Выбрать главу

Uświadomił sobie, że już od wielu dni nie sprawdzał poczty. „Limit twojej skrzynki został przekroczony”, to był główny komunikat, jaki administrator poczty wysłał Paterowi w ostatnim tygodniu kilka razy. Mejla od Naśladowcy nie było. Miał się właśnie wylogować, gdy wśród zalegającego spamu zobaczył wiadomość od Manola. Znawca heavy metalu sobie tylko znanym sposobem dotarł do zdjęć z trasy koncertowej zespołu Traszki z dwutysięcznego trzeciego roku. Otworzył zdjęcia i popatrzył na czterech muzyków z zasłoniętymi twarzami. Równie dobrze mogliby grać w filmach sado-maso. Ciekawe, który z nich to Traszka?

Zamknął zdjęcia i dopiero teraz zobaczył dopisek po głównej części mejla. „Wybrałem kilka zdjęć”, pisał Manolo. „I tak się na nic Panu nie przydadzą. Pozdrawiam. Manolo”.

Poczuł, że ogarnia go niepokój. Nie wiedział dlaczego, ale czul, że coś jest nie tak. Odnalazł w komórce telefon do Zbynka Karalucha i zadzwonił.

– Manolo jest?

– Poczekaj chwilę, bo dziś ma debiut. Już nie wprawia się na słoninie.

Minęła minuta, gdy usłyszał głos Manola.

– Myślałem, że już się pan nie odezwie.

– Dlaczego napisałeś, że te zdjęcia mi się nie przydadzą?

– Bo Henkermaske to pięciu kolesi, a na wszystkich zdjęciach, które mam od kumpli ze Szwecji, grają we czterech. Brakuje jednego gitarzysty. Proszę się dobrze przyjrzeć. Na gitarze gra taki grubas z czystymi rękami.

– Czystymi?

– No, bez tatuaży. Á propos tatuaży, muszę wracać, bo mnie szef przegoni.

Pater jeszcze raz przejrzał zdjęcia. Jak to możliwe? Przecież urzędnicy z Uppsali… Urzędnicy z Uppsali najpewniej odnotowali występy zespołu, ale raczej nie zadawali sobie trudu, by liczyć, ilu muzyków pojawia się za każdym razem na scenie. Traszka mógł opuścić część trasy, a potem wrócić do kolegów. Kolejny raz przewertował zdjęcia. Tak, Manolo miał rację. A to znaczy… A to znaczy, że Traszki nie było w Szwecji, gdy zdarzyło się Jelitkowo. Skurwiel kłamał wtedy na kutrze. „Musimy pogadać o Jelitkowie”. I jeszcze: „Czytałem o tobie. Wydaje ci się, że mnie złapałeś? Lubisz przecież hazard”. Pater czuł w tych zdaniach pewną poufałość. Taką, która może wiązać policjanta i przestępcę. Cichowski pytał go przecież, czy nie domyśla się, kto jest autorem mejla.

Gwałtownie sięgnął po kartkę, którą pierwszy raz widział na spotkaniu z Aleksandrowskim, Marksem i tą profesor od językoznawstwa. Już wówczas pomyślał, że zbliża się do ważnego śladu. Instynkt podpowiadał mu, że jest blisko, nie wiedział jednak, czego szukać.

„I kto to wie prócz mnie”. Obruszył się, gdy pierwszy raz przeczytał to zdanie. Jego zmysł polonistyczny podpowiadał, że powinno być „oprócz mnie”.

Wybrał numer dyżurnego.

– Znajdź mi telefon do profesor Artemidy Prociw-Bury. Tak, dobrze usłyszałeś imię i nazwisko. Z Uniwersytetu Gdańskiego. Albo znajdź mi jakiegoś innego językoznawcę. To pilne!

Czekał na połączenie, wpatrując się w ekran monitora, i pomyślał, że wymarzony przez Cichowskiego wunderteam, który miał schwytać Naśladowcę, nigdy nie powstał. Nie zaczął działać, bo on, Pater, opętany był swoją obsesją. Znów do niej powrócił. Traszka zabił w Jelitkowie. Mielnik się nie pomylił, odnalazł go i spotkanie przypłacił życiem. Następnie Traszka wysyła mejla, że zabije na Wybrzeżu. Morduje Seredę we Władysławowie. Naśladuje sam siebie. Naśladuje.

Pater sięgnął do szuflady i znalazł notatki ze spotkania w komendzie. Sięgnął po przysłaną rozpiskę koncertów Traszki. Interesowały go tylko trzy miejscowości. Bez trudu znalazł Katowice, Warszawę i Kraków. Porównał terminy występów z datami, gdy popełniono morderstwa á la Marchwicki, Staniak i Kot.

