Выбрать главу

– „Ha, ha, ha, jest zamieć, nie możesz wyjechać”

– wspominała Maeve. – A ja mu na to: „Ha, ha, ha, pojadę autobusem”.

Miesiąc później wróciła do męża. Nie była wyjątkiem, wiele kobiet rzucało Periego po to, by wrócić do mężczyzn, z którymi wcześniej zerwały. Ale to nie znaczyło, że Peri znikał z ich życia.

– Faksy, listy i tysiące telefonów – mówiła Sapphire.

– To było straszne. On ma wielkie serce i pewnego dnia będzie świetnym facetem.

– Ja przechowuję wszystkie jego listy – przyznała Sarah. – Są takie wzruszające. Widać nawet ślady po jego łzach.

Wyszła z pokoju i po chwili wróciła, trzymając listy. Czytała nam na głos: „Nie jesteś mi winna swej miłości, lecz mam nadzieję, że będziesz miała odwagę wyjść naprzeciw mojej. Nie przesyłam ci kwiatów, bo nie chcę dzielić ani zbrukać twej miłości niczym, czego sam nie stworzyłem”.

Sarah się uśmiechnęła.

Pobieramy się

Wszystkie kobiety twierdziły, że po Perim wiedzie im się całkiem dobrze. Jackie powiedziała, że widuje się ze swoim osobistym trenerem; Magda wydała swoją pierwszą powieść; Ramona wyszła za mąż i była w ciąży; Maeve otworzyła kafejkę; Sapphire odkryła starą miłość; Sarah twierdziła, że jest szczęśliwa, uganiając się za dwudziestosiedmioletnim złotym chłoptasiem.

A co do Periego, to niedawno przeniósł się za granicę w poszukiwaniu nowych szans na ożenek. Ktoś słyszał, że dostał kosza od Angielki, która tak naprawdę chciała poślubić księcia.

– Zawsze umawiał się z nieodpowiednimi kobietami – podsumowała Sapphire.

Sześć miesięcy temu Peri wrócił na chwilę i zaprosił Sarah na obiad.

– Ujął moją dłoń – westchnęła – i powiedział do swojego przyjaciela: „Oto jedyna kobieta, jaką kiedykolwiek kochałem”. No i przez wzgląd na stare czasy poszłam do niego na drinka, a on poprosił mnie o rękę tak poważnie, że nie mogłam uwierzyć. Myślałam, że udaje. Więc postanowiłam go potorturować. Powiedział mi: „Nie chcę, żebyś się widywała z innymi mężczyznami, ja nie będę się spotykał z innymi kobietami”. Ja na to: „W porządku”. A pomyślałam: „Jak on to sobie wyobraża? On mieszka w Europie, ja w Nowym Jorku”. Ale następnego ranka zadzwonił i przypomniał:

„Miej świadomość, że jesteś teraz moją dziewczyną”. Ja na to: „W porządku Peri, spoko”.

Wrócił do Europy, a Sarah, jak twierdziła, zapomniała o całej sprawie. Pewnego ranka była w łóżku z nowym chłopakiem, kiedy zadzwonił telefon. To był Peri. Kiedy Sarah z nim rozmawiała, jej chłopak zapytał: „Chcesz kawy?” Peri oszalał.

– Kto tam jest?!

– Przyjaciel – odparła Sarah.

– O dziesiątej rano? Sypiasz z innym! Mamy się pobrać, a ty sypiasz z innym facetem?

Rzucił słuchawką, ale tydzień później znowu zadzwonił.

– Jesteś gotowa? – zapytał.

– Na co?

– Przecież się pobieramy, nie? Chyba nikogo nowego nie szukasz, co?

– Słuchaj Peri, nie widzę na swoim palcu pierścionka – powiedziała Sarah. – Może byś tak wysłał umyślnego do Harry’ego Winstona, żeby coś wybrał. Wtedy pogadamy.

Peri nie zadzwonił do Winstona. Sarah nie miała od niego wiadomości przez kilka miesięcy. Teraz powiedziała, że nawet za nim tęskni.

– Uwielbiam go – przyznała. – Współczuję mu, bo jest totalnie popieprzony.

Na dworze robiło się ciemno, ale żadna nie chciała wychodzić. Wszystkie chciały zostać, owładnięte obrazem mężczyzny takiego jak Tom Peri, który nie jest Tomem Perim.

4

Kobierzec ślubny na Manhattanie: niezamężne kobiety, toksyczni kawalerowie

Wczoraj na lunchu. Zajadle plotkuję z facetem, którego dopiero co poznałam. Omawiamy wspólnych znajomych, pewną parę. On znał męża, ja żonę. Nigdy nie poznałam męża, a żony też nie widziałam od lat (poza przypadkowym wpadaniem na nią na ulicy). Ale jak zwykle, wiedziałam wszystko, co trzeba.

