly się rozpłakała. Mama miała zarumienioną twarz od gorąca w kuchni. Swoim ciepłem ogrzała serce córki.
– Przepraszam, nie chciałam. Holly wytarła oczy.
– Ciii – uspokoiła ją Elizabeth i przytuliła jeszcze mocniej.
W poprzednim tygodniu Holly, przerażona, wpadła do niej, żeby opowiedzieć, co zaszło między nią a Danielem.
– A co do niego czujesz? – spytała Elizabeth.
– Podoba mi się. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek dojrzeję do nowego związku. Nie może się równać z Gerrym, choć wcale tego nie oczekuję. Nie wiem, czy kiedykolwiek pokocham kogoś tak bardzo. Trudno mi w to uwierzyć, ale miło byłoby pomyśleć, że to możliwe.
– Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz – powiedziała krzepiąco Elizabeth. – Ważne, żeby niczego nie przyspieszać. Przypominam o czymś, co sama wiesz, bo zależy mi na twoim szczęściu. Z pewnością na nie zasługujesz. Czy to z Danielem, czy z kimkolwiek innym.
Mama, mimo całej swojej serdeczności, wcale nie ułatwiła Holly podjęcia decyzji.
Rodzina zebrała się w salonie. Usiedli wokół choinki i wymieniali się prezentami. Holly płakała cały czas. Nie miała siły udawać. Płakała ze smutku, a jednocześnie ze szczęścia. Dotkliwej samotności towarzyszyła świadomość, że jest kochana.
W końcu zasiedli do obiadu. Holly napłynęła ślinka do ust. Wszyscy nie mogli się nachwalić pysznych potraw.
– Dostałem dziś e – mail od Ciary – oznajmił radośnie Declan. – Przysłała zdjęcie.
I puścił w obieg zdjęcie wydrukowane z komputera.
Holly uśmiechnęła się na widok siostry leżącej na plaży i zajadającej świąteczny obiad z rusztu razem z Mathew. Jego blond włosy pięknie kontrastowały ze świeżą opalenizną. Biło od nich szczęście. Ciara zjeździła cały świat, ale w końcu znalazła przystań.
– Podobno ma dziś padać śnieg – powiedziała Holly.
– Wykluczone – stwierdził Richard. – Jest za zimno.
Holly zrobiła zdziwioną minę.
– Jak może być za zimno na śnieg?
Wytarł palce w serwetkę zatkniętą za czarny sweter z wyhaftowaną choinką z przodu.
– Na to, żeby spadł śnieg, musi się ocieplić.
Holly parsknęła śmiechem.
– Przecież na Antarktydzie jest minus milion stopni, a pada śnieg. I nie czeka na ocieplenie.
– A jednak tak jest – rzucił od niechcenia.
– Skoro tak twierdzisz… – westchnęła Holly.
– On ma rację – wsparł go Jack. Rodzeństwo przestało żuć gumę, wszyscy na niego spojrzeli. Nieczęsto zdarzało się, by podzielał czyjeś zdanie. Jack wyjaśnił, na czym polega zjawisko śniegu, a Richard uzupełnił jego naukowe wywody. Uśmiechali się do siebie, zadowoleni, że takie z nich mądrale. Abbey i Holly patrzyły na braci z nieukrywanym zdumieniem.
– Życzysz sobie jarzyn do sosu, tato? – spytał bez zmrużenia powiek Declan, podsuwając ojcu półmisek z brokułami.
Wszyscy spojrzeli na talerz Franka i roześmieli się.
– Cha, cha – powiedział Frank, biorąc półmisek od syna. – Mieszkamy za blisko morza, żeby go mieć.
– Co? Sos? – spytała Holly i wszyscy się roześmieli.
– Śnieg, głuptasie – wyjaśnił i chwycił ją za nos jak wtedy, kiedy była dzieckiem.
– Założę się o milion funtów, że dziś spadnie śnieg – żartował Declan, rozglądając się po zebranych.
– No to już zacznij oszczędzać, bo skoro twoi uczeni bracia twierdzą, że nie spadnie, to nie spadnie! – powiedziała Holly.
– W takim razie płaćcie, chłopaki – oznajmił Declan, wskazując okno.
