Выбрать главу

Do kogo dzwoniłaś? – spytał Bosch, wsiadając. – Do prezydenta?

– Do swojego partnera – odparła. – Umówiłam się z nim w domu ofiary. A gdzie twój partner?

– Już jedzie.

Bosch uruchomił silnik. Ledwie ruszyli, zasypał ją pytaniami.

– Jeżeli Stanley Kent nie był terrorystą, to na jakiej był liście?

– Jako fizyk medyczny miał bezpośredni dostęp do materiałów promieniotwórczych. Dlatego trafił na listę.

Bosch pomyślał o szpitalnych identyfikatorach, które znalazł w porsche ofiary.

– Dostęp? Gdzie? W szpitalach?

– Właśnie. Tam się je przechowuje. To substancje wykorzystywane głównie do leczenia raka.

Bosch skinął głową. Zaczynał rozumieć, wciąż jednak miał za mało informacji.

– W porządku, Rachel, tylko ciągle czegoś tu nie kapuję. Możesz jaśniej?

– Stanley Kent miał bezpośredni dostęp do materiałów, na których chcieliby położyć łapę inni ludzie. Do materiałów, które dla tych ludzi mogą być bardzo, bardzo cenne. Ale nie do leczenia raka.

– Mówisz o terrorystach.

– Otóż to.

– Chcesz powiedzieć, że facet może ot tak sobie wejść do szpitala i spokojnie to wynieść? Nie ma żadnych przepisów?

Walling skinęła głową.

– Zawsze są przepisy, Harry. Ale same przepisy nie wystarczą. Powtarzalność, rutyna – to szczeliny każdego systemu zabezpieczeń. Kiedyś nie zamykaliśmy drzwi do kabiny pilotów w samolotach linii komercyjnych. Teraz je zamykamy. Zmianę procedur i wzmocnienie środków ostrożności wymusza dopiero zdarzenie o tragicznych skutkach. Rozumiesz, co mam na myśli?

Przypomniał sobie notatki na odwrotnej stronie niektórych identyfikatorów w samochodzie ofiary. Czyżby Stanley Kent do tego stopnia nie przejmował się bezpieczeństwem tych substancji, że zapisywał kody dostępu na identyfikatorach? Instynkt podpowiadał Boschowi, że odpowiedź na to pytanie jest prawdopodobnie twierdząca.

– Rozumiem – rzekł.

– No, więc gdybyś zamierzał obejść system zabezpieczeń, wszystko jedno, szczelny czy nie, do kogo byś się zwrócił?

Bosch pokiwał głową.

– Do kogoś z gruntowną znajomością tego systemu.

– Otóż to.

Bosch skręcił w Arrowhead Drive i zaczął szukać numerów na krawężniku.

– Czyli twierdzisz, że to może być zdarzenie o tragicznych skutkach?

– Nie twierdzę. Jeszcze nie.

– Znałaś Kenta?

Bosch zerknął na Walling, która wyglądała na zaskoczoną tym pytaniem. To był strzał w ciemno, ale zadał je, by sprawdzić reakcję, niekoniecznie uzyskać odpowiedź. Walling odwróciła się i spojrzała w okno. Bosch dobrze znał ten gest. Klasyczny sygnał. Wiedział, że zaraz usłyszy kłamstwo.

– Nie, nigdy go nie spotkałam.

Bosch wjechał w najbliższy podjazd i zatrzymał samochód.

– Co robisz? – spytała.

– To tu. Dom Kenta.

Stali przed domem, w którym nie paliły się żadne światła w środku ani na zewnątrz. Wyglądał, jak gdyby nikt w nim nie mieszkał.

– Nie, to nie tu – powiedziała Walling. – Jego dom jest za następną przecznicą i…

Urwała, zdając sobie sprawę, że Bosch ją zdemaskował. Bosch w milczeniu przyglądał się jej przez chwilę w ciemnościach.

– Powiesz mi wreszcie prawdę, czy wolisz wysiąść?

– Słuchaj, Harry, mówiłam ci. Są rzeczy, o których nie mogę…

– Wysiadaj, agentko Walling. Sam sobie poradzę.

– Harry, musisz zrozu…

– To jest sprawa zabójstwa. Moja sprawa. Wysiadaj.

Nie drgnęła.

– Wystarczy jeden mój telefon i odbiorą ci śledztwo, zanim wrócisz na miejsce zbrodni – powiedziała.

– To dzwoń. Wolę od razu dostać kopa, niż być frajerem, któremu federalni będą opowiadać bajeczki. Może to jeden ze sloganów biura? Wciskać gliniarzom ciemnotę, aż się udławią? Nie mnie, nie dzisiaj, nie przy mojej własnej sprawie.