– To się źle skończy – powiedziałam. – On był naiwny. Prowincjonalny prostaczek. Przyjechał z Bostonu i nic o niej nie wiedział, a ona wykorzystała okazję. Przeszła już przez tylu facetów w Nowym Jorku, miała swoją reputację. Żaden mężczyzna z miasta by się z nią nie ożenił.

Zaatakowałam swojego smażonego kurczaka, rozgrzewając się w temacie.

– Bo kobiety w Nowym Jorku wiedzą. Wiedzą, kiedy powinny wyjść za mąż. I wtedy to robią. Może już się przespały ze zbyt wieloma facetami albo stwierdziły, że zawodowo nic więcej nie osiągną, a może naprawdę chcą mieć dzieci. Do tego momentu odkładają małżeństwo, jak długo się da. I wtedy przychodzi okazja, i jeśli jej nie złapią… – wzruszyłam ramionami -…to po ptakach. Pewnie już nigdy nie wyjdą za mąż.

Siedzący przy naszym stoliku prawnik z Westchester, typ ciepłego tatuśka, patrzył na nas przerażony.

– Ale co z miłością? – zapytał.

Rzuciłam mu współczujące spojrzenie.

– Zapomnij.

Jeśli chodzi o znajdowanie partnerów do małżeństwa, to Nowy Jork ma swoje własne okrutne rytuały godowe, tak skomplikowane i wyrafinowane, jak te z powieści Edith Wharton. Wszyscy znają zasady, ale nikt nie chce o nich mówić. W rezultacie Nowy Jork wyhodował specyficzny gatunek samotnych kobiet – mądrych, atrakcyjnych, odnoszących sukcesy, które… nigdy nie były zamężne. Taka kobieta jest już dobrze po trzydziestce albo tuż po czterdziestce, i jeśli wiedza empiryczna na coś się przydaje, to pewnie nigdy nie wyjdzie za maż.

Nie mówię o statystykach. Ani o wyjątkach. Wszyscy znamy przypadek wziętego dramatopisarza, który poślubił piękną projektantkę mody kilka lat starszą od siebie. Ale jeśli ktoś jest piękny, bogaty, robi karierę i „zna wszystkich”, to normalne zasady go nie dotyczą.

A z drugiej strony, co, jeśli jesteś śliczną czterdziestolatką, producentką telewizyjną albo masz własną firmę public relations, ale wciąż mieszkasz w studio i sypiasz na rozkładanej kanapie – no, jesteś taką Mary Tyler Moore lat dziewięćdziesiątych? Tyle że w przeciwieństwie do Mary Tyler Moore poszłaś do łóżka z tymi wszystkimi facetami, zamiast ich stanowczo wykopać tuż po północy? Co się dzieje z takimi kobietami?

W tym mieście są tysiące, może dziesiątki tysięcy takich kobiet. Każdy zna wiele z nich i wszyscy się zgadzają, że są świetne. Podróżują, płacą podatki, potrafią wydać czterysta dolarów na parę sandałków od Manolo Blahnika.

– Te kobiety są w porządku – powiedział Jerry, kolejny prawnik, lat trzydzieści dziewięć, który poślubił jedną z takich świetnych kobiet, trzy lata starszą od siebie. – Nie są ani szalone, ani neurotyczne. Nie są typem z Fatalnego zauroczenia. - Jerry się zamyślił. – Dlaczego znam tyle wspaniałych kobiet, które nie są zamężne, a żadnego świetnego, wolnego faceta? Powiedzmy to wprost: nieżonaci faceci w Nowym Jorku są do dupy.

Duet M. &MS

– Bo to jest tak – ciągnął Jeny. – Kobiety w Nowym Jorku mają szansę wyjść za mąż. Ale to takie wąskie okienko gdzieś pomiędzy dwudziestym szóstym a trzydziestym piątym rokiem życia. No, może trzydziestym szóstym.

Byliśmy zgodni, że jeśli kobieta była już kiedyś mężatką, to zawsze znowu może się wydać; ma pewną wiedzę, jak dobić targu.

– Ale potem nagle, kiedy kobieta ma już trzydzieści siedem czy trzydzieści osiem lat, pojawiają się te wszystkie… opinie – powiedział Jerry. – Bagaż. Za długo tu były. Ich przeszłość działa przeciwko nim. Gdybym był wolny i dowiedziałbym się, że jakaś kobieta chodziła z Mortem Zuckermanem albo Maranem (wydawca), z tym duetem M. &MS, to zapomnij. Kto chce być dwudziesty na liście? A potem jeszcze czekają inne niespodzianki, jak nieślubne dzieci, pobyty na odwyku – to już jest problem.