Выбрать главу

Fee obiecała, że nie napomknie o niczym w swoim listach. Sprawiała wrażenie, że jest to jej obojętne, podobnie jak nie okazywała zainteresowania przyszłym mężem Meggie. Prowadzenie ksiąg zapewniało jej ciągłe zajęcie. Zapiski Fee dostarczyłyby historykowi szczegółowego opisu życia na farmie owiec, ponieważ nie składały się wyłącznie z liczb i bilansów. Codziennie skrupulatnie notowała każdy ruch każdego stada owiec, pogodę, a nawet co podała na obiad pani Smith. Zapis w niedzielę, 22 lipca 1934 roku, wyglądał następująco: „Niebo czyste, bez chmur, temperatura o świcie 2 stopnie powyżej zera. Mszy nie było. Bob w domu, Jack z dwoma pastuchami na polu Murrimbah, Hughie z jednym pastuchem na polu Zachodnia Grobla, Antałek pędzi trzyletnie skopy z Budgin na Winnemurra. Temperatura o trzeciej 32 stopnie. Barometr bez zmian: 30, 6 cala. Wiatr zachodni. Na obiad podano peklowaną wołowinę, ziemniaki z wody, marchewkę, kapustę, leguminę parzoną ze śliwek. Ślub Meghann Cleary z panem Lukiem O'Neillem, pastuchem, odbędzie się w sobotę, 25 sierpnia, w kościele Świętego Krzyża w Gillanbone. Wpisu dokonano o godzinie dziewiątej wieczorem. Temperatura 8 stopni. Księżyc w ostatniej kwadrze”.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Luke kupił Meggie skromny, ale ładny pierścionek z dwoma brylancikami, osadzonymi w dwóch platynowych serduszkach. Po ślubie cała rodzina miała udać się na obiad do hotelu „Imperial”, gdzie zaproszono też panią Smith, Minnie i Cat. Jims i Patsy mieli zostać w Sydney, gdyż Meggie oznajmiła, że nie widzi powodu ściągania ich z odległości sześciuset mil na nie całkiem zrozumiałą ceremonię. Otrzymała od nich gratulacje. Jims wysmarował dla niej po dziecinnemu nieskładny list, do którego Patsy dopisał dwa słowa: „Dużo szczęścia”. Znali Luke'a, jeździli z nim po polach Droghedy w czasie wakacji.

Upierając się przy urządzeniu jak najskromniejszej uroczystości, Meggie zasmuciła panią Smith, która marzyła o wielkiej pompie z okazji wydania za mąż jedynej córki Clearych. Meggie tak się sprzeciwiła jakimkolwiek celebracjom, że nie chciała nawet słyszeć o stroju panny młodej. Postanowiła wziąć ślub w zwykłej sukience i kapeluszu, które miały jej potem służyć w podróży.

– Kochanie, już zdecydowałem, dokąd cię zabiorę w podróż poślubną – rzekł Luke siadając naprzeciw niej w niedzielę, nazajutrz po tym, jak postanowili się pobrać.

– Dokąd?

– Do północnego Queenslandu. kiedy byłaś u krawcowej, pogadałem z chłopakami w hotelowym barze. Opowiadali mi, ile można zarobić na plantacjach trzciny, jeżeli ktoś jest silny i nie boi się pracy.

– Ależ Luke, masz przecież tutaj dobrą pracę!

– Nie chcę siedzieć na garnuszku u teściowej i szwagrów. Chcę kupić ziemię w zachodnim Queenslandzie, zanim będę za stary, żeby na niej gospodarować. Najpierw muszę oczywiście zebrać na to pieniądze. Bez wykształcenia ciężko w tym kryzysie dostać dobrze płatną pracę, ale w północnym Queenslandzie brakuje ludzi i zarabiałbym przynajmniej dziesięć razy tyle co pastuch w Droghedzie.

– I co byś tam robił?

– Ciął trzcinę.

– Ciął trzcinę? To praca dla kulisów.

– Mylisz się. Kulisi są za mali, żeby szło im tak dobrze jak białym, a poza tym, jak sama wiesz, australijskie prawo zabrania sprowadzania czarnych i żółtych do ciężkiej pracy i zatrudniania za stawki niższe niż dla białych, żeby nie odbierać chleba białym Australijczykom. Brakuje żeńców, a zarobek jest wyśmienity. Rzadko kto jest na tyle duży i silny, żeby ciąć trzcinę. Ale ja dam radę!

– Chciałbyś, żebyśmy zamieszkali na stałe w północnym Queenslandzie?

– Tak.

