Выбрать главу

Narcyz w Four Seasons W którąś niedzielę wieczorem poszłam na benefis dobroczynny do Four Seasons. Hasłem przyjęcia była „Oda do miłości”. Każdy ze stołów nazwano na cześć jakiejś sławnej pary: Tammy Faye i Jim Bakker, Narcyz i Jego Odbicie, Katarzyna Wielka i Jej Koń, Michael Jackson i Przyjaciele. Al D’Amato siedział przy stole Billa i Hillary. Na środku każdego stołu była dekoracja ze stosownych rekwizytów. Na przykład na stole Tammy Faye – Bakker były sztuczne rzęsy, błękitny cień do powiek i świeczki w kształcie szminek. Stół Michaela Jacksona miał wypchanego goryla i wybielający krem do twarzy Porcelanę.

Był tam też Bob Pittman.

– Z miłością nie koniec, ale koniec z paleniem – powiedział, szczerząc zęby. Obok stała jego żona, Sandy, a ja chowałam się za dekoracyjną rośliną, usiłując ukradkiem wypalić papierosa. Sandy powiedziała, że ma zamiar wspinać się na jakąś górę w Nowej Gwinei i nie będzie jej przez kilka tygodni.

Do domu wróciłam sama, ale zanim wyszłam, ktoś wręczył mi szczękę konia ze stołu Katarzyny Wielkiej.

Miłość w Bowery Bar, epilog

Donovan Leitch wstał od stolika Francisa Forda Coppoli i podszedł do nas.

– Ależ nie – wtrącił się do rozmowy. – Ja absolutnie wierzę, że miłość wszystko zwycięża. Tylko czasem trzeba jej zrobić trochę miejsca.

A właśnie dokładnie tego brakuje na Manhattanie.

O, byłabym zapomniała. Bob i Sandy się rozwodzą.

2

Seks grupowy? Nie sądzę…

Wszystko zaczęło się tak, jak to zwykle bywa: całkiem niewinnie. Siedziałam w domu, jedząc praktyczny lunch z krakersów i sardynek, kiedy zadzwonił znajomy. Jego kumpel był niedawno w Le Trapeze, seksklubie tylko dla par, i był pod wrażeniem. Odleciał. Nadzy ludzie uprawiali seks tuż przed jego nosem. Nie tak jak w klubach S &M, gdzie nie ma prawdziwych stosunków, tu był autentyczny, soczysty owoc. Dziewczyna tego faceta trochę spanikowała – chociaż, kiedy inna naga kobieta otarła się o nią, „nawet jej się to podobało”. Wedle jego relacji.

Facet był tak oczarowany tym miejscem, że wręcz nie chciał, żebym o nim pisała, bo bał się, że reklama je zrujnuje, jak większość porządnych miejsc w Nowym Jorku.

Zaczęłam sobie wyobrażać rozmaite scenki: piękne, umięśnione pary. Delikatny dotyk. Dziewczyny o długich, falujących blond włosach w wiankach z liści winnego krzewu. Chłopcy o idealnie białych zębach, w przepaskach z liści winnego krzewu. Ja w superkrótkiej sukience z liści winnego krzewu, z odsłoniętym jednym ramieniem. Wejdziemy ubrani, wyjdziemy oświeceni. Automatyczna sekretarka klubu drastycznie przywołała mnie do rzeczywistości. „W Le Trapeze nie ma obcych, tylko przyjaciele, których jeszcze nie znasz” – powiedział głos nieokreślonej płci, który dodał, że jest tam „bar z sokami, a także zimny i gorący bufet” – co rzadko mi się kojarzy z seksem i nagością. Z okazji Święta Dziękczynienia, 19 listopada miała się odbyć „noc orientalna”. To brzmiało ciekawie, tyle że okazało się, że „noc orientalna” odnosiła się do jedzenia, nie do ludzi.

Już wtedy powinnam była to sobie odpuścić. Nie powinnam była słuchać przerażająco napalonej Sallie Tisdale, która w swojej pornograficznej książce dla yuppie, Mów do mnie świństwa, zachwyca się publicznym seksem grupowym: „To jest tabu w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu… Jeśli sekskluby robią to, o czym mówią, to nastąpi prawdziwy przewrót. Tak jak się tego obawiałam, runą zapory… Centrum się nie utrzyma”. Powinnam się była zapytać: No i co w tym zabawnego?

Ale musiałam sama się przekonać. I tak w zeszłą środę wieczorem w moim kalendarzu były wpisane dwa wyjścia: 21.00 – obiad na cześć kreatora mody Karla Lagerfelda, Bowery Bar; 23.30 – seksklub Le Trapeze, Dwudziesta Siódma Wschodnia.

