Выбрать главу

Te dwie próby zabrały mu przeszło trzy lata życia, uznał więc, że dwadzieścia miesięcy na dziedziczkę to za długo i za nudno. Wolał wyruszyć w podróż i spenetrować znacznie większy obszar w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki. Czuł się jak w siódmy niebie pędząc po szlakach Queenslandu Zachodniego – wzdłuż rzek Cooper, Diamantina, Barcoo i Bulloo-Overflow niknących w górnym zachodnim rogu Nowej Południowej Walii. Miał trzydzieści lat i zdawał sobie sprawę, że czas najwyższy znaleźć gęś, która zniesie przynajmniej kawałek złotego jajka.

Wszyscy słyszeli o Droghedzie, ale Luke szczególnie pilnie nadstawiał uszu, kiedy dowiedział się, że w rodzinie jest jedyna córka. Wiadomo było, że nie odziedziczy posiadłości, ale może otrzymałaby w wianie skromne sto tysięcy akrów koło Kynuny albo Winton. Okolice Gilly, choć ładne, wydawały mu się zbyt zalesione. Tęsknił za trawiastym bezkresem dalekiego Queenslandu Zachodniego, gdzie drzewa pozostawały tylko we wspomnieniach pochodzących gdzieś ze wschodu. Rosła tam trawa, trawa i jeszcze raz trawa, bez początku i bez końca, ale owce hodowano w takiej liczbie, żeby na jedną przypadało co najmniej dziesięć akrów. Bo czasami zamiast trawy rozpościerała się popękana, dysząca czarna pustynia. Trawa, słońce, upał i muchy. Każdemu odpowiada inny raj, a taki wybrał dla siebie Luke O'Neill.

Pociągnął za język Jimmy'ego Stronga, pośrednika handlowego, który przywiózł go na miejsce, i gorzko się rozczarował na wieść, że Drogheda należy do Kościoła. Wiedział już, jak rzadko trafiają się samotne dziedziczki majątków, ale kiedy Jimmy Strong dodał, że jedyna córka dysponuje niezłą sumką w banku i ma wielu kochających braci, postanowił nie odstępować od swoich zamiarów.

Luke od dawna postawił sobie za cel zdobycie stu tysięcy akrów koło Kynuy albo Winton i dążył do tego celu z niezłomnym uporem, ale najbliższa jego sercu była żywa gotówka, a nie to, co mógłby za nią kupić. Rozpalała go nie tyle perspektywa posiadania ziemi i płynące stąd znaczenie, ile rosnące rządki schludnych cyferek na jego koncie w banku. To nie Gnarlunga czy Bingelly budziły w nim pożądanie, lecz ich wartość wyrażona w gotówce. Człowiek, który pragnąłby zostać panem na swoich włościach, nie zainteresowałby się nie posiadającą ziemi Meggie Cleary. Nie sprawiałaby mu też takiej przyjemności jak Luke'owi O'Neill ciężka praca fizyczna.

Zabawa w sali Świętego Krzyża w Gilly była trzynastą, na którą Luke zabrał Maggie w ciągu ostatnich tygodni. Jak się o nich dowiadywał i wycyganiał zaproszenia, tego Meggie w swojej naiwności nie odgadła, ale co sobota prosił Boba o klucz do rollsa i wiózł ją nawet sto pięćdziesiąt mil od Droghedy.

Kiedy stanęła koło płotu, patrząc na bezksiężycowy pejzaż, zachrupała pod jej stopami zmarzlina. Nadchodziła zima. Luke otoczył ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

– Zimno ci – powiedział. – Jedźmy już.

– Nie, teraz mi lepiej, rozgrzewam się – odparła szeptem.

Coś się w nim zmieniło, jakby inaczej trzymał zarzuconą niedbale na jej plecy rękę. Tak miło było oprzeć się o niego, chłonąć ciepło promieniujące z drugiego ciała. Nawet przez sweterek wyczuwała pieszczące krążenie ręki masującej ją delikatnie, niepewnie. Gdyby oznajmiła, że jest jej zimno, przestałby; nie odzywając się, dawała mu milczącą zgodę na to, co robił. Tak mocno pragnęła zasmakować miłości. On jeden poza Ralphem ją interesował, czemu więc nie miałaby się przekonać, jak całuje? Żeby tylko były to inne pocałunki! Nie takie jak Ralpha!

Biorąc jej milczenie za aprobatę, Luke oparł drugą rękę na jej ramieniu, obrócił ku sobie i nachylił głowę. A więc to tak się czuje czyjeś usta? Uścisk i nic więcej! Jak mu okazać zadowolenie? Poruszyła wargami i natychmiast tego pożałowała. Napór wzrósł. Luke zmusił ją do otwarcia ust i końcem języka objechał ich wnętrze. Obrzydliwość. Dlaczego zupełnie inaczej przeżywała pocałunki Ralpha? Nie czuła wtedy lekkich mdłości. Otwierała się jak szkatułka, w której znajoma dłoń poruszy sekretną sprężynę. Co on robi? – pomyślała. – Czemu dygocze, przywieram do niego, choć chciałabym się odsunąć?

