Выбрать главу

Pamięta, że gdy ona tak szeptała, on wpatrywał się z uwagą w to miejsce na jej czole. Zawsze miał jakieś ulubione miejsce na twarzy kobiety, którą kochał. U Natalii był to prawy kącik ust.

– Przepraszam pana – powiedziała recepcjonistka, nieudolnie maskując zakłopotanie. – Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. To pewnie przez tę książkę – wskazała grubą czerwoną książkę ze znakiem paragrafu na obwolucie.

– Nic się nie stało. Ma pani śliczne czoło – powiedział, uśmiechając się do niej. – Czy mogłaby pani zamówić mi taksówkę?

– Oczywiście.

Uśmiechnęła się, podnosząc słuchawkę. Podała nazwę hotelu i zanotowała na skrawku papieru numer, przedyktowany najprawdopodobniej przez dyspozytora. Podając mu karteczkę, powiedziała:

– Taksówki stają przy południowym wjeździe na parking. Jak pan wyjdzie z hotelu, to proszę skręcić w lewo, a następnie przejść na ukos przez parking do bariery przy bramie wjazdowej. Nasi goście mają w tej firmie specjalne zniżki. Niech pan da kierowcy kartkę z tym numerem. On to uwzględni w rachunku.

– Tak, oczywiście – odpowiedział, zaciskając papier w dłoni. Specjalna zniżka na dworzec Lichtenberg…

Nieoczekiwanie wstała z fotela, stanęła przed nim, poprawiła włosy, znów odsłaniając czoło i zapatrzyła się w jego oczy. Opuścił głowę.

– To ja już pójdę – powiedział cicho.

– Za drzwiami skręcił w lewo. Wyłożona kamienną kostką alejka podjazdowa do hotelu łączyła się przy klombie z wąską ścieżką prowadzącą do parkingu. Dokładnie po przekątnej kwadratowego placu zobaczył oświetloną stróżówkę przy bramie wjazdowej.

– Spała w niej starsza kobieta, ułożywszy głowę wprost na blacie biurka. Nie zauważyła go, gdy przechodził. Nie budził jej, schylił się i przeszedł pod barierą zamykającą wjazd. Po prawej stronie, w połowie na chodniku, w połowie na jezdni stała taksówka. Wsiadł.

– Dzień dobry. Dworzec Berlin Lichtenberg – powiedział, rozpinając marynarkę.

Kierowca nie poruszył się.

– Lichtenberg, dworzec – powtórzył głośniej.

Kierowca nadal siedział bez ruchu. W pewnym momencie przechylił się do radia przy taksometrze i nie odwracając głowy powiedział cicho:

– Bardzo pana przepraszam, ale ja nie jeżdżę do Lichtenbergu. Zamówię panu inną naszą taksówkę. To nie potrwa dłużej niż trzy minuty. Przepraszam pana. Załatwię, aby pan pojechał bezpłatnie.

– Jak to, nie jeździ pan do Lichtenbergu? – zapytał zaskoczony.

Kierowca zaczął naciskać klawisze radiostacji, zapalił światło w szoferce i odwrócił się, aby wyciągnąć podwieszony pod sufitem kwadratowy mikrofon.

– Boże… to pan…

Światło padło na jego twarz.

Płakać trzeba w spokoju. Tylko wtedy ma się z tego radość”. Jakby to było wczoraj. “Płakać trzeba w spokoju…”. To on. Te same oczy.

Kierowca wpatrywał się w niego z ręką opartą o sufit.

– To przecież pan… Jakub… to pan… Szukałem pana. Przychodziłem na ten pociąg przez pół roku. Bałem się, ale przychodziłem. Chciałem pana przeprosić. Za to, że tak wtedy odszedłem, bez słowa. Przychodziłem co noc. Ale pana nie było. Potem wzięli mnie do kliniki i nie mogłem przychodzić, ale na przepustkach przychodziłem. I potem, latem, Christiane, ona była ze mną w tej samej klinice, powiedziała mi, że ludzie często są tylko raz w życiu na jakimś dworcu i że nie mam więcej tam chodzić, bo zawsze wracam taki nerwowy. Nie wierzyłem jej, ale nie chciałem mieć z nią problemu, to nie chodziłem. Ale wiedziałem, że pan przyjedzie. Wiedziałem. Bo ja chcę pan przeprosić, że wtedy tak odszedłem bez słowa. Nie powinienem tak odejść. Nie powinienem. Bo pan tyle dla mnie zrobił. A Christiane mówi, że pan był jak taki anioł i że każdy ma takiego anioła, i że to żadna wielka rzecz. Bo każdemu należy się taki anioł. I że mi też się należy. Bo ja jestem niby dobry człowiek. I ona mi wmawia, że może pana tak naprawdę nie było i mi się to wszystko tylko po pijanemu wydawało. Bo ja wtedy dużo piłem. Ale ona się nie zna. Ona nigdy nie była na Lichtenbergu. Nigdy. Na Lichtenberg nie przychodzą żadne anioły. Po prostu nie. I ja pana chcę przeprosić, że tak wtedy odszedłem bez słowa.

Przerwał na chwilę. Zgasił światło i mówił dalej:

– Bo pan mnie wyciągnął spod tego pociągu, a ja tak odszedłem bez słowa. Tak się nie robi. Po prostu nie. I ja tak przychodziłem na Lichtenberg, aby panu podziękować. Najpierw za ten pociąg, a potem to już bardziej za Christiane. Dziękuję panu. Powiem jej, że to żaden anioł. Że to pan. I że już nie będę nerwowy.

Zamilkł.

Jakub w ciemności wyszukał jego dłoń i ścisnął ją mocno. Trwali tak krótką chwilę. Potem otworzył drzwi taksówki, wysiadł i wrócił do hotelu.