Выбрать главу

– Moja pani nie czuła się dobrze, milordzie. Wypiła ziółka nasenne i prosiła, byś wytłumaczył jej nieobecność jutro u króla. Niestety, nie czuje się też na tyle dobrze, by jechać na polowanie.

– Jest naprawdę chora, czy tylko się ze mną droczy? – zapytał Lonę.

– Milordzie! – oburzyła się Lona, gdy zasugerował, że jej pani mogłaby oszukiwać.

– To nie jest odpowiedź – upierał się diuk.

– Zeszłej nocy moja pani była bardzo zmęczona. Cierpiała z powodu nadwyrężonych nerwów, bólu głowy i wycieńczenia nadmiarem płaczu. Ma wrażliwą duszę i wiem, że przydarzyło jej się coś niemiłego, choć pan pewnie nie chce o tym słyszeć.

Diuk czuł się nieswojo pod surowym spojrzeniem Lony.

– Gdy tylko się obudzi, Lono, powiedz, że ją kocham. Zapewnij ją, że wydarzenia zeszłej nocy na pewno się nie powtórzą, jak już jej wcześniej obiecałem. Wytłumaczę jej nieobecność królowi, tak, jak wytłumaczę moją, bo nie zostawię jej samej, kiedy jest chora.

– Moja pani będzie na pewno zadowolona, że błagałeś o wybaczenie za swoje grzechy, książę, ale oszaleje, jeśli się okaże, że nie pojechałeś na polowanie – powiedziała szczerze Lona. – Uwielbia króla Karola i z pewnością nie chciałaby, żeby się martwił niepotrzebnie jej stanem zdrowia. Jeśli ciebie, panie, nie będzie na polowaniu, jej choroba wyda się wszystkim groźniejsza, niż jest w rzeczywistości. Ktoś nieprzyjazny mojej pani, jak księżna, która jej nienawidzi, mógłby rozpuścić plotkę, może nawet o zarazie. Potem wszyscy bylibyśmy zmuszeni spędzać lato gdzie indziej, może nawet w Normandii, a wie pan doskonale, że tam moja pani nie może panu towarzyszyć.

– Sprytna z ciebie dziewucha, Lono – przyznał ze śmiechem diuk, rozumiejąc niezbyt zresztą zawoalo-wane sugestie służącej. – Możesz dać mi słowo, że twoja pani nie jest poważnie chora?

– Tak, milordzie.

– Więc spędzę dzień na polowaniu z królem i jego gośćmi. Powiedz swojej pani, kiedy się obudzi, że przyjadę dopiero późnym wieczorem i spodziewam się, że do tego czasu w pełni wyzdrowieje. Rozumiesz mnie, Lono?

– Tak, milordzie – odparła dziewczyna z porozumiewawczym uśmiechem i skłoniła się nisko.

– Dobranoc zatem – rzekł książę i wrócił do siebie. Lona zamknęła zasuwkę w drzwiach i kiedy już nie słyszała kroków księcia, powiedziała cicho:

– Poszedł sobie, milady.

Arabella odwróciła się i usiadła na łóżku.

– Dobrze się spisałaś, Lono – rzekła. – Sprytnie to wymyśliłaś, kiedy postanowił zostać ze mną. Dziękuję.

– Ja też nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do Anglii, tak jak ty i wszyscy inni, pani.

– Podróż nie będzie łatwa – stwierdziła Arabella. -Nie będziemy się zatrzymywać, z wyjątkiem popasu.

– Z radością zobaczę wreszcie oddalający się brzeg Francji. – To nie jest mój świat, milady. Tęsknię za prostym życiem w domu. Poza tym pora już, byśmy z Fergusem się pobrali. Mam panią spakować?

– Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy, Lono, bo tych strojnych sukien nie będę przecież nosiła w Greyfaire. Spakuj też biżuterię, bo Bóg mi świadkiem, że sobie na nią zasłużyłam! Nie będę jej nosić, ale można by ją złożyć w Yorku na procent, żeby podreperować dochody majątku, zwłaszcza w złych czasach.

Wczesnym świtem Arabella obserwowała z okna, jak diuk i lord Varden wyjeżdżają z Rossignol, by dołączyć do polowania w Amboise. Służba z château, a było jej niewiele, bo książę chciał mieć spokój na wsi, uwijała się w pracy i nikt nie zwrócił uwagi, że kochanka ich pana wyjeżdża. Zresztą nikt nie miał prawa jej o nic pytać. Przygotowano i zapakowano powóz. Arabella postanowiła na drogę do Calais zabrać swoją klaczkę i zostawić tę, którą podarował jej diuk. FitzWalter i pozostali ludzie Arabelli jak zwykle dyskretnie przygotowali ją do drogi, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.