– O Boże! – zawołała Holly. – Naprawdę pada!
Wszyscy zerwali się od stołu, włożyli coś na siebie i wybiegli na dwór jak rozdokazywane dzieci. Elizabeth objęła córkę.
– Wygląda na to, że Denise będzie brała ślub w białe święta – rzekła z uśmiechem.
Na myśl o ślubie Denise Holly zabiło mocniej serce. Za kilka dni będzie musiała spojrzeć Danielowi w oczy. Mama, jakby czytając w jej myślach, zapytała cicho:
– Zastanowiłaś się już, co odpowiesz Danielowi?
Holly patrzyła na płatki śniegu migoczące w poświacie księżyca na czarnym rozgwieżdżonym niebie. I w tej magicznej chwili podjęła ostatecznie decyzję.
– Tak.
Uśmiechnęła się i odetchnęła.
– Cieszę się. – Elizabeth ucałowała ją w policzki. – I pamiętaj, że Bóg przeprowadzi cię przez wszystko.
– Dobrze by było. Bo w najbliższym czasie bardzo mi się to przyda.
– Sharon, nie dźwigaj takiego ciężaru. Przesadzasz! – krzyknął John do żony, która ze złością upuściła walizkę.
– Przecież nie jestem inwalidką, tylko spodziewam się dziecka!
– Wiem, ale lekarz zabronił ci dźwigać ciężkie przedmioty! Podszedł do samochodu, złapał walizkę.
– Niech go licho weźmie. Sam nigdy nie był w ciąży! – zawołała Sharon za Johnem, który już zniknął.
Holly głośno zatrzasnęła klapę bagażnika. Miała już serdecznie dosyć kłótni Johna i Sharon przez całą drogę do Wicklow. Marzyła o odpoczynku w hotelu.
Chwyciła swoją walizkę i rzuciła okiem na hotel. Przypominał zamek. Tom i Denise nie mogli wybrać lepszej scenerii na wesele w sylwestra. Stare mury porastał piękny bluszcz, a na dziedzińcu od frontu pyszniła się ogromna fontanna. Budynek ze wszystkich stron okalały bujne ogrody tonące w zieleni. Denise nie miała szans na ślub w białej scenerii. Śnieg natychmiast stopniał.
Holly wlokła za sobą walizkę po kocich łbach, gdy wtem ktoś się o nią potknął, przewracając Holly na ziemię.
– Przepraszam – usłyszała dźwięczny głos. Obejrzała się ze złością, przez kogo omal nie złamała sobie karku. Jej oczom ukazała się wysoka blondynka, która szła, kołysząc płynnie biodrami, w stronę hotelu. Zdębiała. Poznała ten chód.
Laura.
No nie! Ogarnął ją strach. Tom i Denise zaprosili jednak Laurę! Musi szybko odszukać Daniela, żeby go ostrzec. A jeśli znajdą czas, dokończy z nim tamtą rozmowę. Ruszyła pędem do recepcji.
Pełno w niej było rozwścieczonych gości i bagaży. Rozpoznała głos przekrzykującej wszystkich Denise.
– Nie obchodzi mnie, że to wasz błąd! Proszę go naprawić! – Denise wymachiwała rękami przed nosem osłupiałemu recepcjoniście. – Nie będę wysłuchiwała żadnych usprawiedliwień. Proszę znaleźć dziesięć pokoi dla moich gości!
Holly przełknęła ślinę. Denise zachowywała się jak nawiedzona. Holly stanęła w kolejce. Dwadzieścia minut później dotarła do kontuaru.
– Przepraszam, mogłabym się dowiedzieć, w którym pokoju mieszka Daniel Connelly?
Recepcjonista pokręcił głową.
– Przykro mi, nie wolno nam udzielać takich informacji.
– Ale ja jestem jego znajomą – powiedziała Holly i uśmiechnęła się przymilnie.
Mężczyzna elegancko odwzajemnił uśmiech.
– Przykro mi, to wbrew naszym zasadom.
– Proszę zrozumieć! – krzyknęła tak głośno, że zamilkła nawet Denise, która wrzeszczała za jej plecami. – To jest dla mnie bardzo ważne!
– Holly. – Denise położyła jej rękę na ramieniu. – Co się stało?