Выбрать главу

– Muszę się dostać na ostatnie piętro – wyjaśnił Bobby.

– To karabin?

– Proszę pana, sprawa jest poważna. Muszę dostać się na ostatnie piętro.

– Dobrze. Tam jest główna sypialnia. Aaa – mężczyzna otworzył szeroko oczy – rozumiem. Mój balkon jest naprzeciwko balkonu Gagnonów. Pan pewnie jest snajperem. Hm, może coś panu przynieść?

– Wystarczy, że wpuści mnie pan na ostatnie piętro. I to szybko.

Mężczyzna był bardzo uprzejmy. Nazywa się George Harlow i jest konsultantem, o czym powiadomił Bobby’ego, prowadząc go szerokimi schodami na górę. Prawie bez przerwy jest w rozjazdach, to doprawdy szczęśliwy zbieg okoliczności, że akurat dziś został w domu. Jego kamienica jest mniejsza od pozostałych i może nie tak ładna, ale za to w całości należy do niego. Sąsiedzi zachodzą w głowę, ile mogłaby kosztować. W zeszłym miesiącu jedna z okolicznych kamienic poszła za prawie dziesięć milionów dolarów. Dziesięć milionów. Tak, ojciec George’a, choć pijak, zostawił mu niezły spadek. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie te cholerne podatki od nieruchomości.

Czy mógłby dotknąć policyjnego karabinu?

Bobby powiedział, że nie.

Weszli do sypialni. Była przestronna, ale prawie nieumeblowana, na ścianach nie wisiały żadne obrazy. Facet rzeczywiście musiał rzadko tu bywać. Bobby widywał przytulniejsze pokoje w hotelach. Za to ściana od strony ulicy była cała oszklona, z rozsuwanymi drzwiami na środku. Idealnie.

– Proszę zgasić światła – powiedział.

Harlow wykonał polecenie, tłumiąc chichot.

– Ma pan jakiś stół? – zapytał Bobby. – Byle jaki. Krzesło też by się przydało.

Miał stolik do kart. Bobby rozstawił go, a gospodarz przyniósł składane metalowe krzesło. Oddech Bobby’ego był przyspieszony. Od wspinaczki na trzecie piętro? A może od przypływu adrenaliny wywołanego świadomością że zaraz wszystko się zacznie?

Był na miejscu zdarzenia od piętnastu minut, niezły, ale nie nadzwyczajny wynik. Pewnie przyjechali już inni członkowie jego jednostki. Blokada się zacieśniała. Wkrótce miał przybyć następny obserwator, a polem grupa negocjatorów nawiąże kontakt z ludźmi w mieszkaniu.

Bobby położył sig sauera na stoliku. Uchylił drzwi balkonowe na tyle, by w szparze zmieściła się lufa. Usiadł na metalowym krześle Harlowa, włączył radio zamontowane w kamizelce kuloodpornej i zaczął mówić do odczytującego drgania szczęki mikrofonu połączonego z odbiornikiem, który umieścił w uchu.

– Snajper Jeden zgłasza się.

– Słucham, Snajper Jeden – odpowiedział porucznik Jachrimo.

Bobby przyłożył oko do celownika i wreszcie poznał Gagnonów.

Rozdział 3

Widzę odwróconego plecami białego mężczyznę, około metr osiemdziesiąt wzrostu, krótkie brązowe włosy, ciemnoniebieska koszula. Stoi metr od drzwi balkonowych od frontu budynku, który od tej pory będę nazywał stroną A. Drzwi mają około metra szerokości, otwierają się na zewnątrz i patrząc od lewej strony, są trzecim otworem w ścianie. Pierwszy to okno odsuwane do góry, ma około pół metra szerokości i dwóch metrów wysokości. Otwór drugi to okno tego samego typu, o rozmiarach czterdzieści centymetrów na dwa metry. Tak samo wygląda otwór numer cztery.

Opisując trzecie piętro domu Gagnonów, Bobby uważnie obserwował. Mężczyzna za szybą stał nieruchomo. Patrzył na kogoś, szukał czegoś? Obie ręce trzymał przed sobą, więc nie było widać, czy jest uzbrojony.

Bobby wypatrywał kobiety i dziecka. Bezskutecznie.

Na środku sypialni, równolegle do drzwi balkonowych, stało wielkie łóżko z kutego żelaza, z lekkimi białymi draperiami. Za nim widać było szereg białych rozsuwanych drzwi; to pewnie garderoba. Po lewej stronie wnęka, a w niej chyba następne drzwi. Co jest za nimi? Łazienka? Salon?

Duży pokój, z wieloma kryjówkami. Robi się coraz ciekawiej.

