Выбрать главу

Serce Nomury zabiło mocniej. „Nie jest żołnierką urodzoną po to, by rozkazywać tłumowi sług. Nie jest nią mimo poprzedniego trybu życia i zwyczajów. Odczuwa przerażające piękno, tak, czuje rękę Boga”. Po chwili pomyślał z przekąsem: „Lepiej, żeby tak było!”

Przecież to właśnie Feliz powierzono zarejestrowanie całego wydarzenia za pomocą aparatury multisensorycznej od początku, aż do chwili, kiedy po upływie stu lat basen się wypełni i zapluska w nim morze, po którym kiedyś będzie pływał Odyseusz. Zabierze to jej wiele miesięcy osobistego czasu (I mojego, błagam, mojego!). Każdy z agentów Patrolu pragnął doświadczyć zdumienia i przerażenia, gdyż tylko ludzie owładnięci żądzą przygody mogli zostać przyjęci do policji temporalnej. Jednakże tylko nieliczni mogli podróżować w tak zamierzchłą przeszłość, tłocząc się w wąskiej szczelinie czasowej. Większość będzie musiała skorzystać z cudzego pośrednictwa. Szefowie wybrali prawdziwą artystkę, która przeżyje wszystko dla nich i przekaże im swoje wrażenia.

Nomura przypomniał sobie swoje zdziwienie, kiedy wyznaczono go na asystenta Feliz. Skoro Patrol cierpiał na chroniczne braki kadrowe, jak mógł sobie pozwolić na werbowanie artystów?

Po tym jak odpowiedział na enigmatyczne ogłoszenie, poddał się kilku dziwacznym testom i dowiedział o podróżach intertemporalnych, zapytał, czy mogą w nich uczestniczyć policjanci i ratownicy. Odpowiedziano mu, że zazwyczaj mogą. Zdawał sobie sprawę, że Patrol potrzebuje personel administracyjny i urzędników, agentów — rezydentów odkomenderowanych do konkretnej epoki, historiografów, antropologów, no i oczywiście takich jak on przyrodników, ale podczas kilku tygodni wspólnej pracy Feliz przekonała go, że i bez artystów nie można się obejść. Człowiek nie żyje tylko samym chlebem, wojaczką, papierkową czy naukową robotą, nie zadowala go nagi pragmatyzm.

Dziewczyna ponownie schowała aparat.

— Jedźmy! — rozkazała.

Kiedy oddaliła się od swojego asystenta i skierowała na wschód, jej włosy zalśniły w słońcu jak roztopiony brąz. Nomura leciał za nią w milczeniu.

Dno przyszłego Morza Śródziemnego znajdowało się trzy kilometry poniżej poziomu Atlantyku. Przypływ zalał sporą jego część, tworząc cieśninę oddaloną od słupów Herkulesa o osiemdziesiąt i pół kilometra. Przepływało przez nią szesnaście tysięcy km3 wody w ciągu roku, czyli sto Wodospadów Wiktorii albo tysiąc Niagar.

Tyle statystyki. Rzeczywistość to biały, huczący, spieniony, przesłonięty wodnym pyłem żywioł, który rwał na kawałki ziemię i wstrząsał górami. Ludzie mogli widzieć, słyszeć, wąchać, czuć smak, ale nie byli w stanie sobie tego wyobrazić.

Dalej kanał stawał się szerszy, a wody spokojniejsze, zielono-czarne. Mgła zrzedła i wyłoniły się z niej wyspy podobne do statków przecinających fale potężnymi dziobami. Życie znów mogło zapuścić tam korzenie albo przenieść się na jeden z kontynentów. Zanim jednak upłynie sto lat, większość tych wysp zniknie pod powierzchnią morza, a żywe organizmy zginą w zmienionym klimacie. Wydarzenie to zakończy epokę mioceńską i zapoczątkuje plioceńską.

Mknąc naprzód, Nomura słyszał coraz większy hałas. Chociaż tutaj morze było nieco spokojniejsze, to jednak ryczało basem, który wzmagał się i wzmagał, aż całe niebo dźwięczało jak jeden wielki mosiężny dzwon. Tom rozpoznał cypel, którego nędzny szczątek zostanie kiedyś nazwany Gibraltarem. Niedaleko za owym przylądkiem szeroka na trzydzieści dwa kilometry katarakta tworzyła prawie połowę gigantycznego wodospadu. Wody oceanu przerażająco łatwo spływały z tej krawędzi. Na tle ciemnych klifów i brunatnej trawy rosnącej na obu kontynentach wodne masy były zielone jak szkło. Promienie słoneczne odbijały się od ich powierzchni. Dalej rozciągało się błękitne jezioro, skąd wypływały rzeki żłobiące wąwozy, coraz głębiej wdzierające się w spalone słońcem piaski pustyni, którą chciały zamienić w morze.

