— Niektóre kobiety dostają podczas ciąży ciemne znamiona. Są przejściowe.
— Nie takie jak te — powiedziała Kaye. — Mówili nam, że miała inne problemy ze skórą.
— Wiem. — Jacobs westchnął i przysiadł na narożniku biurka.
— Mam trzy pacjentki w ciąży, przypuszczalnie z herodem drugiego stadium. Nie pozwoliły mi na punkcję owodni ani żadne prześwietlenia. Wszystkie są religijne i myślę, że nie chcą znać prawdy. Są przerażone i pod presją. Odrzucili je znajomi. Nie są wpuszczane do kościoła. Mężowie nie przyszli do mnie z nimi. — Wskazał swoją twarz. — U wszystkich skóra zesztywniała i stała się luźna wokół oczu, nosa, policzków, kącików ust. Nie zeszła po prostu… Jeszcze nie. Zrzuciły kilka warstw skóry właściwej i naskórka twarzy. — Skrzywił się i udał, że odrywa palcami płaty skóry. — Jest trochę chropawa. Brzydka jak diabeł, naprawdę przerażająca. To dlatego są nerwowe i zostały odrzucone. Wyklucza to je ze społeczeństwa, pani Lang. To je boli. Składam sprawozdania władzom stanowym i federalnym, ale nie dostaję odpowiedzi. Jakbym gadał do obrazu.
— Czy pana zdaniem maski są cechą wspólną?
— Pani Lang, przestrzegam podstawowych założeń nauki. Jeśli widzę jakąś cechę więcej niż raz, a teraz przychodzi ta dziewczyna, spoza stanu, i widzę ją ponownie… To wątpię, aby była czymś nadzwyczajnym. — Patrzył na nią krytycznie. — Czy wie pani coś więcej?
Kaye uświadomiła sobie, że przygryza wargę jak mała dziewczynka.
— Tak i nie — odpowiedziała. — Zrezygnowałam z uczestnictwa w Zespole Specjalnym do spraw Heroda.
— Dlaczego?
— To zbyt skomplikowane.
— Czy dlatego, że podchodzą do sprawy niewłaściwie?
Kaye odwróciła wzrok i uśmiechnęła się.
— Tak bym nie powiedziała.
— Czy widziała to pani wcześniej? U innych kobiet?
— Sądzę, że będziemy widywali to częściej.
— A wszystkie dzieci będą potworkami i umrą?
Kaye pokręciła głową.
— Sądzę, że tu będzie inaczej.
Jacobs schował pióro do kieszeni, położył rękę na suszce, uniósł jej skórzany narożnik, opuścił powoli.
— Nie sporządzę raportu o Delii. Nie wiem na pewno, co mógłbym ani co powinienem powiedzieć. Myślę, że zniknie, zanim władze zdążyłyby przybyć, aby jej pomóc. Wątpię, żeby kiedykolwiek znaleziono jej dziecko czy miejsce, w którym je pochowano. Jest wyczerpana i wymaga stałej opieki. Potrzebuje miejsca, gdzie mogłaby się zatrzymać i odpocząć. Dam jej zastrzyk z witaminami oraz przepiszę antybiotyki i żelazo.
— A znaki?
— Czy wie pani, czym są chromatofory?
— To komórki zmieniające kolor. U mątw.
— Te znaki mogą zmieniać kolor — powiedział Jacobs. — To coś więcej niż wywołany hormonalnie melanizm.
— Melanofory — stwierdziła Kaye.
— To właściwe słowo — pokiwał głową Jacobs. — Czy kiedykolwiek znaleziono melanofory u ludzi?
— Nie — odparła Kaye.
— Też nic o tym nie słyszałem, pani Lang. Dokąd pani jedzie?
— Dalej na zachód — odpowiedziała. Podniosła portmonetkę. — Chciałabym teraz zapłacić.
Jacobs spojrzał na nią w najbardziej posępny sposób.
— Nie prowadzę cholernej przychodni publicznej, pani Lang. Nic nie wezmę. Przepiszę pigułki, a pani kupi je w dobrej aptece. Nakarmi ją pani i znajdzie czyste miejsce, w którym spędzi spokojnie noc.
Otworzyły się drzwi, wyszły nimi Delia i Jayce. Delia była całkowicie ubrana.
— Potrzebuje czystego ubrania i mnóstwa mydła w gorącej kąpieli — powiedziała stanowczo Georgina.
— Po raz pierwszy, odkąd się spotkali, Delia się uśmiechała.