Sięgnął do drzwi po jej stronie, aby pociągnąć klamkę. Walling odepchnęła go i uniosła ręce w geście kapitulacji.

– Już dobrze, dobrze – powiedziała. – Co chcesz wiedzieć?

– Tym razem chcę usłyszeć prawdę. Całą prawdę.

3

Bosch zmienił pozycję na siedzeniu, by móc patrzeć prosto na Walling. Nie zamierzał nigdzie ruszać, dopóki Rachel nie zacznie mówić.

– To jasne, że wiedziałaś, kim był Stanley Kent i gdzie mieszkał – powiedział. – Okłamałaś mnie. Gadaj, był terrorystą czy nie?

– Mówiłam już, że nie. Naprawdę. Był zwykłym obywatelem. Fizykiem. Znalazł się na liście obserwowanych, bo miał kontakt ze źródłami promieniowania, które w niewłaściwych rękach mogłyby posłużyć do wyrządzenia krzywdy ludziom.

– O czym ty mówisz? Jak to by się mogło stać?

– Przez napromieniowanie. W różnej formie. Na przykład atak na jednego człowieka – pamiętasz ostatnie Święto Dziękczynienia i tego Rosjanina, któremu w Londynie podano dawkę polonu? To był zamach na konkretną osobę, chociaż nie obyło się bez dodatkowych ofiar. Materiał, do którego miał dostęp Kent, mógłby być też wykorzystany na większą skalę – w centrum handlowym, w metrze, gdziekolwiek. Wszystko zależy od ilości i oczywiście od urządzenia dyspersyjnego.

– Urządzenia? Mówisz o bombie? Ktoś mógłby skonstruować brudną bombę z tą substancją?

– Owszem, do niektórych celów.

– Myślałem, że to tylko mit, że nigdy nie skonstruowano brudnej bomby.

– Formalne określenie to improwizowany ładunek wybuchowy. Faktycznie, to tylko mit, ale tylko do momentu, gdy ktoś zdetonuje taki ładunek pierwszy raz.

Bosch skinął głową i wrócił do tematu, wskazując dom przed nimi.

– Skąd wiedziałaś, że to nie jest dom Kenta?

Walling zmęczonym gestem potarła czoło, jak gdyby od jego natarczywych pytań rozbolała ją głowa.

– Bo już u niego byłam, rozumiesz? Jeszcze w tym roku przyjechałam do niego ze swoim partnerem, żeby ostrzec Kenta i jego żonę przed potencjalnymi zagrożeniami związanymi z jego zajęciem. Sprawdziliśmy zabezpieczenia w domu i poradziliśmy zachować ostrożność. Zrobiliśmy to z polecenia Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, jasne?

– Tak, jasne. To było rutynowe działanie wywiadu taktycznego i Departamentu Bezpieczeństwa czy pojechaliście tam, bo ktoś mu groził?

– Nie, nikt nie groził mu osobiście. Słuchaj, tracimy tylko…

– No to komu? Komu grożono?

Walling poprawiła się na siedzeniu i westchnęła z irytacją.

– Nikt nie groził nikomu konkretnemu. Zrobiliśmy to po prostu na wszelki wypadek. Szesnaście miesięcy temu ktoś dostał się do kliniki onkologicznej w Greensboro w Karolinie Północnej, obszedł skomplikowane zabezpieczenia i zabrał dwadzieścia dwie małe tuleje z radioizotopem cez-137. Ten materiał w takich opakowaniach był przeznaczony do radioterapii nowotworów ginekologicznych. Nie wiemy, kto to był ani po co go zabrał, ale izotop zniknął. Kiedy dotarła do nas wiadomość o kradzieży, ktoś ze specjalnej grupy do zwalczania terroryzmu w Los Angeles pomyślał, że byłoby dobrze ocenić zabezpieczenia materiałów promieniotwórczych w tutejszych szpitalach i ostrzec ludzi, którzy się nimi zajmują, żeby zachowali czujność i byli ostrożni. Będziesz już łaskaw ruszyć?

– I to byłaś ty.

– Tak jest, zgadłeś. Zadziałała federalna teoria powszechnej korzyści. Na mnie i mojego partnera spadło zadanie przeprowadzania rozmowy z ludźmi takimi jak Stanley Kent. Złożyliśmy wizytę doktorowi i jego żonie, przy okazji obejrzeliśmy dom i powiedzieliśmy mu, że powinien zacząć na siebie uważać. Z tego samego powodu zadzwonili właśnie do mnie, kiedy sprawdzaliście jego nazwisko w bazie.