Выбрать главу

– Modliłem się, że pokierujesz swoim życiem lepiej niż ja. Byłeś taki młody! Nie ma takiego celu, który uświęcałby środki. Chyba jednak nasiona naszego upadku zasiane są przed naszym urodzeniem. Kiedy wrócił do swego pokoju w hotelu, zapłakał. Opanował się jednak i pomyślał: co się stało, to się nie odstanie, ale na przyszłość postaram się być taki, jakim mnie chciał widzieć. Przyjaźń z osobistościami z Watykanu stała się najcenniejszą sprawą jego życia. Rzym zaś miejscem, które było ostoją w chwilach, gdy słowa pokrzepienia z ich ust powstrzymywały go przed pogrążeniem się w rozpaczy. Słowa te miały szczególną właściwość. Nie było to dotknięcie ręki czy łagodne pocieszenie, raczej balsam płynący z duszy, jakby rozumieli jego cierpienie.

Tego wieczoru w Rzymie, gdy szedł ulicami odprowadziwszy Justynę do pensjonatu, myślał, że nigdy nie przestanie być jej wdzięczny. Kiedy bowiem przyglądał się, jak daje sobie radę z tą ciężką próbą, jaką było popołudniowe spotkanie, czuł w sobie budzącą tkliwość. Była nie do pokonania. Potrafiła mu dorównać – czy zdawali sobie z tego sprawę? To, co czuł, mogło być uczuciem dumy z córki, gdyby miał córkę. Zabrał ją Dane'owi, uprowadził, by móc obserwować jej reakcję na ten przemożny wpływ Kościoła i na Dane'a, jakiego nie znała, Dane'a, który nie był i nie mógł już być częścią jej życia.

Najlepszą cechą jego własnego Boga – myślał – była Jego wielkoduszność. Mógł On wybaczyć Justynie jej bezbożność i jemu oślepienie uczuć, dopóki nie nadszedł czas na ich rozbudzenie.

Kiedyś sądził, że w panice na zawsze zgubił do nich klucz. Uśmiechnął się. Klucz… No tak, czasami klucze mają dziwne kształty. Może potrzebny był każdy kosmyk tych rudych włosów, aby mógł otworzyć zamek.

Dzień minął szybko, w okamgnieniu. Gdy spojrzał jednak na zegarek, zdał sobie sprawę, że jest dość wcześnie i że człowiek, który ma teraz taką władzę w obliczu bliskiej śmierci papieża, zapewne jeszcze czuwa – przejmujące nocne zwyczaje swego kota. Tyle lat patrzył na chudą, bladą, ascetyczną twarz papieża. A teraz on umierał, umierał człowiek, który był wielkim papieżem. Cokolwiek by o nim mówiono, był wielkim papieżem. Nawet jeśli kochał swoich Niemców, nawet jeśli nadal lubił wokół siebie słyszeć język niemiecki, czy to mogło cokolwiek zmienić? Nie do Rainera należało osądzać go.

Nie w Castel Gandolfo jednak mógł znaleźć odpowiedź na to, co chciał wiedzieć w tej chwili. Wszedł po marmurowych schodach do pokoju, gdzie spodziewał się znaleźć kardynała di Contini-Verchese. Może zostanie on następnym papieżem, może nie. Przez prawie trzy lata obserwował ciemne, mądre, pełne miłości oczy, które najchętniej spoczywały na jednym, wybranym. Tak, wolał u niego szukać odpowiedzi, nie u kardynała de Bricassart.

– Nie przypuszczałam, że dojdzie do tego, ale wyobraź sobie, że cieszę się na myśl o Droghedzie – powiedziała Justyna odmawiając wrzucania monety do Fontanny Trevi. – Mieliśmy pojechać do Francji i Hiszpanii. Zamiast tego siedzimy w Rzymie, a ja czuję się równie potrzebna jak piąte koło u wozu! Braciszkowie!

– Nie przejmuj się tym.

Justyna przyjrzała mu się uważnie.

– Rain, czemu tak ci na mnie zależy?

– Uparciuch! Już raz ci mówiłem, że moje imię wymawia się Rainer, nie Rejn.

– Ach, nic nie rozumiesz – powiedziała przyglądając się w zamyśleniu tryskającym strumykom wody i brudnemu basenowi fontanny wypełnionemu monetami. – Byłeś kiedyś w Australii?

– Dwukrotnie, słodziutka, omal nie pojechałem, ale za każdym razem udało mi się wymigać.

– Gdybyś pojechał, to byś zrozumiał. Dla Australijczyka Rain to magiczne imię, znaczy po prostu deszcz. Życie na pustyni.