— Popatrzyłam w lustro — wyznała. — Jayce powiedziała, że znaki są ładne. Pan doktor powiedział, że nie jestem chora i jeśli zechcę, będę mogła znowu mieć dzieci.
Kaye uścisnęła dłoń Jacobsa.
— Bardzo gorąco panu dziękuję.
Gdy we trzy wychodziły na zewnątrz, dołączając do Mitcha i Morgana stojących na ganku, Jacobs zawołał:
— Żyjemy i się uczymy, pani Lang! A im szybciej się uczymy, tym lepiej.
Mały motel z ogromnym czarnym szyldem, na który wciśnięto napis Pokoiki i $50, był wyraźnie widoczny z autostrady. Miał siedem pokoi, trzy były wolne. Kaye wynajęła wszystkie trzy i dała Morganowi jeden z kluczy. Morgan wziął go, skrzywił się i schował do kieszeni.
— Nie chciałbym być sam — powiedział.
— Nie znalazłam innej możliwości — odparła Kaye.
Mitch otoczył chłopca ramieniem.
— Zostanę z tobą — popatrzył znacząco na Kaye. — Wykąpiemy się i obejrzymy telewizję.
— Niech pani zamieszka w naszym pokoju — poprosiła Kaye Jayce. — Poczujemy się znacznie bezpieczniej.
Pokoje były niemal brudne. Łóżka z wyraźnymi zagłębieniami zasłano cienkimi i zużytymi pikowanymi kołdrami z postrzępionymi nylonowymi nitkami i śladami gaszenia na nich papierosów. Jayce i Delia rozejrzały się i usiadły zadowolone, jakby była to królewska komnata. Delia wybrała jedyne pomarańczowe krzesło obok stolika z lampą, obwieszonego czarnymi, metalowymi puszkami w kształcie stożka. Jayce opadła na łóżko i włączyła telewizor.
— Mają HBO — powiedziała cicho i z podziwem. — Możemy obejrzeć film!
Mitch poczekał, aż Morgan pójdzie pod prysznic, po czym otworzył drzwi wejściowe. Kaye stała za nimi z uniesioną ręką, gotową do zapukania.
— Marnujemy pokój — powiedziała. — Wzięliśmy na siebie pewne zobowiązania, nie sądzisz?
Mitch objął ją.
— Twoja intuicja.
— A co powiedziała twoja? — Zapytała, masując mu ramię.
— To dzieciaki. Od tygodni, miesięcy są w drodze. Trzeba by zadzwonić do ich rodziców.
— Może nigdy nie mieli prawdziwych rodziców, Mitch. Są zdesperowani. — Kaye odsunęła się, aby spojrzeć na niego.
— Byli także dostatecznie samodzielni, aby pogrzebać martwe dziecko i wyruszyć w dalszą drogę. Kaye, lekarz powinien był wezwać policję.
— Wiem — przyznała Kaye. — I wiem także, dlaczego tego nie zrobił. Zmieniły się zasady. Jacobs uważa, że dzieci będą się przeważnie rodziły martwe. Czy jesteśmy jedynymi, którzy mają jakąkolwiek nadzieję?
Ustały odgłosy prysznica i szczęknęły drzwiczki kabiny. Małą łazienkę wypełniała para.
— Dziewczyny — rzuciła Kaye i poszła do sąsiedniego pokoju. Dała Mitchowi znak otwartą ręką, w którym natychmiast rozpoznał gest wykonywany przez tłumy maszerujące w Albany i po raz pierwszy zrozumiał, co chciały wyrazić: silną wiarę w drogi Życia i powściągliwe podporządkowanie się im, wiarę w najwyższą mądrość ludzkiego genomu. Żadnych przeczuć zagłady, żadnych płynących z niewiedzy prób wykorzystania nowych mocy ludzkości do zablokowania rzek DNA przepływających przez pokolenia.
Wiara w Życie.
Morgan ubierał się szybko.
— Jayce i Delia mnie nie potrzebują — powiedział, stojąc w pokoiku. Dziury w rękawach jego czarnego puloweru były łatwiejsze do zauważenia teraz, gdy skóra stała się czysta. Brudną wiatrówkę zarzucił na ramię. — Nie chcę być ciężarem. Pójdę sobie. Bardzo dziękuję, hej, ale…
— Uspokój się, proszę, i usiądź — przerwał mu Mitch. — Ważne, co chce Kaye. A ona chce, abyś został.
Morgan zamrugał ze zdziwieniem i usiadł na brzeżku łóżka. Sprężyny jęknęły, a rama zaskrzypiała.