O polityce natomiast, pomijając kilka luźnych aluzji, nigdy ze mną nie rozmawiał. Do dziś dnia nie wiem, o co właściwie walczył, jakie były jego zapatrywania i do jakiej należał partii. Otaczał tajemnicą tę stronę swojego życia, a ja zupełnie nie znałam się na polityce i przez nieśmiałość oraz obojętność nie pytałam o nic, co mogłoby oświetlić mi te sprawy. Źle zrobiłam i Bóg jeden wie, jak potem tego żałowałam. Ale wówczas było mi wygodnie nie mieszać się do nie swoich rzeczy, wolałam myśleć tylko o miłości. Zachowywałam się mniej więcej tak, jak wiele innych kobiet, żon i kochanek, które często nie wiedzą nawet, w jaki sposób ich mężczyźni zarabiają pieniądze. Spotkałam jeszcze kilkakrotnie tych dwóch kolegów, z którymi on prawie codziennie się widywał. Ale oni także w mojej obecności nie mówili o polityce, żartowali albo rozmawiali o rzeczach błahych.
Pomimo to nie potrafiłam zwalczyć w sobie uczucia stałego niepokoju, bo uświadamiałam sobie, jak niebezpiecznie jest spiskować przeciwko rządowi. A bałam się przede wszystkim tego, żeby Mino nie wziął czasem udziału w jakimś zamachu, ponieważ w mojej ignorancji nie umiałam odłączyć pojęcia roboty podziemnej od użycia broni i rozlewu krwi. Przypominam sobie pewien fakt, wyraźnie wskazujący na to, że choć niejasno, ale uważałam za swój obowiązek chronić go przed niebezpieczeństwem. Wiedziałam, że istnieje zakaz posiadania broni i że przekroczenie go karane jest więzieniem. Z drugiej strony, niekiedy można stracić głowę, a wtedy użycie broni staje się zgubą ludzi, którzy w innym wypadku mogliby się uratować. To wszystko nasunęło mi myśl, że ten rewolwer, z którego Mino był taki dumny, nie tylko — wbrew temu, co mówił — nie był mu potrzebny, ale mógł stanowić poważne niebezpieczeństwo, gdyby chciał się nim posłużyć albo gdyby go po prostu przy nim znaleziono. Ale nie śmiałam powiedzieć mu tego, bo wiedziałam, iż na nic by się to nie zdało, i w końcu zdecydowałam się działać potajemnie. Mino objaśniał mi raz, jak obchodzić się z bronią. Pewnego dnia, podczas gdy spał, wyciągnęłam rewolwer z kieszeni spodni, otworzyłam magazynek i wyjęłam kule. Potem zamknęłam rewolwer i z powrotem wsunęłam do jego kieszeni. Kule schowałam w szufladzie pod bielizną. Zrobiłam to wszystko w jednej chwili, po czym położyłam się obok Mina i zasnęłam. Dwa dni później włożyłam kule do torebki i rzuciłam do Tybru.
Pewnego dnia znowu odwiedził mnie Astarita. Prawie zapomniałam o jego istnieniu, a co do sprawy pokojówki, uważałam, że spełniam swój obowiązek, i nie chciałam więcej o tym myśleć. Astarita oznajmił, że ksiądz oddał w komendzie puderniczkę, wobec czego jej właścicielka, zresztą za radą policji, cofnęła oskarżenie. Pokojówkę uniewinniono i zwolniono z więzienia. Muszę przyznać, że ta wiadomość ucieszyła mnie przede wszystkim dlatego, że rozwiała w pewnym sensie złe przeczucia, jakie ogarnęły mnie po spowiedzi. Myślałam nie tyle o pokojówce, która była już na wolności, ile o Minie, i powiedziałam sobie, że skoro znikła obawa donosu, zatruwająca mi życie, nie mam się czego bać ani dla niego, ani dla siebie. W radosnym uniesieniu rzuciłam się Astaricie na szyję.
— Więc tak bardzo zależało ci na tym, żeby ta kobieta wyszła z więzienia? — powiedział z grymasem powątpiewania.
— Tak — skłamałam — tobie, który z lekkim sercem pakujesz co dzień do więzienia Bóg wie ilu niewinnych ludzi, może się to wydawać dziwne, ale dla mnie to była po prostu tortura.:
— Ja nikogo nie posyłam do więzienia — mruknął — spełniam tylko swój obowiązek.
— Czyś ty się widział z tym księdzem?
— Nie… nie widziałem go, zadzwoniłem do komendy i powiedziano mi tam, że puderniczkę odniósł jakiś ksiądz, który i otrzymał ją pod tajemnicą spowiedzi. Wtedy wydałem polecenie zwolnienia.