Bałaganiary; podkolanówki

Zdaje się, że wszyscy lubią mówić o seksie, i obiad Karla Lagerfelda, naszpikowany supermodelkami i wydawcami magazynów mody, nie był wyjątkiem. Rzeczywiście, nasz koniec stołu nagrzał się do białości. Cudna młoda dziewczyna o czarnych, kręconych włosach i manierze „już-wszystko-widziałam”, która może wyjść tylko dwudziestolatce, twierdziła, że uwielbia chodzić do barów topless, „ale tylko takich rasowych jak Billy’s Topless, bo tam dziewczyny są prawdziwe”.

Potem wszyscy się zgodzili, że małe piersi są lepsze niż sztuczne piersi i przeprowadzono ankietę: który z facetów przy stole był z kobietą, która rzeczywiście miała silikonowe implanty? I choć nikt się nie przyznał, jeden malarz, lat około trzydziestu pięciu, nie zaprzeczał dostatecznie mocno.

– Ty to brałeś! – oskarżył go wzięty hotelarz o twarzy cherubinka. – A najgorsze jest to, że… że ci się… podobało.

– Wcale nie – zaprzeczył malarz. – Ale nie miałbym nic przeciwko.

Na szczęście wtedy wjechało pierwsze danie i wszyscy napełnili kieliszki winem.

Następna rundka: Czy bałaganiary są lepsze w łóżku? Hotelarz miał swoją teorię.

– Gdy wchodzisz do mieszkania kobiety i wszystko jest na swoim miejscu, to już wiesz, że ona nie spędzi w łóżku całego dnia, zamawiając chińszczyznę, żeby ją z tobą zjeść w tym łóżku, lecz każe ci wstać i jeść tosty przy kuchennym stole.

Nie bardzo wiedziałam, jak na to zareagować, bo jestem dosłownie największą bałaganiarą na świecie. I pewnie pod moim łóżkiem akurat walają się pudełka po kurczaku od Generała Tso. Na szczęście wszystko zjadłam sama. Tyle co do tej teorii.

Podano steki.

– Co mnie naprawdę nakręca – przyznał malarz – to kiedy widzę kobitkę w spódniczce w szkocką kratę i w podkolanówkach. Cały dzień nie mogę pracować.

– E, nie – skontrował hotelarz. – Najgorsze, kiedy idziesz za kobietą po ulicy, a ona się w końcu odwraca i jest tak piękna, jak to sobie wyobrażałeś. I uosabia wszystko, czego nigdy w życiu nie będziesz miał.

Malarz pochylił się nad stołem.

– Kiedyś przez kobietę przestałem malować na pięć lat – oświadczył.

Cisza. Tego nikt nie mógł przebić. Wraz z kremem czekoladowym pojawił się mój partner na randkę w Le Trapeze. Ponieważ tam wpuszczają tylko pary – w znaczeniu mężczyzna i kobieta – poprosiłam mojego ostatniego ekschłopaka, Sama, doradcę inwestycyjnego, żeby mi towarzyszył. Sam to był dobry wybór, bo po pierwsze, był jedynym facetem, którego mogłam na to namówić, po drugie, miał już doświadczenie w te klocki. Milion lat temu był w Plato’s Retreat. Podeszła tam do niego jakaś nieznajoma i wyciągnęła mu ptaka ze spodni. Jego dziewczyna – a to wyjście było jej pomysłem – wybiegła z klubu z wrzaskiem.

Rozmowa zeszła na nieuniknione: jacy ludzie chodzą do seksklubów? Ja byłam chyba jedyna przy stole bez teorii. Bo choć nikt z biesiadników nie był w seksklubie, wszyscy zgadzali się, że do takich klubów chodzą głównie „nieudacznicy z New Jersey”. Ktoś rzucił, że do seksklubu nie można sobie tak po prostu chodzić, chyba że ma się dobre usprawiedliwienie, na przykład, że tego wymaga twoja praca. Ta gadanina wcale mi nie poprawiła nastroju. Poprosiłam kelnera, żeby mi przyniósł tequilę.

Sam i ja wstaliśmy od stołu. Pisarz, który zajmował się popkulturą, dał nam ostatnią radę.

– To będzie naprawdę straszne – ostrzegł, choć oczywiście w życiu nie był w takim miejscu. – Chyba że sami przejmiecie kontrolę. Musicie przejąć kontrolę nad tym, co się dzieje. Musicie tego dokonać.