Luke odkrył czułe miejsce u boku Meggie i naciskał je palcami, ale nie wykazywał szczególnego entuzjazmu. Przerwał pocałunek i przylgnął wargami do jej szyi. To bardziej jej odpowiadało. Objęła go z krótkim westchnieniem, ale kiedy zsunął usta niżej, usiłując jednocześnie obnażyć jej ramię, odepchnęła go mocno.

– Dosyć, Luke!

Ten epizod rozczarował ją, a nawet zniechęcił. Luke zdawał sobie doskonale sprawę z tego, kiedy pomagał jej wsiąść do samochodu i skręcał upragnionego papierosa. Miał dobre mniemanie o sobie jako kochanku, żadna, jak dotąd, nie narzekała – ale też nie były one takimi damami jak Meggie. Nawet o wiele od Meggie bogatsza dziedziczka Bingelly, Dot MacPherson, była krowim ogonem i do żadnej eleganckiej szkoły w Sydney nie chodziła. Pod względem doświadczenia seksualnego Luke nie różnił się od przeciętnego wiejskiego parobka, niewiele wiedział ponad to, co jemu samemu sprawiało przyjemność. Liczne dziewczyny, z którymi się przespał, zapewniały, że im się podobało, polegał więc na osobiście zdobytych informacjach, niekoniecznie prawdziwych. Niejedna dziewczyna angażowała się w romans w nadziei na małżeństwo z mężczyzną tak atrakcyjnym i pracowitym, gotowa więc była kłamać jak z nut, żeby dać mu satysfakcję. A największą satysfakcję sprawiało mężczyźnie wyznanie, że jest najlepszy. Luke nie przypuszczał nawet, ilu dało się na to nabrać.

Wciąż myśląc o Dot, która po tygodniu uległa woli ojca, zamknięta przez niego w baraku postrzygaczy razem z rozkładającą się padliną, Luke pogodził się z tym, co go czeka. Wiedział, że ciężko będzie zdobyć Meggie,, że nie wolno mu jej przestraszyć ani zniechęcić. Wesołe igraszki musiały poczekać. Dostosuje zaloty do jej oczekiwań – troskliwość i kwiaty, bez klapsów i podszczypywań.

Niezręczne milczenie przerwała Meggie, z westchnieniem opadając na oparcie.

– Przepraszam, Luke.

– Ja też cię przepraszam, Meggie. Nie chciałem cię urazić.

– Ależ nie uraziłeś mnie, skądże! Po prostu nie jestem przyzwyczajona… Przestraszyłam się.

– O, Meghann! – Oderwał rękę od kierownicy i położył na jej zaciśniętych dłoniach. – Nie przejmuj się. Zapomnijmy o tym.

– Dobrze – zgodziła się.

– Czy on cię nie całował? – spytał z zaciekawieniem.

– Kto?

– Mówiłaś, że raz się zakochałaś, więc uznałem, że to dla ciebie nic nowego. Przepraszam, Meghann. Powinienem się domyślić, że mieszkając na takim odludziu podkochiwałaś się z daleka w jakimś facecie, który nawet ciebie nie zauważył.

O tak, Tak! Niech tak właśnie myśli! – powiedziała sobie.

– To prawda, Luke, podkochiwałam się z daleka.

Przed domem znów przyciągnął ją do siebie i pocałował, tym razem czule, bez języka. Podobało się jej, choć mu się nie odwzajemniła. Poszedł do domku gościnnego, upewniony, że nie zaprzepaścił swoich szans.

Meggie, leżąc w łóżku, wpatrywała się w miękki krąg światła, który padał od lampy na sufit. Przynajmniej o jednym się przekonała: pocałunki Luke'a w niczym nie przypominały pocałunków Ralpha. Raz czy dwa przeniknęło ją trwożne podniecenie, kiedy ścisnął ją wpół, pocałował w szyję. Nie widziała sensu porównywać Luke'a z Ralphem, nawet już nie chciała próbować. Lepiej zapomnieć o Ralphie, on nie mógł zostać jej mężem, za Luke'a mogła wyjść za mąż.

Następnym razem, kiedy Luke ją całował, Meggie zachowała się zupełnie inaczej. Wracali właśnie z cudownego przyjęcia w Rudna Hunish, farmie położonej najdalej z tych, do których Bob pozwolił im się wybrać, a wieczór płynął miło od samego początku. Luke przez całą drogę do Rudna Hunish żartował tak, że pękała ze śmiechu, a na przyjęciu otaczał ją troskliwą czułością. Panna Carmichael tak się zawzięła, żeby jej go odbić, że okazywała większą śmiałość niż Alastair MacQueen i Enoch Davies, nie odstępowała ich na krok i otwarcie flirtowała z Lukiem, zmuszając go, żeby zaprosił ją do tańca. Był to prawdziwy bal i Luke zatańczył z panną Carmichael powolnego walca, ale zaraz wrócił do Meggie i wymownie spojrzał w sufit, dając do zrozumienia, że panna Carmichael go nudzi. Sprawił tym Meggie wielką przyjemność, bo nie lubiła tej pannicy od dnia, w którym zakłóciła jej radosny nastrój na festynie w Gilly. Nigdy nie zapomniała, jak Ralph zignorował młodą damę i przeniósł przez kałużę ją, małą dziewczynkę. Dziś Luke demonstrował swoje uczucia w podobny sposób. Brawo, Luke! Wspaniale się spisałeś!