Zrobiło mi się przykro, sama nie wiem, dlaczego. Zapytałam po chwili:
— Czy ty naprawdę mnie kochasz?
Zmieszał się od razu i tuląc mnie mocno do siebie wyjąkał:
— Dlaczego pytasz o to?… Powinnaś już od dawna wiedzieć.
Chciał mnie pocałować, ale uchyliłam się i odrzekłam:
— Pytam o to, bo chcę wiedzieć, czy pomógłbyś mi w każdym wypadku… zawsze, gdy cię o to poproszę… tak jak teraz.
— Zawsze — odpowiedział drżąc całym ciałem i przysuwając swoją twarz do mojej dodał: — Ale będziesz dla mnie miła?
Po powrocie Mina zdecydowałam stanowczo, że nie chcę mieć nic wspólnego z Astaritą. Różnił się on całkowicie od innych moich przygodnych kochanków i chociaż go nie kochałam, a chwilami czułam do niego po prostu wstręt, wydawało mi się, że oddając mu się zdradziłabym Mina. Miałam ochotę powiedzieć mu prawdę: „Nie, nigdy już nie będę dla ciebie miła” — ale nagle zmieniłam zamiar i ugryzłam się w język. Pomyślałam o tym, że nie powinnam zniechęcać do siebie tak wpływowego człowieka, bo mogę potrzebować jego pomocy, gdyby Mino został aresztowany. Zrezygnowana, szepnęłam:
— Tak… będę dla ciebie miła.
— Powiedz — nalegał nieco ośmielony — powiedz, czy kochasz mnie choć troszkę?
— Nie, nie kocham cię — odrzekłam stanowczo — zresztą wiesz o tym, mówiłam ci to już tyle razy!
— I nigdy mnie nie pokochasz?
— Wydaje mi się, że nie.
— Ale dlaczego?
— Bez żadnego powodu.
— Kochasz innego.
— To nie twoja sprawa.
— Ale ja potrzebuję twojej miłości — zawołał z rozpaczą, wpatrując się we mnie pałającymi oczyma — dlaczego… dlaczego nie możesz mnie pokochać choćby trochę?
Tego dnia pozwoliłam mu zostać do późna w noc. Był niepocieszony, że nie mogę go pokochać. „Przecież nie jestem gorszy od innych mężczyzn — powtarzał — dlaczego zamiast innego nie miałabyś kochać mnie?” Doprawdy, budził we mnie wielkie współczucie; z takim naciskiem wypytywał o moje uczucia, szukając jakiejś nadziei dla siebie, że prawie miałam ochotę skłamać, aby dać mu owo złudzenie, na którym zależało mu tak bardzo. Zauważyłam, że tej nocy był jeszcze smutniejszy i bardziej zniechęcony do życia niż kiedykolwiek. Zdawało się, że pragnie swoim zachowaniem obudzić we mnie choćby pozory miłości, której nie było w moim sercu. Pamiętam, że w pewnej chwili zażądał, abym naga usiadła na fotelu. Klęknął przede mną, opierając głowę na moim łonie, przyciskając twarz do mego brzucha i długo trwał tak w bezruchu. Ja tymczasem musiałam przez cały czas głaskać go po włosach, lekko i pieszczotliwie. Nie po raz pierwszy zmuszał mnie do odgrywania tego rodzaju miłosnej pantomimy, ale tego dnia miała ona charakter bardziej dramatyczny niż zazwyczaj. Jęczał i wtulał tak mocno twarz w moje łono, jak gdyby chciał przeniknąć do mego ciała i udusić się. W takich chwilach robił na mnie wrażenie nie kochanka, lecz dziecka, które szuka po ciemku ciepła matczynego łona. Myślałam sobie, że wielu mężczyzn wolałoby w ogóle się nie urodzić, i że w tym jego ruchu, może podświadomie, wyrażało się nieokreślone pragnienie ukrycia się na powrót w ciemnych wnętrznościach, z których w bólach wydany został na świat.
Tej nocy klęczał przede mną tak długo, że zachciało mi się spać i zasnęłam przechylona do tyłu, oparta o fotel, z ręką na jego głowie. Nie wiem, jak długo spałam; w pewnej chwili wydało mi się, że się budzę i widzę Astaritę, już nie klęczącego przede mną, ale siedzącego naprzeciw, w ubraniu, i spoglądającego na mnie swymi melancholijnymi i gniewnymi oczyma. Ale był to może tylko sen albo halucynacja. W każdym razie, kiedy obudziłam się naprawdę, zobaczyłam, że Astarita już poszedł zostawiwszy na moim łonie, do którego tulił twarz, tę samą co zazwyczaj sumę pieniędzy.