Spojrzała ponad jego ramieniem przez wielkie okna salonu na eukaliptusy, pole domowe, widoczne za nimi drzewa. Nie mieszkać w Droghedzie? Tylko gdzieś, gdzie Ralph jej nie odnajdzie, żyć z myślą, że nigdy go nie zobaczy, trwać przy obcym człowieku, z którym nieodwołalnie się związała… Posmutniałe szare oczy, piękniejsze niż zwykle, spoczęły na niecierpliwej twarzy Luke'a. Wyczuł jej smutek, choć nie dostrzegł ani jednej łzy, opadnięcia powiek czy kącików ust. Nie obchodziły go frasunki Meggie, nie zamierzał dopuścić, żeby stała się dla niego tak ważna, by się o nią martwił. Owszem, dla kogoś takiego, kto smalił cholewki do Dot MacPherson z Bingelly, Meggie stanowiła nie lada gratkę, ale tym bardziej miał się na baczności, żeby jej łagodność i budząca pożądanie uroda nie podbiły mu serca. Żadna kobieta, nawet tak słodka i piękna jak Meggie Cleary, nie mogła nim zawładnąć na tyle, żeby mu rozkazywać.

Zatem pozostając wierny samemu sobie, przeszedł od razu do sedna, ponieważ tej kwestii wolał nie owijać w bawełnę.

– Meghann, jestem staroświecki – powiedział.

Obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.

– Naprawdę? – spytała tak, jakby mówiła: Czy to ważne?

– Tak – odparł. – Moim zdaniem, kiedy dwoje ludzi się pobiera, własność żony przechodzi na męża. Wiem, że masz trochę pieniędzy, i uważam, że powinnaś je na mnie przepisać. Uczciwie ci o tym mówię, jeszcze przed ślubem.

Meggie nigdy nie myślała, że zatrzyma swój kapitalik, uznała bowiem, że po ślubie stanie się on własnością Luke'a. Z wyjątkiem wykształconych, postępowych kobiet, Australijki żywiły przekonanie, że ich los spoczywa w rękach mężczyzn, a wychowanie Meggie szczególnie sprzyjało utrwaleniu takiego przekonania. W domu zawsze rządził tata, a po jego śmierci Bob. Meggie nigdy nie kwestionowała męskiego prawa do rozporządzania pieniędzmi, domem, żoną i dziećmi.

– Och! – wykrzyknęła. – Nie wiedziałam, że trzeba coś podpisywać. Myślałam, że to, co moje, po ślubie automatycznie będzie należało do ciebie.

– Kiedyś tak było, ale zmieniło się, odkąd ci głupcy w Canberrze dali kobietom prawo do głosu. Chciałbym żeby nie było między nami żadnych niedomówień, Meghann, dlatego mówię ci teraz, jak się rzeczy mają.

– Dobrze, Luke, nie mam nic przeciwko temu – odparła ze śmiechem.

Przyjęła to jak dobra, staroświecka żona, Dot nie poddałaby się tak łatwo.

– Ile masz? – spytał.

– W tej chwili czternaście tysięcy funtów. Co roku dostaję po dwa.

Gwizdnął.

– Czternaście tysięcy funtów! To dużo pieniędzy, Meghann. Lepiej, żebym ja miał nad nimi pieczę. W przyszłym tygodniu możemy pójść do dyrektora banku. Trzeba też załatwić, żeby przyszłe wpływy zapisywane były na mnie. Wiesz, że nie ruszę tych pieniędzy! Kiedyś kupimy za nie naszą farmę. Ale przez pierwsze dwa, trzy lata oboje będziemy ciężko pracować i oszczędzać wszystko, co zarobimy, dobrze?

– Tak, Luke – odparła Meggie.

Luke o mały włos nie udaremnił ślubu przez zwykłe przeoczenie. Nie był katolikiem. Kiedy ksiądz Watty dowiedział się o tym, ze zgrozą uniósł ręce ku niebu.

– Dobry Boże, Luke, dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej? Dużo trudu będzie nas kosztowało nawrócić cię i ochrzcić przed ślubem!

Luke patrzył na księdza zdumiony.

– A kto mówi o nawracaniu, proszę księdza? Żadnej religii nie wyznaję i dobrze mi z tym, ale jeśli to księdzu przeszkadza, proszę wpisać, że jestem kwakrem, szmakrem, czym ksiądz chce. Nie zgadzam się, żeby mnie podano za katolika.

Na próżno go upraszali. Luke nie chciał o niczym słyszeć.

– Nie mam nic przeciwko katolicyzmowi ani Irlandii, myślę nawet, że katolikom w Ulsterze źle się dzieje, ale jestem oranżystą i przechrztą nie będę. Gdybym był katolikiem i chcielibyście, żebym został metodystą, tak samo bym się nie zgodził. Protestuję przeciwko robieniu ze mnie przechrzty, nie przeciwko katolicyzmowi. Nie będę należał do trzódki księdza, koniec, kropka.