Выбрать главу

— Miałem coś cennego do sprzedania… Wiedziałem, że ten kupiec to bydlak, ale nikogo innego nie znałem. Zaproponował mi śmieszną cenę. Nienawidziłem go, bo już przedtem raz mnie oszukał… Powiedziałem mu, że zabieram tę rzecz, i nawymyślałem mu od oszustów… Na to on powiedział mi coś takiego, że straciłem cierpliwość…

— A co ci powiedział? — Zauważyłam ze zdziwieniem, że w miarę, jak Sonzogno mówi, rozprasza się mój lęk i że wbrew własnej woli zaczynam odczuwać podniecenie, jak gdybym była wspólniczką zbrodni. Pytając, co powiedział jubiler, złapałam się na tym, że pragnę, aby to było coś strasznego, co pozwoli jeżeli nie usprawiedliwić, to wytłumaczyć zbrodnię. Odpowiedział krótko:

— Mówił, że jeśli mu tego nie sprzedam, to da znać policji… Wtedy pomyślałem sobie: dość tego, a ponieważ właśnie się odwrócił… — Nie dokończył i spojrzał na mnie przenikliwie.

Zapytałam: — A jak on wyglądał? — Pytanie to nasunęło mi się samo przez się i nie dostrzegłam w nim żadnej ukrytej myśli. Odpowiedział dość szczegółowo:

— Łysy… dość niski… mała twarz… miał w sobie coś z zająca. — Na te słowa, wypowiedziane ze spokojną odrazą, poczułam nienawiść do tego pasera o zajęczej twarzy. Widziałam, jak podejrzliwie i nieufnie waży przedmiot przyniesiony przez Sonzogna. Przestałam się bać, miałam wrażenie, że Sonzogno zaraził mnie swoją niechęcią do ofiary zbrodni, i nawet straciłam pewność, czy w ogóle go potępiam. Wydawało mi się, że tak dobrze rozumiem wszystko, co się stało, że zaczęłam zastanawiać się, czy i ja nie byłabym zdolna do popełnienia tego morderstwa. Nikt lepiej ode mnie nie zrozumiałby tego zdania: „Powiedział mi coś takiego, że straciłem cierpliwość”. Stracił także cierpliwość raz z winy Gina, a drugi raz z mojej i tylko przypadek sprawił, że ja i Gino pozostaliśmy przy życiu. Przejrzałam na wskroś Sonzogna; nie wzbudzał już we mnie lęku, a nawet poczułam dla niego coś w rodzaju zabarwionej grozą sympatii. Tej sympatii, jakiej nie miałam dla niego jako dla kochanka, dopóki nie dowiedziałam się o zbrodni.

— Czy nie żałujesz, żeś to zrobił? Czy nie masz wyrzutów sumienia? — zapytałam.

— Już się stało — odpowiedział.

Patrzałam na niego z natężoną uwagą i po tej odpowiedzi, ku memu zdumieniu, bezwiednie kiwnęłam potakująco głową. I przypomniałam sobie Gina; Sonzogno uważał go za błazna, ale był to przecież człowiek, jak każdy inny, kochał mnie i ja niegdyś go kochałam. Pomyślałam, że rozumując w ten sposób mogłabym jutro uznać za słuszne zamordowanie Gina, że ten jubiler nie był pewnie ani gorszy, ani lepszy od Gina, a cała różnica polegała na tym, że tamtego nie znałam; a usprawiedliwiam zbrodnię tylko dlatego, że dowiedziałam się, iż miał twarz zająca. Poczułam wyrzuty sumienia i odrazę, ale nie do Sonzogna, który taki już się urodził i trzeba go było najpierw zrozumieć, a dopiero potem sądzić, ale do samej siebie, bo przecież byłam inna, a pomimo to pozwoliłam zaszczepić sobie nienawiść i żądzę krwi. Ogarnęło mnie nagłe wzburzenie, usiadłam gwałtownie na łóżku:

— O Boże! — powtarzałam. — O Boże!… dlaczegoś ty to zrobił?… I dlaczego mi o tym powiedziałeś?

— Tak się mnie bałaś — odpowiedział po prostu — i to nie wiedząc o niczym… Wydało mi się to dziwne. Na szczęście — dodał uśmiechając się do własnej myśli — inni nie są tacy jak ty… Gdyby tak było, już by mnie przyłapali.

— Ale teraz idź już lepiej i zostaw mnie samą… idź!

— Co cię znowu napadło? — zapytał.

Poznałam po jego tonie, że porywa go wściekłość, ale wyczułam też w głosie jego jakiś ból i przerażenie, że jest całkiem sam, że i ja, jego kochanka, potępiłam go. Dorzuciłam więc szybko:

— Nie myśl, że się boję! Nic a nic się nie boję, tylko muszę przywyknąć do tej myśli, muszę to przetrawić… Będę inna, kiedy przyjdziesz do mnie znowu.