Wiedział niezbicie, kto jest Naśladowcą. Był przy drzwiach, gdy zadzwonił telefon na biurku. Cofnął się i podniósł słuchawkę.

– Mówi Sebastian Gralak, doktorant pani profesor Prociw-Bury. Proszono mnie…

– Proszę posłuchać uważnie – przerwał mu Pater. -Przeczytam jedno zdanie. „I kto to wie prócz mnie”. Dlaczego jest „prócz”, a nie „oprócz”.

Gralak milczał zaskoczony.

– Przecież to proste – powiedział w końcu. – „I kto to wie prócz mnie” ma rytm jambiczny. Mówiąc najprościej, to bardzo muzyczna fraza.

Muzyczna fraza. Pater przypomniał sobie zasłonięte twarze muzyków Henkermaske.

Ta jedna twarz, najważniejsza, wreszcie zostanie odsłonięta.

56

Dwie godziny później w gabinecie Cichowskiego zebrał się, jak to określił naczelnik, sztab kryzysowy. Pater uparł się, by w burzy mózgów uczestniczyli Wieloch i Kulesza.

– Bez nich – powiedział do Żarowy – nic byśmy nie osiągnęli.

Naczelnik uważnie popatrzył na podwładnego.

– Wiesz, jak to się nazywa, Jarek? Pijacki dowód wdzięczności. Za to, że doholowali cię całego i zdrowego po tej popijawie we Władku.

Siedzieli przy mocnej kawie, którą, na wyraźne polecenie szefa, pani Marzenka wyjęła z zamykanej na klucz szafki.

„Kawa dla specjalnych gości”, pomyślał Pater. „Albo na specjalne okazje. Takie jak ta”.

– Podsumujmy – zaczął Cichowski. – Godzinę temu rozmawiałem z zastępcą komendanta głównego. Od tej chwili Traszka jest poszukiwany w całej Polsce. Po południu będzie wiedział o nim każdy posterunek. Każdy policjant będzie miał zdjęcie, które zrobiliśmy mu w naszym areszcie. Sądzę, że nie ma go już na naszym terenie, a ten jego mejl to szczeniacki blef. Wasz szef – spojrzał na Wielocha i Kuleszę – uważa jednak inaczej.

– Trzeba było go zatrzymać – wycedził przez zęby Pater.

– Nie mieliśmy powodu, by go dłużej trzymać – odparł Cichowski. Brzmiało to, jakby chciał powiedzieć: „Mogłeś się lepiej starać”.

– Teraz Traszka jest wściekły. – Pater starał się, by każde jego słowo brzmiało przekonująco. – Ale zarazem to osobnik, który dotrzymuje słowa. Zapowiedział morderstwo i zabije kogoś. Zapowiedział, że zrobi to na naszym terenie. Teraz, po artykule, który odebrał mu należną sławę i uśmiercił Naśladowcę, ma dodatkowy powód, by nas upokorzyć.

– Ma kilka powodów – wtrącił się Wieloch.

Kulesza spojrzał z niepokojem na partnera, jakby bał się, że ten za chwilę uraczy wszystkich morskimi opowieściami o przesłuchaniu na kutrze. Wieloch jednak sięgnął po filiżankę i wypił łyk kawy.

– Musicie mi pomóc – kontynuował Pater. – Po to się tutaj spotkaliśmy. W tym mejlu – podniósł kartkę – jest podpowiedź. Jestem tego pewien. Traszka chce zabić, ale chce także spotkać się ze mną. Wyznaczył mi spotkanie.

Wieloch i Kulesza popatrzyli na siebie.

– Macie tu kopie tego mejla – wręczył aspirantom dwie kartki. – Ma to się zdarzyć jeszcze dziś. 0 której i gdzie? Tego nie wiem.

„Jeszcze dziś. Jeszcze dziś to muszę szykować się do wylotu. Jeszcze dziś będę daleko stąd”. Pater pomyślał o Joannie i poczuł nagły ból w mostku. Kłamie. Oszukuje sam siebie. Czuł, że samolot o dziewiętnastej wystartuje bez niego. Chyba że wcześniej złapią Traszkę.

– Jedna rzecz jest prosta – głos Wielocha wyrwał go z rozmyślań.

Spojrzenia wszystkich zwróciły się w kierunku rumianego aspiranta.

– Co powiedziałeś? – Pater zacisnął palce na blacie stołu.

– Za cholerę nie wiem, gdzie on chce się spotkać -Wieloch podrapał się w głowę – ale wiem kiedy. O dziewiątej wieczorem. O dwudziestej pierwszej.

– Skąd to wiesz? – zapytał Cichowski.