Kilka godzin później czekali na lorda Vardena w zajeździe w Villeroyale. Tony przybył wkrótce po nich. Zjedli i ruszyli w drogę, by przez następnych kilka dni podróżować bez dłuższych przerw, przystając tylko, aby nakarmić i napoić konie. Arabella zostawiła księciu liścik, w którym poinformowała go, iż nie może już dłużej z nim być po tym, co jej uczynił. Błagała, by uszanował jej decyzję i nie jechał za nią. To Anthony nalegał na ten list, bo obawiał się, że niespodziewane zniknięcie Arabelli mogłoby wywołać zbyt duże wzburzenie. Spodziewał się, że diuk albo uszanuje jej prośbę, albo będzie czekał, by zmieniła zdanie i sama do niego wróciła. Tak czy siak, dałoby im to kilka dni przewagi.

Lord Varden wysłał jednego ze swoich ludzi, by zorganizował dla nich przeprawę przez Kanał. Musieli bez zwłoki uciec z Anglii, bo zawsze istniała możliwość, że księżna ich wyda.

Bezpiecznie dotarli do Calais w pięć i pół dnia, zatrzymując się w małym domu Arabelli w Paryżu, by zabrać jej konia. Fergus zakradł się po niego w środku nocy i wyprowadził go bezszelestnie, nie obudziwszy chłopca stajennego, którego najęto do pilnowania zwierząt. Zostawił przy głowie chłopca srebrną monetę. Wiedział, że rano, kiedy odkryją brak jednej klaczy w stajni, chłopak zostanie wyrzucony i ta moneta przyda mu się, by zacząć od nowa. Miasto opuścili jeszcze przed świtem.

W Calais czekało ich jednak spore opóźnienie. Letnie burze sprawiły, że po Kanale nie dało się pływać i żaden statek nie chciał ruszyć w drogę, póki morze się nie uspokoi. Człowiek lorda Vardena zorganizował im nocleg w niewielkim zajeździe niedaleko portu. Zajazd nazywał się „Dzika Róża” i składał się jedynie z trzech pokoi. Arabella i lord Varden zajęli więc cały zajazd, który był na tyle oddalony od głównych traktów, że nie wstępowali tam często goście. Dodatkowa zapłata zapewniła im ze strony gospodarza dyskrecję i odosobnienie. Calais należało teraz do Anglii, ale Arabella nie czuła się bezpiecznie, póki nie znajdowała się na angielskiej ziemi.

Po dwóch dniach sztorm ucichł, a kapitan statku „Dziewica z Dover” powiedział, że ruszają następnego dnia z odpływem i jeśli będą mieli szczęście, dotrą do Anglii późnym popołudniem.

Kapitan wyszedł, ale drzwi nie zdążyły się za nim zamknąć, kiedy wszedł Adrian Morlaix. Arabella pobladła, a Anthony Varden wziął głęboki oddech. FitzWalter i Fergus McMichael sięgnęli po miecze, ale czekali na rozkaz lorda Vardena.

– A więc, ma Belle, udało mi się nareszcie cię dogonić – rzekł spokojnie książę i ucałował jej dłoń.

– A w jakim celu, panie? – zapytała chłodno, cofając rękę. – Nie wyraziłam się jasno w mym liście, który ci zostawiłam?

– Chciałbym porozmawiać z tobą sam na sam, ma Belle - szepnął czule i znacząco.

– Nie możesz mieć do powiedzenia nic, czego nie mógłby usłyszeć lord Varden – odparła surowo.

– Czy nasza miłość musi być sprawą publiczną? – zapytał.

– To ty ją taką uczyniłeś, nie ja.

Diuk de Lambour uśmiechnął się pobłażliwie.

– Touche, ma Belle – odparł.

– Zmarnowałeś czas, mój panie, jadąc za mną – rzekła Arabella.

– Nie, ma Belle. Przyjechałbym szybciej, ale do Amboise z Normandii przybył posłaniec do mnie. Zmarła moja żona. Udławiła się ością – rzekł po prostu i bez emocji.

– Niech Bóg i Matka Przenajświętsza mają ją w swojej opiece – rzekła przygaszona Arabella. – Tak mi przykro, Adrianie.

– Chcę, żebyś mnie poślubiła, Arabello – odparł. Zaskoczyło ją to zupełnie. Jak dotąd nigdy nawet nie użył jej pełnego imienia. Zawsze mówił na nią Belle.

– Możemy w tajemnicy pobrać się już dziś, tutaj, w Calais. Tony będzie naszym świadkiem, ale oficjalnie muszę być w żałobie po Claude Marie przez rok. Jestem jej to winien, bo była matką mych dzieci – ciągnął diuk rzeczowym tonem.