Выбрать главу

Pani Palmer była o kilka lat młodsza od lady Middleton i zupełnie do niej niepodobna. Mała i pulchna, miała ładną buzię, na której malował się przemiły, dobroduszny wyraz. Zachowywała się może mniej elegancko niż siostra, lecz za to o wiele bardziej ujmująco. Weszła z uśmiechem, uśmiechała się przez całą wizytę z wyjątkiem tych momentów, kiedy się śmiała, i z uśmiechem wychodziła z domu. Mąż jej, dwudziestopięcioletni mężczyzna o poważnym wyglądzie, miał obejście bardziej światowe i poważne, ale mniej się starał, by i jemu, i innym było przyjemnie. Wszedł do pokoju z miną wyniosłą, skłonił się damom lekko, bez słowa, potoczył wzrokiem po pokoju i twarzach zebranych, po czym wziął ze stołu gazetę i czytał przez całą wizytę.

Żona jego, wprost przeciwnie, była osobą hojnie obdarzoną przez naturę umiejętnością okazywania radości i uprzejmości innym, toteż ledwo usiadła, już wybuchnęła zachwytami nad salonikiem i wszystkim, co się w nim znajdowało.

– Cóż za rozkoszny pokój! W życiu nie widziałam czegoś tak uroczego. Zobacz, mamo, o ile tu teraz piękniej niż przedtem. Zawsze uważałam ten domek za coś uroczego – tu zwróciła się do pani Dashwood – ale pani uczyniłaś z niego miejsce wprost czarowne! Popatrz tylko, siostrzyczko, jakie wszystko zachwycające! Jakżebym chciała mieć taki dom! A ty nie chciałbyś, mężulku?

„Mężulek” nie odpowiedział, nie oderwał nawet wzroku od gazety.

– On mnie nie słyszy – roześmiała się radośnie. – On mnie czasem w ogóle nie słyszy! Jakie to śmieszne!

To stwierdzenie bardzo zdumiało panią Dashwood, ponieważ nigdy jej nie śmieszyła okazywana komuś nieuwaga, spojrzała więc na nowo poznaną parę ze zdziwieniem.

Tymczasem pani Jennings ciągnęła w głos swoją opowieść o niespodziance, jaką im zrobił poprzedniego wieczora widok przyjezdnych, i nie przerwała, póki nie opowiedziała wszystkiego do końca. Pani Palmer śmiała się serdecznie, wspominając ich wczorajsze zdumienie, i wszyscy kilkakrotnie wyrazili przekonanie, że była to całkiem miła niespodzianka.

– Uwierzysz na pewno, że bardzo byliśmy im radzi – pani Jennings pochyliła się ku Eleonorze i mówiła przyciszonym głosem, jakby chciała przekazać tę wiadomość jej tylko, chociaż siedziały w przeciwnych krańcach pokoju – wolałabym jednak, by nie robili tej długiej i spiesznej podróży – oni jechali okrężną drogą przez Londyn, z powodu jakichś tam interesów – bo widzisz – tu pokiwała znacząco głową, wskazując na córkę – w jej stanie to bardzo niewskazane. Prosiłam, żeby została w domu i poleżała przed południem, ale nie, za nic w świecie, tak bardzo pragnęła was poznać.

Pani Palmer roześmiała się i powiedziała, że nic jej nie będzie.

– Ona się spodziewa w lutym – wyjaśniła pani Jennings.

Lady Middleton nie mogła dłużej znieść takiej konwersacji, zdobyła się więc na wysiłek i zapytała pana Palmera, czy jest coś ciekawego w gazecie.

– Nie, nie – odparł i czytał dalej.

– O, idzie Marianna! – zawołał sir John. – Zobaczycie zaraz piekielnie ładną dziewczynę.

Natychmiast wyszedł z pokoju, otworzył drzwi i sam wprowadził Mariannę do saloniku. Pani Jennings zagadnęła ją natychmiast, czy nie była czasem w Allenham, na co pani Palmer roześmiała się serdecznie, dając do zrozumienia, iż wie, o co chodzi. Pan Palmer podniósł oczy na wchodzącą, popatrzył na nią przez chwilę, a potem znowu wrócił do gazety. Wzrok pani Palmer przyciągnęły teraz wiszące na ścianie rysunki. Podniosła się, by je obejrzeć.

– Och, jakież one śliczne! Naprawdę, cudowne! Popatrz tylko, mamo, jakie rozkoszne! Powiadam: zachwycające! Mogłabym na nie patrzeć w nieskończoność. – Usiadła i po chwili zapomniała o ich istnieniu.