Zaskoczony, upuścił papierosa.

– Justyno, nie zakochałaś się przypadkiem we mnie?

– Mężczyźni to straszni egoiści! Przykro mi cię rozczarować, ale nie. – Żeby złagodzić nieco ostrość tych słów, ścisnęła go za rękę. – To coś znacznie lepszego.

– A co może być lepszego niż zakochanie się?

– Prawie wszystko. Tak mi się wydaje. Nie chciałabym nigdy tak bardzo kogoś potrzebować, nigdy.

– Może masz rację. Z pewnością jest to ogromny, przytłaczający ciężar, jeśli człowiek podejmuje go za wcześnie. Ale co jest lepszego?

– Przyjaźń. – Potarła jego dłoń. – Jesteś moim przyjacielem, prawda?

– Tak. – Uśmiechnął się i wrzucił monetę do fontanny. – Przez te wszystkie lata wrzuciłem do niech chyba z tysiąc marek, bo chciałem mieć pewność, że nadal będę grzał się w słońcu Południa. Czasem mam koszmarne sny, w których znów jest mi zimno.

– Powinieneś pogrzać się tam gdzie jest naprawdę ciepło. Na prawdziwym południu – powiedziała Justyna. – Na przykład sześćdziesiąt stopni w cieniu, jeśli znajdziesz w ogóle jakiś cień.

– Nie dziwię się już, że tak dobrze znosisz upały. – Zaśmiał się bezgłośnie. Był to nawyk z dawnych czasów, gdy głośny śmiech mógł sprowadzić nieszczęście. – A upał z pewnością jest przyczyną tego, że jesteś taka nieczuła, ugotowana na twardo!

– Twój angielski jest może kolokwialny, ale i zdecydowanie amerykański. Sądziłam, że uczyłeś się języka na jakimś wytwornym angielskim uniwersytecie.

– Nie, zacząłem się go uczyć w belgijskim obozie od żołnierzy brytyjskich, Szkotów, londyńczyków i tych ze środkowej Anglii. Ale rozumiałem tylko jednego faceta, który właśnie mnie uczył. Każdy mówił inaczej. Kiedy więc wróciłem do Niemiec, chodziłem do kina na każdy film i kupowałem jedyne dostępne angielskie płyty, nagrywane przez amerykańskich komików. W domu puszczałem je bez przerwy, aż nauczyłem się na tyle, by móc uczyć się dalej.

Znowu zdjęła buty. Popatrzył ze zdumieniem, jak chodzi boso po chodnikach, na których można by usmażyć jajka.

– Urwisie! Włóż buty.

– Jestem Australijką. Mam stopy z szerokie, by dobrze czuć się w butach. I nas zupełnie nie ma zimy. Chodzimy boso, kiedy tylko się da. Mogę się przejść po pastwisku pełnym ostów i nic nie poczuć – chwaliła się. – Pewnie mogłabym chodzić po rozżarzonych węglach. – Gwałtownie zmieniła temat. – Kochałeś żonę, Rain?

– Nie.

– A ona kochała ciebie?

– Tak. Nie miała innych powodów, by wyjść za mnie.

– Biedaczka! Wykorzystałeś ją i zostawiłeś.

– Jesteś rozczarowana?

– Nie, nie sądzę. Nawet podziwiam cię trochę. Ale żal mi jej i nie mam zamiaru wpakować się tak jak ona.

– Podziwiasz mnie?

– W końcu nie szukam w tobie tych cech, które ona w tobie widziała. Lubię cię, jesteś moim przyjacielem. Ona zaś kochała ciebie, byłeś jej mężem.

– Sądzę, kochanie – powiedział zasmucony – że ambitni mężczyźni nie są zbyt dobrzy dla swoich żon.

– To dlatego, że przeważnie żenią się z kobietami całkowicie im uległymi, takimi, co to pytają o wszystko i zgadzają się na wszystko. Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą. Gdybym to ja była twoją żoną, nie miałbyś tak lekko. Założę się, że ona nigdy nie postawiła na swoim.

– Nie, biedna Annelise. Była męczennicą, więc jej broń była bardziej subtelna. Szkoda, że nie wyświetlano u nas wtedy australijskich filmów, poznałaby wasze powiedzonka. O co ci chodzi z tymi kozami?

– To znaczy mieć pecha przez własną głupotę. – Szerokie palce jej stóp chwyciły się mocno obrzeża fontanny. Zachwiała się balansując na brzegu, ale z łatwością odzyskała równowagę.