Wody huczały, kipiały i wirowały.

Feliz znowu zatrzymała pojazd. Nomura dołączył do niej. Znajdowali się wysoko nad ziemią; zimny wiatr owiewał ich świszcząc.

— Dzisiaj — powiedziała — chcę spróbować uchwycić wrażenie ogromu wodospadu. Podlecę blisko do najwyższej katarakty, rejestrując wszystko, a potem obniżę lot.

— Nie za blisko — ostrzegł. Dziewczyna nastroszyła się.

— Wiem, co mam robić.

— Och, ja… nie próbuję tobą kierować ani nic w tym rodzaju. „I nie powinieneś tego robić. Przecież jesteś plebejuszem, a w dodatku mężczyzną”. Proszę o to jak o przysługę… — Nomurę irytowała własna nieśmiałość i bezładna mowa. — Bądź ostrożna, dobrze? Chodzi mi o to, że wiele dla mnie znaczysz.

Zaskoczył go jej śmiech. Wychyliła się, napinając pasy bezpieczeństwa, żeby wziąć go za rękę.

— Dziękuję ci, Tom — powiedziała. A po chwili dodała z powagą: — Dzięki takim mężczyznom jak ty, rozumiem, co jest niewłaściwego w mojej epoce.

Często, a właściwie prawie zawsze rozmawiała z nim przyjaźnie. Gdyby była zaciekłą feministką, choćby nie wiadomo jak piękną, nigdy nie myślałby o niej w bezsenne noce. Zastanowił się, czy nie zaczął jej kochać w chwili, gdy zauważył, że bardzo stara się traktować go jak równą jej ludzką istotę. Nie przychodziło jej to łatwiej niż mężczyznom z różnych epok, którzy uwierzyli, że Feliz ma takie same zdolności jak oni i że powinna je w pełni wykorzystywać.

Dziewczyna nie umiała długo zachować powagi.

— Ruszaj! — zawołała. — Pospiesz się! Ten gigantyczny wodospad nie przetrwa następnych dwudziestu lat!

Jej pojazd pomknął do przodu. Tom sięgnął do hełmu i opuścił przezroczysta osłonę twarzy. Zanurkował za Feliz, wioząc taśmy, baterie i inne pomocnicze drobiazgi. „Bądź ostrożna — błagał ją w duchu — bądź ostrożna, kochanie”.

Wyprzedziła go znacznie. Widział ją z oddali, jaskrawą i szybką jak kometa; wyglądała jak ważka na tle spadającego w kilkukilometrową przepaść morza. Hałas narastał. Pełen złych przeczuć Nomura nie słyszał już nic innego.

Lecąc kilkanaście metrów nad powierzchnią wody, dziewczyna skierowała pojazd w stronę otchłani. Ukryła głowę w pokrytej tarczami wskaźników skrzynce, manipulowała regulatorami i sterowała kolanami. Słony pył wodny pokrył ekran Nomury. Tom uruchomił urządzenie czyszczące. Nagle pochwycił go powietrzny wir; chronocykl przechylił się. Poczuł ostre kłucie w bębenkach uszu, chronionych przed hałasem, ale nie przed zmianami ciśnienia.

Podleciał dość blisko do Feliz, gdy jej pojazd oszalał. Wpadł w korkociąg i uderzył w zielony bezmiar, który pochłonął i jego, i dziewczynę. Huk wodospadu zagłuszył krzyk Nomury.

Tom z całej siły uderzył w przełącznik mikrofonu i zanurkował za Feliz. Czy ślepy traf sprawił, że przekoziołkował o kilka cali od chciwych macek żywiołu? Dziewczyna zniknęła mu z oczu. Widział tylko ścianę wody i bezlitosny spokojny błękit w górze. Słyszał hałas, który przenikał go do szpiku kości, drżał pod wpływem zimnego wilgotnego powietrza i czuł na wargach słony smak łez.

Uciekł, żeby sprowadzić pomoc.

* * *

Za oknem żar lał się z nieba. W południe wyblakły krajobraz wydawał się martwy i nieruchomy; nie opodal przeleciał jakiś padlinożerny ptak. Tylko daleki wodospad nie milczał.

Ktoś zapukał do drzwi. Tom Nomura zerwał się z łóżka. Czując, że serce wali mu jak młot, wycharczał:

— Proszę.

Everard wszedł do pokoju młodego przyrodnika. Mimo klimatyzacji na jego mundurze widać było plamy potu. Garbił się lekko i gryzł ustnik nie zapalonej fajki.

— Co nowego? — zapytał błagalnie Nomura.