Wyregulował ostrość, usiłując zobaczyć, co kryje się we wnęce po lewej stronie, ale nic to nie dało. Rzucił okiem na pozostałe okna, w których paliło się światło, lecz nie zobaczył ani śladu pozostałych mieszkańców.

Więc gdzie jest żona i dziecko? Schowali się za draperiami? W garderobie? A może leżą martwi na podłodze?

Poczuł ucisk w żołądku. Zmusił się, by głęboko zaczerpnąć powietrza i je wypuścić. Skup się. Bądź częścią wydarzeń, a zarazem poza nimi. Nabierz dystansu.

Znacie różnicę między strzelcem a snajperem? Strzelec ma puls. Snajper nie.

Bobby przygotował się na długie oczekiwanie: poprawił karabin, ułożył go na poduszce tak, by lufa była na odpowiedniej wysokości. Przesunął krzesło i oparł się o stolik, przyciskając kolbę do ramienia. Kiedy było mu już wystarczająco wygodnie, a broń stała się niczym trzecia ręka, wychylił się do przodu, przyłożył policzek do kolby i spojrzał w celownik, który zdawał się obejmować cały świat. Teraz nic mu już nie umknie.

Znów spojrzał w okno. Mężczyzna zaglądał za łóżko.

Bobby włożył do komory kulę ze wzmocnionym czubkiem i powoli skierował celownik na tył głowy mężczyzny. Oddychał płytko, miał równy puls. Ręka nawet przez chwilę nie zadrżała.

Policyjni snajperzy uczą się tylko jednego – jak błyskawicznie unieszkodliwić podejrzanego, który może trzymać palec na cynglu. Innymi słowy, Bobby co miesiąc ćwiczył przestrzeliwanie pnia mózgu.

Pozycja mu odpowiadała. Kąt nieduży, odległość znośna. Szyba w drzwiach balkonowych spowoduje lekkie zakrzywienie toru lotu kuli, ale to nie problem. Cel stał nieruchomo, więc nie trzeba było wodzić za nim karabinem, a przy tak małym dystansie warunki atmosferyczne nie grały roli.

Cofnął się od celownika tak, by nie poruszyć karabinu, i prawą ręką zaczął robić notatki w książce meldunkowej. Napisał, jaką ma amunicję i jak ustawił broń. Podniósł do oczu lornetkę, zapewniającą mu szersze pole widzenia, i wrócił do obserwacji mieszkania po drugiej stronie ulicy.

Mężczyzna przesunął się lekko w stronę łóżka. Bobby był coraz bardziej napięty, koncentracja osiągała crescendo. Początkowo nie wiedział, dlaczego tak się dzieje. Zauważył to dopiero po chwili.

Wrażenie to wywoływała poza, w jakiej mężczyzna stał; miał wyprostowane ramiona, sterczące łokcie, lekko rozstawione nogi, jakby chciał wydawać się większy i silniejszy. Jakby chciał pokazać, że on tu rządzi. Bobby był gotów się założyć, że jego twarz, której nie widział, jest czerwona, wykrzywiona furią.

Znów zaczął rozglądać się za żoną i dzieckiem, ale ich nie zauważył. Musieli jednak być w tym pokoju, inaczej mężczyzna by wyszedł. Bobby żałował, że nie widzi jego twarzy.

Korzystając z tego, że nic ciekawego się nie działo, wrócił do szkicowania planu budynku dla członków swojej jednostki. Zgodnie z regułami, boki kamienicy oznakował literami A, B, C i D. Ponieważ po obu stronach i z tyłu sąsiadowały z nią inne domy, zostawał tylko front, oznakowany literą A. Następnie ponumerował piętra kamienicy cyframi od jednego do pięciu, wraz z piwnicą. Na koniec zaznaczył wszystkie otwory w ścianie A i podał, które są drzwiami, a które oknami, określił ich przybliżone rozmiary i ponumerował je, poczynając od lewej strony.

Teraz wszyscy będą mieli do dyspozycji identyczne plany. Mężczyzna stał za drzwiami balkonowymi od strony A, na poziomie czwartym, w otworze trzecim, czy też, jak Bobby powiedziałby w skrócie, gdyby zaczęło robić się gorąco, jeden mężczyzna A-cztery-trzy. Bez konieczności precyzowania, po czyjej lewej, a po czyjej prawej stronie. Trzy szybkie współrzędne i bum, wszystko jasne.

Po naszkicowaniu planu Bobby, nauczony wieloletnim doświadczeniem, sprawdził kilka szczegółów. Czy podejrzany przygotował się na dłuższe oblężenie? Zabarykadował drzwi, pozabijał okna? Czy próbuje coś ukryć? Czy spuścił żaluzje, poprzestawiał meble, tak by zasłonić widok? Wszystko to są poważne znaki ostrzegawcze. Podobnie jak strzały padające z okien czy otwarte groźby.