Kiedy lady Middleton podniosła się do wyjścia, pan Palmer wstał również, odłożył gazetę, przeciągnął się i rozejrzał po wszystkich wokoło.

– Mój kochany, czyżbyś się obudził? – zapytała go ze śmiechem żona.

Nie odpowiedział, zauważył tylko, obrzuciwszy ponownie pokój wzrokiem, że jest niski, a sufit ma krzywy, po czym skłonił się i wyszedł za pozostałymi.

Sir John nalegał, by panie spędziły następny dzień we dworze. Pani Dashwood odmówiła w swoim imieniu, nie lubiła bowiem obiadować u nich częściej, niż oni u niej. Córki mogą postąpić, jak zechcą. Ale one wcale nie były ciekawe zobaczyć, jak państwo Palmer jedzą, nie spodziewały się też żadnych innych przyjemności po tej wizycie. Próbowały więc również się wymówić – pogoda była taka niepewna, zanosi się na deszcz. Ale sir John nie ustępował – przyśle po nie powóz, muszą przyjechać. Lady Middleton, choć ustąpiła wobec matki, usilnie prosiła panny. Pani Jennings i pani Palmer dołączyły swoje prośby – wszyscy równie gorąco pragnęli uniknąć siedzenia w rodzinnym gronie, młode damy musiały więc ustąpić.

– Czemu też oni nas proszą! – zaczęła narzekać Marianna natychmiast, gdy drzwi się zamknęły za gośćmi. – Podobno dzierżawa za ten dom jest bardzo niska, ale obwarowano ją ciężkimi warunkami, jeśli musimy obiadować we dworze za każdym razem, gdy ktoś przyjedzie do nich czy do nas.

– Te częste zaproszenia świadczą dzisiaj tak samo jak przed kilku tygodniami o ich uprzejmości i dobroci – powiedziała Eleonora. – Nie w nich dokonała się odmiana, jeśli przyjęcia we dworze stały się nudne i puste. Gdzie indziej trzeba szukać przyczyny.

ROZDZIAŁ XX

Kiedy następnego dnia panny Dashwood weszły do salonu we dworze jednymi drzwiami, w drugich ukazała się natychmiast pani Palmer i podbiegła do gości, równie jak wczoraj wesoła i miła. Ujęła obie serdecznie za ręce, wyrażając radość z ponownego spotkania.

– Tak się cieszę, że was widzę – mówiła, sadowiąc się między Eleonorą i Marianną – bo pogoda brzydka i już się bałam, że nie przyjdziecie, a to by było okropne, przecież my jutro wyjeżdżamy. Musimy jechać, bo, widzicie, Westonowie przyjeżdżają do nas w przyszłym tygodniu z wizytą. W ogóle ten cały nasz przyjazd wypadł tak znienacka, nic o niczym nie wiedziałam, dopiero jak powóz zajechał, mój mąż zapytał mnie, czy nie pojechałabym z nim do Barton. On jest taki śmieszny. Nigdy mi nic nie mówi. Okropnie żałuję, że nie możemy zostać dłużej, ale przecież spotkamy się niedługo w Londynie.

Musiały ją wyprowadzić z błędu.

– Nie wybieracie się do Londynu! – zakrzyknęła pani Palmer ze śmiechem. – Sprawiłybyście mi ogromny zawód, gdybyście nie przyjechały. Mogę wam zdobyć najładniejszy dom na świecie, tuż obok nas, na Hanover Square. Naprawdę, musicie przyjechać. Będę ogromnie rada, szaperonując * wam aż do połogu, jeśli wasza matka nie lubi się pokazywać publicznie.

Podziękowały, nie były jednak w stanie spełnić jej prośby.

– Moje serce! – zawołała do męża, który właśnie wszedł do salonu. – Musisz mi pomóc i namówić panny Dashwood, żeby przyjechały tej zimy do Londynu.

„Jej serce” nie odpowiedziało, tylko skłoniwszy się lekko paniom, zaczęło narzekać na niepogodę.

– Jakież to okropne! – mówił. – Przy takiej pogodzie wszystko i wszyscy wydają się odrażający. Nuda rodzi się i w domu, i poza domem, z deszczu. Człowiek zaczyna nie cierpieć własnych znajomych. Co to, u licha, znaczy, że sir John nie urządził tu pokoju bilardowego? Jak niewielu wie, czym można sobie uprzyjemnić w domu życie! Sir John jest równie zbzikowany jak ta pogoda.

Po chwili przyłączyła się do nich reszta towarzystwa.

вернуться

* Szaperonować (z franc. chaperonner) – występować w roli opiekunki towarzyszącej młodej kobiecie.