— Co chcesz przetrawić? — zapytał. — Nie zamierzasz chyba mnie wydać?

Te słowa zrobiły na mnie takie samo wrażenie, jak opowiadanie Gina o intrydze przeciwko pokojówce; uczułam, że żyję w zupełnie innym świecie. Zrobiłam wysiłek, żeby się opanować:

— Przecież ci powiedziałam, że możesz przyjść do mnie znowu. A wiesz, co powiedziałaby ci inna kobieta? „Nie chcę cię znać, nie chcę cię widzieć na oczy”… Oto co by ci powiedziała.

— Ale chcesz, żebym sobie poszedł.

— Myślałam, że i tak chcesz już iść, więc parę minut wcześniej czy później to wszystko jedno. Ale jeżeli chcesz zostać, to bardzo proszę. Chcesz tu przenocować? Możemy przespać się razem i pójdziesz jutro rano… Chcesz?

Powiedziawszy prawdę, proponowałam mu to zgaszonym, smutnym i niepewnym głosem; w oczach moich musiał być jakiś obłąkany wyraz. Ale przemogłam się na tyle, że mu to zaproponowałam, i byłam z siebie zadowolona. Popatrzał na mnie i może się myliłam, ale wydało mi się, że w jego spojrzeniu wyczytałam przebłysk wdzięczności. Potem potrząsnął głową:

— Nie, powiedziałem to tylko tak sobie… Naprawdę muszę już iść. — Wstał i podszedł do krzesła, na którym leżało jego ubranie.

— Jak chcesz — odrzekłam — ale jeżeli masz ochotę zostać, to zostań, a jeżeli — dodałam z wysiłkiem — w najbliższych dniach nie miałbyś gdzie nocować, przyjdź tutaj.

Nic nie odpowiedział, ubierał się. Ja także wstałam i włożyłam szlafrok. Krzątając się miałam wrażenie, że ogarnia mnie szaleństwo, jakby pokój pełen był jakichś głosów, szepczących mi do ucha nieskładne, bezsensowne wyrazy. Może właśnie owo obłędne uczucie było przyczyną, że zrobiłam pewien gest, którego sama nie umiałam sobie wytłumaczyć. Kiedy snułam się po pokoju, ledwie powłócząc nogami pomimo narastającego we mnie szaleństwa, zobaczyłam, że on schyla się, żeby zasznurować trzewiki. I wówczas uklękłam przed nim, mówiąc: — Poczekaj, ja to zrobię. — On osłupiał ze zdumienia, ale nie zaprotestował. Wzięłam jego prawą nogę i, opierając ją sobie o brzuch, związałam sznurowadło na podwójny węzeł. Potem zrobiłam to samo z lewą nogą. Nie podziękował mi i nie odezwał się już ani słowem; prawdopodobnie i on nie mógł pojąć, dlaczego to zrobiłam. Włożył marynarkę. Wyjął z kieszeni portfel i zaczął wyjmować pieniądze.

— Nie, nie — zawołałam z mimowolną odrazą w głosie — nie, nic mi nie dawaj… nie trzeba.

— Dlaczego?… Czy moje pieniądze są gorsze niż pieniądze innych? — zapytał głosem nabrzmiałym gniewem.

Wydało mi się dziwne, że nie rozumie mojego wstrętu do tych pieniędzy, wyciągniętych może z ciepłej jeszcze kieszeni nieboszczyka. A może rozumiał i chciał uczynić mnie do pewnego stopnia swoją wspólniczką, a zarazem upewnić się co do moich uczuć względem niego? Odmówiłam po raz drugi:

— Nie… nie… wcale nie myślałam o pieniądzach, zapraszając cię tutaj… zostaw!

Wyglądało na to, że uspokoił się.

— No dobrze… ale wobec tego dam ci coś na pamiątkę. — Wyjął z kieszeni jakiś przedmiot i położył go na marmurowym blacie komody.

Spojrzałam na ten przedmiot nie biorąc go do ręki i poznałam złotą puderniczkę, którą ukradłam przed miesiącem w domu chlebodawczyni Gina.

— Co to jest? — wybełkotałam.

— Dał mi to do sprzedania Gino. Tamten dawał za to grosze, ale myślę, że ta puderniczka przedstawia pewną wartość… Jest ze złota.

Opanowałam się i powiedziałam:

— Dziękuję.

— Nie ma za co — odrzekł. Włożył płaszcz i zapinał pasek. — A więc do zobaczenia — powiedział już od progu.